sobota, 28 grudnia 2013

Hobbit: Pustkowie Smauga – Książka a film, czyli pewien Hobbit wszedł do legowiska Smoka…

Nastał grudzień, nastały święta, w kinach nastał również czas Hobbita. Jedna z bardziej oczekiwanych premier tego roku, bo jakżeby inaczej nazwać produkcję, na którą czekaliśmy od momentu zakończenia Niezwykłej podróży? Czekać będziemy jeszcze cały kolejny rok na cześć trzecią i pewna jestem, że i kolejnym razem dostaniemy bardzo dobry film. Można było mieć wątpliwości przy okazji zeszłorocznej premiery Hobbita, czy Peter Jackson po latach przerwy od Władcy Pierścieni będzie potrafił ponownie odtworzyć klimat Śródziemia (Zawłaszcza, że właściwie dla mnie jednak jest to tylko reżyser Tolkienowskich historii, bo żaden inny jego film  od czasów Władcy Pierścieni jakoś specjalnie mi się nie spodobał. Patrz: Nostalgia Anioła, był jedynie producentem całkiem dobrych produkcji: Dystrykt 9, Przygody Tintina). Jednak jeśli ktoś opanował sztukę przelewania na ekran magii świata Elfów, Krasnoludów i Ludzi to jest to właśnie Jackson.



Druga odsłona przygód Pana Bilbo Baginnsa i drużyny 13 Krasnoludów (Dla przypomnienia:  Balin, Dwalin, Fili, Kili, Dori, Ori, Nori, Oin, Gloin, Bifur, Bofur, Bombur i Thorin Dębowa Tarcza) jest produkcją o wiele bardziej dynamiczną i obfitującą w o wiele bardziej niebezpieczne przygody dzielnej kompani w porównaniu do Niezwykłej podróży. Można by zarzucić temu filmowi, że nie ma tu już czasu na dowcipy, spokojne jedzenie zupy, rozpalanie ogniska, zakłady, narzekanie na deszcz, długą podróż i podziwianie pięknych scenerii. Przygoda stała się niebezpieczną wyprawą, Krasnoludy są ścigane przez Wargów i Orków i nie mają czasu na odpoczynek i mniej tu czuć klimat Śródziemia. Jednak części pierwszej zarzucano właśnie to rozwlekanie się fabuły na rzecz sentymentalnych pieśni i pięknego beztroskiego widoku pagórka, cóż koniec z tym w Pustkowie Smauga.  Co prawda na szczęście zmieszczone kilka minut „nuty hobbitowej” i możemy poczuć „magię”.
Pustkowie Smauga wciąż jest integralną częścią trylogii (tyle, że więcej się w niej dzieje), kontynuuje również kreację Hobbita jako preludium do Władcy Pierścieni i większość scen „naddanych” dotyczy poczynań Gandalfa po opuszczeniu drużyny, o czym nie ma ani słowa w książce, co się z nim działo po opuszczeniu, za to na ekranie możemy również śledzić poczynania Gandalfa, co jest zapowiedzią Władcy Pierścieni – wielkie zło nadchodzi (Wspomina o tym również Smaug.
[Pan Baggins, drżący z chłodu na tratwie z beczek, zapewne pocieszyłby się nieco, gdyby wiedział, że wieści o tym wszystkim dotarły do Gandalfa w dalekich stronach i mocno go zaniepokoiły, że czarodziej właśnie kończył inne sprawy (nie należące do tej historii,) i przygotowywał się na poszukiwanie kompanii Thorina. Ale o tym Bilbo nic nie wiedział, J.R.R Tolkien, Hobbit, czyli tam i z powrotem, przekł. Maria Skibniewska, Warszawa 1997, s. 197]

Jak wspomniałam, ponownie nie można nic zarzucić stworzonemu światu. Las jest mroczny, pająki realistyczne, a wygenerowany komputerowo smok z głosem Benedicta Cumberbatcha (!) przerażający (choć w kwestii możliwości komputerowych uważam, że jednak mimika na twarzy Smeagola z Niezwykłej podróży zrobiła na mnie większe wrażenie). Może tylko tym razem Elficka siedziba z Mrocznego lasu nie jest tak imponująca jak Rivendell.  Po obejrzeniu części drugiej utwierdzam się również w przekonaniu, że gdyby robić plebiscyt na najlepszego Hobbita, to z całą pewnością odtwórca roli Bilba - Martin Freeman wygrałby go odstawiając konkurencję (tj. Froda, Pipina, Merry`ego i Sama) w przedbiegach. Sposób w jaki chodzi, niepewnie się rozgląda, na jego twarzy maluje się zwątpienie, lęk jest tak niziołkowaty, że bardziej hobbitowy już ten Hobbit być nie mógł. W kwestii pozostałych ról McKellen w roli Gandalfa nie zawodzi (te sceny zbliżenia na jego oczy w rozmowach z Bilbem jedne z lepszych ujęć kamery i tylko taki aktor jak McKellen potrafi chyba grać spod takiej czupryny włosów), a Orlando Bloom jako Legolas niestety, ale się postarzał. Akurat pomysł na wprowadzenie na siłę do Hobbita postaci Legolasa, który wygląda może nie dosłownie starzej, ale dojrzalej w porównaniu do kreacji tej  postaci we Władcy Pierścieni (od której części minęło to 10 lat i niestety po twarzy Blooma to widać, a Elf teoretycznie przecież nie powinien się zmieniać), ponadto naddany z tą postacią wątek miłosny moim zdaniem również nie był potrzebny. (Przecież Hobbita ogląda się nie dla romansu, ale dla magicznej przygody, walk i smoka). Jedynym plusem z wprowadzenia jeszcze postaci Tauriel i stworzenia „trójkąta” miłosnego były dodatkowe sceny poświęcone Killiemu, dzięki czemu stał on się kolejnym po Thorinie (przywódca grupy), Balinie (najstarszy, najbardziej doświadczony, negocjował z Bardem przewóz przez jezioro) i Borfurem (Rudy i gruby) rozpoznawanym przeze mnie Krasnoludem z drużyny z imienia. Ponadto przetransformowana w porównaniu do książki scena ucieczki w beczkach od Elfów jest moim zdaniem jedną z lepszych sekwencji w filmie. Dobre dynamiczne ujęcia, przeskakiwanie pomiędzy beczkami, Legolas skaczący po głowach krasnoludów - wspaniałe widowisko. Na szczęście znaleziono też odrobinę czasu na nieco humoru (choć znacznie mniej w porównaniu do Niezwykłej podróży) w postaci obładowania Krasnoludów rybami i dodano śmieszną scenę w której Elfy przeszukują krasnoludy. [Jeden z Elfów zabiera Gloinowi portrety rodziny pytając czy to jego brat (postać miała brodę) na co Golin, że to jego zona, Elf patrzy na drugą postać i pyta co za „potworek” na co Gloin, że to jego syn Gimli (Krasnolud będący członkiem drużyny pierścienia! – fajne nawiązanie]

Dalej możliwe SPOILERY

Podstawowe różnice pomiędzy książką a filmem
(które udało mi się wyłapać, jednak już po ponad roku od przeczytania książki, komentarze, sprostowania, dodatkowe spostrzeżenia, inne ważne różnice mile widziane)

  • Pierwsza scena. Spotkanie Thorina i Gandalfa w tawernie Pod rozbrykanym kucykiem, kiedy Gandalf namawia Thorina do wyruszenia w podróż. W książce gdzieś na początku było jedynie wspomniane, że Gandalf dał Thorinowi mapę. 
[Smaczek dla spostrzegawczych: W pierwszej minucie filmu można zauważyć Petera Jacksona we własnej osobie! Pojawia się krótkie ujęcie jak stoi chyba pod tawerną!!! Jest też scena z udziałem Jacksona we Władcy pierścieni]
  • Wizyta w domu Beorna. W książce drużyna wcale się tak nie spieszyła. Najpierw na spotkanie Beorna poszedł Gandalf z Bilbem, a gdy Gandalf zagwiżdże miały pojawiać się kolejne krasnoludy po dwóch na raz. Krasnoludy przychodziły po kolei jak powoli Gandalf wyjaśniał Beornowi, że było ich więcej opowiadając swoje przygody. W ten sposób Beorn przyjął w swoim domu tak dużą drużynę, inaczej gdyby zjawili się wszyscy na raz, to by ich odprawił. Ważna scena wyjaśniająca spryt czarodzieja. W filmie to skrócono do ucieczki przed Orkami i wtargnięcia właściwie do domu Beorna podczas gdy był we wcieleniu niedźwiedzia i czekali aż za dnia przeobrazi się w gościnnego człowieka.
  • Zgadza się moment nazwania miecza Bilba "Żądłem", kiedy pająki syczały, że je żądli. Bilbo uwolnił Krasnoludy, jednak to nie Elfy w książce uratowały ich przed pająkami. Krasnoludy wraz z Bilbem sami się uwolnili i pozabijali pająki i po tej bitwie zauważyli, że nie ma wśród nich Thorina, który to wcześniej został porwany przez Elfy. Drużyna bez Thorina pozostała w Lesie i zostali pojmani dopiero kolejnej nocy.  W książce około dwóch tygodniu zajęło Bilbowi odnalezienie się w pałacu i uwolnienie Krasnoludów. W filmie wydaje się to kwestią jednej nocy.
  • Ucieczka z Królestwa Elfów. Zgadza się, uciekli w beczkach, ale w książce nie było pościgu ani Elfów ani Orków w trakcie.
  • Sposób poznania Barda. W książce Krasnoludy zwyczajnie wkroczyły do miasta i przedstawiły się władcy miasta z prośbą o pomoc. W samym mieście według książki przebywali dwa tygodnie nim udali się w dalszą podróż. Znowu w książce aż tak im się nie spieszyło.
  • Scena odnalezienia wejścia do góry (stukanie drozda, Biblo wołający Krasnoludy, które już się poddały  - się zgadza). Bilbo wchodził do Góry kilka razy nim weszły tam za nim Krasnoludy. Scena rozmowy ze Smokiem wiernie odtworzona (pochlebstwa na temat Smauga, sposób uprzejmej rozmowy Bilba). W książce informacja o słabym punkcie w zbroi Smoka pojawia się właśnie w trakcie rozmowy Bilba ze Smaugiem.
  • Nie było w książce walki ze Smokiem w górze. Wzbudzony ze snu po rozmowach z Bilbem smok  zwyczajnie zaatakował miasto, podczas gdy Krasnoludy weszły do góry i długo szukały tam żmudnie Arcyklejnotu.
  • Właściwie postać Barda powinna pojawić się dopiero w trzeciej części filmu, kiedy to walczy on ze Smokiem.
  • Legolas nie pojawia się w Hobbicie, podobnie Tauriel. Wszystkie sceny z jego udziałem są dodane.


Skrócony plan wydarzeń Hobbit: Pustkowie Smauga:

  1. Retrospekcja: scena rozmowy Gandalfa z Thorinem
  2. Wizyta u Beorna, dotarcie na kucykach na skraj Lasu
  3. Gandalf opuszcza drużynę
  4. W lesie krasnoludy złapane przez pająki
  5. Ratunek Elfów, niewola u Elfów
  6. Ucieczka na beczkach
  7. Spotkanie  Barda, wkradniecie się do Miasta na Jeziorze
  8. Choroba Fili`ego
  9. Ujawnienie się w mieście, obietnice podzielenia się łupami, otrzymanie ekwipunku
  10. Wyruszenie na Samotną Górę
  11. Ostatnie światło w dniu Dorina- księżyc- wejście do Góry
  12. Obudzenie smoka – Bilbo uprzejmie rozmawia ze Smokiem
  13. Krasnoludy wchodzą do wnętrza góry
  14. Walka ze smokiem
  15. Smok odlatuje by zaatakować miasto

KONIEC


Hobbit Pustkowie Smauga kończy się wyruszeniem Smoka by zaatakować Miasto na Jeziorze – w moim wydaniu książki 255 strona na 314 (Przypominam, że jak pisałam w recenzji pierwszej części, tamta skończyła się na 118 mojego wydania). Znaczy to że tym razem Peter Jackson zekranizował największą część: 137 stron materiału jełkiej mu dostarczał J.R.R. Tolkien i mamy za sobą prawdopodobnie najbardziej treściwą (najwięcej wydarzeń) część. Pozostała właściwe sama końcówka tej historii do pokazania w Tam i z powrotem, ale gdzieś czytałam, że będziemy mogli w kolejnej części filmu zobaczyć jak Bilbo wracał spod Samotnej Góry, co w książce mieści się w 7 stronach (SPOILER: w drodze powrotnej przebywa trochę u Beorna, potem w Rivendell) w kolejnej części filmu z pewnością czeka nas efektowna wielka bitwa Ludzi, Krasnoludów i Elfów z Goblinami, którą będziemy oglądali przez zapewne większą cześć seansu (co Tolkien zmieścił na jakiś kilkunastu stronach).

Hobbit: Pustkowie Smauga to bardzo dobry film i pewnie obejrzę go jeszcze kilka razy. Bardzo dobre fantasy profesjonalnie zrealizowane ze świetną obsadą, czegóż chcieć więcej? 8/10 Polecam, pozycja obowiązkowa dla wszystkich.

niedziela, 22 grudnia 2013

Kamerdyner – służąc amerykańskim prezydentom

O Kamerdynerze po raz pierwszy usłyszałam w kontekście gwarantowanych nominacji do Oscarów dobre kilka miesięcy temu i wtedy to też ta pozycja trafiła na moją listę filmów do obejrzenia w tym roku. Im bliżej jednak było daty premiery tym mniej o tym filmie „w sieci” się wspominało. Głosy dotyczące Oscarów ucichły po ogłoszeniu nominacji do Globów na rzecz Zniewolonego 12 years of Slave, American Hustle, Grawitacji, Kapitana Philipsa, Wilka z Wall Streeet i Tajemnicy Filomeny. Niestety również Kamerdyner trafia na polskie ekrany moim zdaniem w niefortunnym momencie, kiedy to pół roku po amerykańskiej premierze dopiero doczekaliśmy się tego filmu w naszych kinach, gdy Stanach pojawił się już na Blu-Ray i do tego o w okresie świątecznym, kiedy, nie oszukujmy się, przez najbliższe jeszcze kolejne dwa lata rządzić będzie Hobbit.



Niemniej nie zmienia to faktu, że Kamerdyner posiada większość cech filmu, który powinien zwrócić uwagę Akademii. Obsada tej produkcji robi ogromne wrażenie i była obiecująca. Począwszy od grającego główną rolę Foresta Whitakera (Cecil Gaines), laureat Oscara za Ostatniego króla Szkocji z 2006 roku), poprzez małe role tak znanych aktorów jak Robin Williams (Dwight D. Eisenhower), Allan Rickman (Ronald Regan) i Jane Fondy (Nancy Regan) i rozpoznawalne twarze Johna Cusacka (Rihard Nixon), Cuby Downing JR.`a, Terrenca Howarda i Jamesa Mardsena. Co sprawniejsze oko kinomaniaka mogło dostrzec małą rólkę Mariah Carey, a z całą pewnością nie trzeba nikomu przedstawiać również Oparhy Winfrey i Leny`ego Krawitza (Takie czasy. Piosenkarze okazują się całkiem dobrymi aktorami. Karavitz ma dobrą kreację w Igrzyskach śmierci a i w Kamerdynerze nie mam mu nic do zarzucenia) czy Jasse Williamsa (aktor znany z serialu Chirurdzy). Niemniej jednak żadna z tych ról moim zdaniem nie była wyjątkowa i Withaker w tym filmie nie miał sceny, o której mogłabym stwierdzić: „to było to” (Co w zeszłym roku mogłam z łatwością powiedzieć o kreacji Anne Hathaway w Nędznikach). Akademia nagradza dosyć często filmy na wskroś Amerykańskie, często będące głosem w „istotnej sprawie” (zeszłoroczne Argo, sprzed kilku lat Hurt Locker, Miasto gniewu), w których to reżyserzy wiedzą jak grać na emocjach i uczuciach widza, nie dziwiły mnie wiec wczesne oscarowe spekulacje. Lee Danielsowi reżyserowi Kamerdynera momentami udaje się poruszyć i wstrząsnąć widzem (scena na plantacji, śmierć Kennedy`ego, krawat, pogodzenie się z synem), ale jednak opowieść Cecila nieco się dłuży i domyślam się, że w kwestii „niewolnictwa” w tym roku jednak prym wieść będzie film Zniewolony (choć jeszcze go nie wiedziałam, ale zgarnięte nominacje do Globów mówią same za siebie).
W Kamerdynerze Cecil Gaines opowiada nam historię swojego życia, począwszy od 1926, kiedy to pracował na plantacji bawełny (Kiedy to Każdy biały człowiek mógł w każdej chwili zbić jednego z nas i nie byłby za to ukarany. Prawo nie było po naszej stronie. Prawo było przeciwko nam), potem stał się „domowym murzynem”, później pomocnikiem hotelowym, by ostatecznie dostać posadę kamerdynera w Białym domu i usługiwać kolejnym prezydentom Stanów Zjednoczonych.
Lubię narrację pierwszoosobową w filmach i jej często retrospektywny charakter, gdy bohater opowiada swoją historię z perspektywy wielu już minionych lat. Momentami w konstrukcji Kamerdyner przypominał mi Foresta Gumpa (mniej więcej ten sam okres w historii Sanów Zjednoczonych. Podobnie jak w historii Foresta w Kamerdynerze pojawiają się takie postaci jak Keneddy, Regan, ruch Czarnych Panter, wątki dotyczące w wojny w Wietnamie).  Opowieść Ceclila wbrew zapowiedziom jest raczej historią walki o równouprawnienie Afroamerykanów i podejmuje temat dyskryminacji rasowej niż filmem pokazującym pracę Kamerdynera w Białym Domu. Poznajemy historię rodziny Cecila. W znacznym stopniu ważną rolę odgrywają w tym filmie jego synowie: jeden wybrał drogę walki o równouprawnienie i tym samym walkę z własnym krajem, gdy drugi wybrał walkę dla kraju jadąc na wojnę w Wietnamie, podczas gdy przez kolejne lata Cecil służył kolejnym prezydentom starając się być niezauważalnym podczas istotnych politycznych rozmów w gabinecie owalnym. Niezmienność charakteru pracy Cecila, kolejni prezydenci pojawiający się w gabinecie w filmie tym zostały skontrastowane ze zmieniającymi się czasami i prawem przez te wszystkie lata.
Cecil podawał herbatę za kadencji kolejnych prezydentów Stanów Zjednoczonych:
W 1961 roku Dwight David Eisenhower
W 1961 John Fitzgerald Kennede
Od 1963  Johnson
Od 1969 Nixon
Za rządów Regana jego żona doczekała momentu, gdy mąż zabrał ja w końcu do białego domu na kolację, i wkrótce potem za prezydentury Regana zrezygnował z posady. Cecil na początku żył w świecie, kiedy biały człowiek mógł go bez żadnych konsekwencji zabić, by u kresu życia doczekać się spotkania z Prezydentem Barakiem Obamą, co stanowi zręczną filmową klamrę w tej produkcji. Jednak, film nie ma tego „czegoś”, co wprawiłoby mnie w zachwyt, poruszyło. Jest poprawny, zwyczajnie dobry 7/10.


SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Syn Cecila walczący przez całe życie o równouprawnienie, z czym nie zgadzał się Cecil, porzuca Czarne Pantery, idzie na studia, zostaje kongresmenem. W końcu Cecil dostrzega jak ważna była walka jego syna i się z nim godzi biorąc udział w kolejnym wiecu. Gloria umiera. Cecil na spotkanie z prezydentem Barakiem Obama ubiera krawat Prezydenta Kennedy`ego i dokładnie zna drogę do gabinetu owalnego gdy przychodzi ponowie do Białego Domu.











niedziela, 1 grudnia 2013

Percy Jackson: Morze potworów – Quest i przygoda jaką znamy i w kółko oglądamy. Zestawienie filmów przygodowych i fantasy.

Uwielbiamy filmy przygodowe (no przynajmniej ja uwielbiam) i ku mojej uciesze wielkie studia filmowe ostatnio eksplorują ten gatunek w znacznym stopniu. Po zakończeniu ekranizacji serii o Harrym Potterze (obejrzane po kilka razy każda części) producenci próbują ekranizować inne powieści przygodowo-fantastyczne dla tych młodszych i tych nieco starszych (Piękne istoty, Dary Anioła, Igrzyska śmierci) lub realizują filmy opowiadające o kolejnych przygodach dobrze nam znanych bohaterów (choć czasami mam wrażenie, że w przypadku scenariuszy oryginalnych nie powinno się kręcić więcej niż części trzech, gdyż bardzo rzadko udają się filmy późniejsze). Niestety czwarta cześć Indiany Jonesa, czy Piratów z Karaibów, nie trzymały poziomu swoich poprzedników, a czasami przygoda kończy się już na sequelu: Skarb Narodów. Ponadto nośnym ostatnio bardzo tematem są wariacje na temat baśni: Królewna śnieżka i łowca, Królewna śnieżka, Dziewczyna w czerwonej pelerynie, Hansel i Gretel łowcy Czarownic, Oz Wielki i Potężny, Jack pogromca olbrzymów, Zaczarowana, Alicja w krainie czarów Burtona, (Wkrótce na ekranach kin pojawi się Maleficent (2014) z Angeliną Jolie - wariacja na temat Śpiącej królewny), a w akcie już chyba desperacji podejmuje się nawet próby stworzenia bohatera filmu fantasy z postaci historycznych: Abraham Lincoln: łowca wampirów.
Sięga się również po mniej znane powieści autorów już nie raz ekranizowanych takich jak Bourroughs twórcy Tarzana przenosząc na ekran jego Księżniczkę Marsa - John Carter, (a ja nie mogę przeżyć faktu, że film nie zarobił na siebie i niestety nie można liczyć na kontynuację tego blockbustera) albo w kółko kręci się nowe wersje przygód znanych nam postaci – Conan Barbarzyńca (wg powieści Roberta E. Howarda) i odświeża się klasykę Juliusza Verne`a – Podróż do wnętrza ziemi, Podróż na tajemniczą wyspę (Nie zdziwię się jeśli wkrótce nie pojawi się kolejna wersja W 80 dni dookoła świata).
Na polskich ekranach możemy zobaczyć ekranizacje nieco mniej nam znanych powieści dla dzieci takich jak Atramentowe serce, Gwiezdny pył, Eragon (Chociaż akurat książka Paoliniego fanom fantasy była znana), Złoty kompas kolejne części Opowieści z Narnii , Tajemnica rajskiego wzgórza, Lemony Sticket seria niefortunnych zdarzeń, Kroniki Spiderwick, Most do Therabiti, Hugo i jego wynalazek, Niania, Niania i wielkie bum.
Percy Jackson jest swobodną adaptacją mitologii, których też w ostatnich latach się kilka pojawiło (Mamy historię Tezeusza w Immortals: Bogowie i herosi). Poważną ekranizacją historii Prometeusza był Starcie Tytanów (Release the Kraken!),  a później kontynuacja jego przygód w Gniewie tytanów. Natomiast Percy Jackson jest swobodnym potraktowaniem postaci Perseusza w wersji dla nastolatków we współczesnym świecie. W pierwszym filmie Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy: złodziej pioruna nastolatek musiał zmierzyć się między innymi z meduzą, natomiast w kontynuacji mamy przetransformowaną historię wyprawy po złote runo (Według mitologii po złote runo wybrał się Jazon i Argonauci).



Oglądając Percy Jackson: morze potworów nie należy oczekiwać ani oryginalności, ani gry aktorskiej na wysokim poziomie. O ile w pierwszej części w obsadzie oprócz nikomu nieznanych nastoletnich bohaterów można był zobaczyć Pirce Brosnana w roli Chirona, Uhmę Thurman jako Meduzę, czy Seana Beana (!) jako Zeusa i Kevina McKidda znanego z Chirurgów jako Posejdona, to w kontynuacji zmieniono odtwórcę roli Chirona, a jedynym znanym w miarę nazwiskiem jest w tej produkcji jest Stanley Tucci, który przeważnie gra jednak role drugoplanowe (Diabeł ubiera się u Prady, Igrzyska śmierci). Jedyną  młodą twarzą, którą zaczynam powoli rozpoznawać, w tej produkcji była postać Luka grana przez  Jake`a Abela (Intruz, Jestem numerem cztery). Również niestety zmieniła się postać reżysera. W pierwszej części za kamerą stanął nie kto inny jak Chris Columbus, (Harry Potter), za to w Morzu potworów jest to właściwie początkujący reżyser mający na swoim koncie filmów w sumie trzy – Thor Freudenthal (Columbus jest tylko producentem).

Sama fabuła filmu jest niesamowicie banalna i bardzo przewidywalna. Percy Jacksona bohater z części pierwszej czuje się niepewnie, wątpi we własne umiejętności w obozie dla półbogów. Jego ojciec nie odpowiada na jego wezwania, i do tego pojawia się w akademii drugi syn Posejdona (brat przyrodni Percy`ego) Tyson [Ze związku Boga z nimfą powstają Cyklopi!]. Percy nie wierzy w siebie i uważa, że wszystko co dotąd go spotkało było dziełem przypadku i poradził sobie dzięki swoim przyjaciołom (Faunowi Groverowi i córce Ateny – Anabethe.Bohatter przestaje się czuć wyjątkowo. Na szczęście przed nim stanie nowy quest do wypełnienia, kiedy to magiczna bariera chroniąca obóz zostanie zniszczona i zostaną zaatakowani przez mechanicznego byka. Przy okazji zostaje zaprezentowana w tendencyjny sposób zasada walki fair play i dbania o swoich współtowarzyszy i siły pracy zespołowej ponad indywidualne dążenie do celu. Nie brak w tej części również postaci mentora, którym to jest Chiron, udzielającego Percy`emu cennych rad:

Wiedza nie zawsze jest siłą Percy. Czasami może być ciężarem

Okazuje się również, że nad Percym ciąży przepowiednia delficka:


Dawno temu, przed naszymi czasami Przed Olimpem i Bogami Światem rządzili Tytani Dowodzeni przez Kronosa Siły tak złej, która pożarła własne dzieci. Ale trzem synom udało się uciec Zeusowi, Hadesowi i Posejdonowi Zniszczyli Kronosa I wygnali jego szczątki w otchłań Tartaru Ale Kronos jest skazany na ponowne powstanie|By dokonać zemsty na Olimpie i całym świecie Tylko jedno dziecko(półbóg),|najstarszego Boga może go pokonać To dziecko będzie naszym wybawieniem. Albo powodem naszego zniszczenia. Zaczęło się to, kiedy dwóch kuzynów szamotało się o runo. Syn Boga morza i złodziej pioruna Półbóg najstarszego syna Osiągnie wiek 20 lat I zobaczy świat w nieskończonym śnie Złą duszę, Przeklęte ostrze rozedrze Wolny wybór zakończy jego dni...Ochroni Olimp lub zrówna z ziemią.


Całkiem ciekawymi pomysłami było „unowocześnienie” mitologicznych wątków takich jak tytułowe morze potworów, które okazuje się trójkątem bermudzkim, Hermes jest szefem firmy kurierskiej, a magicznym przedmiotem taśma do kartonów, która sprawia, że oznaczona przez nią przestrzeń znika. Bohaterowie mają puszkę pełną wiatrów, chociaż magiczna mgiełka, która sprawiała, że nastoletni cyklop wyglądał jak normalny chłopak z parą oczu wydawała się bardziej zabiegiem ułatwiającym życie charakteryzatorom niż koniecznym fabularnym elementem. Bardzo wtórnym i znanym nam motywem była w tym filmie scena  jazdy taksówką przez las i rozdzielającym się pojazdem na dwie części by ominąć przeszkodę jakby żywcem przeniesiona z Harrego Pottera (dokładniej rzecz ujmując z Harrego Pottera i Komnaty tajemnic oraz z więźnia Azkabanu  wątek z nocnym autobusem przemierzającym Londyn), nie wspominając o motywie przepowiedni, ale to można przełknąć, ponieważ delfickie przepowiednie są częścią mitologii. Ponadto dorzucono tu wątki z zombie (chyba nie może być ostatnio filmu bez zombie?) i do całej tej historii dodano jeszcze elementy historii z Odysei (oszukanie Polifema przez Odyseusza) oraz motyw połknięcia przez ogromną bestię i próbę wydostania się z jej wnętrza (oklepane, począwszy od historii Jonasza poprzez Pinokia i pewnie jeszcze setek innych opowieści). Percy ostatecznie nie tylko musi uratować obóz dla półbogów, ale i porwanego przyjaciela a ostatecznie walczy o ocalenie świata. Fabularnie w tym filmie quest goni quest, a bohaterowie muszą pokonać kolejne przeszkody. Niemniej pomimo ogromnej wtórności, momentami absurdalnych rozwiązań [W kluczowym momencie nikt nie próbuje powstrzymać złego bohatera przed osiągnięciem nikczemnego celu tylko martwią się rannym towarzyszem. Luk zamiast w momencie przewagi zabić całą drużynę dobrych (a próbował, czego efektem było poświecenie jednego z nich zasłaniającego własną piersią by ocalić Percy`ego) zwyczajnie ich wiąże by w finale mogli go powstrzymać] film ogląda się tak dobrze jak wiele innych filmów przygodowych, do których jak wspomniałam mam słabość i bardzo wiele im wybaczam, pomimo wspomnianej świadomości banalności i wtórności fabuły. Film jest nakręcony z rozmachem i wizualnie nie mam mu nic do zarzucenia. Jest to udana kontynuacja trzymająca poziom części pierwszej, a pod względem lokacji (morze, wyspa) nawet ciekawsza od Złodzieja pioruna (gdzie większość akcji rozgrywała się w mieście). Daję 7/10, spokojnie mogłabym obejrzeć drugi raz.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Lukowi udaje się za pomocą runa ożywić Kronosa. Kronos połyka Luka. Okazuje się, że Tyson żyje (woda go uzdrowiła) i wrócił by pomóc w walce. Percy zabija Kronosa dzięki mieczowi. Clarisse jest ranna, ale użyli Runa by ją uzdrowić. Po zabiciu Kronosa okazuje się, że Luke dalej żyje i wylądował w jaskini Polifema. Percy powstrzymał Kronosa, ale czuje, że nie było to wydarzenie związane z przepowiednią, ponieważ nie ukończył jeszcze 20 lat. Wszyscy wracają do obozu dla półbogów i używają runa by uzdrowić Thalię. Okazuje się że runo ma większą moc niż się spodziewali i Thalia wraca do życia. Percy już nie jest jedynym potomkiem najwyższych bogów, ponieważ Thalia jest córką Zeusa. Przepowiednia nie musi dotyczyć Pery`ego. Koniec… i furtka do kolejnej części pozostawiona.




Zestawienie filmów fantastyczno-przygodowych:
(o których wspominam, w kolejności alfabetycznej wraz z zupełnie subiektywnymi ocenami, które często zależały od kolejności obejrzenia filmów, nastroju oczekiwań i innych zmiennych)

  1. Abraham Lincoln: łowca wampirów 6/10
  2. Alicja w krainie czarów 7/10
  3. Atramentowe serce 7/10
  4. Conan Barbarzyńca 6/10
  5. Dary Anioła: Miasto kości 7/10
  6. Dziewczyna w czerwonej pelerynie 8/10
  7. Eragon 7/10
  8. Gniew Tytanów 6/10
  9. Gwiezdny pył 8/10
  10. Hansel i Gretel: łowcy czarownic 6/10
  11. Hugo i jego wynalazek 8/10
  12. Igrzyska śmierci 7/10
  13. Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia 9/10
  14. Immortals: Bogowie i herosi 7/10
  15. Indiana Jones (Poszukiwacze zaginionej Arki 9/10, Świątynia zagłady 8/10, Ostatnia krucjata 8/10, Królestwo Kryształowej czaszki 8/10)
  16. Intruz 7/10
  17. Jack pogromca olbrzymów 8/10
  18. Jestem numerem 4 5/10
  19. John Carter 8/10
  20. Kroniki Spiderwick 7/10
  21. Królewna śnieżka 7/10
  22. Królewna Śnieżka i łowca 5/10
  23. Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń 6/10
  24. Maleficent (premiera 2014)
  25. Most do Therabthii 5/10
  26. Niania 6/10
  27. Niania i Wielkie bum 5/10
  28. Opowieści z Narnii (Lew, czarownica, stara szafa 7/10, Książę KAspian 7/10, Podróż Wędrowca do świtu 7/10)
  29. Oz Wielki i Potężny 7/10
  30. Piękne Istoty 6/10
  31. Piraci z Karaibów (Klątwa czarnej perły 9/10, Skrzynia Umarlaka 8/10, na krańcu świata 8/10, Na nieznanych wodach 8/10)
  32. Podróż do Wnętrza ziemi 6/10
  33. Podróż na tajemniczą wyspę 6/10
  34. Starcie Tytanów 6/10
  35. Tajemnica rajskiego wzgórza 7/10
  36. Zaczarowana 7/10
  37. Złoty Kompas 7/10



środa, 27 listopada 2013

Paranoja – mieszanka Chciwości z Wallstret i House of cards w 90 minutach z przystojniakiem i banalną fabułą

Mam tak czasami z filmami, że oglądam pierwszą scenę i już wiem, że będzie to dobre. Właściwie mam słabość do filmowej narracji rozpoczynającej się w postaci słów bohatera zza ekranu, który rozpoczyna opowiadać nam swoją historie z perspektywy czasu, z pewnego punktu, do którego w trakcie seansu docieramy. Dokonuje on w ten sposób wstępu do sensu historii (jaki by ten sens miał nie być). Mam słabość do takich fabuł i filmy skonstruowane w ten sposób już na wstępie mają u mnie ponadprzeciętnie oczko wyżej w ocenie.
[Podobny zabieg jest w I że cię nie opuszczę, czy Rom komach typu Dziennik Biridget Jones czy Niani w Nowym Yorku, Kobiety pragną bardziej, można to też uświadczyć w Sadze Zmierzch]

Sam o to prosiłem. O wszystko. I zrobiłem to, by być kimś innym. Chciałem więcej. Jesteśmy pokoleniem, które widziało, jak nasza przyszłość jest nam odbierana. Amerykański Sen naszych rodziców został odebrany przez ludzi, którzy kłamią, oszukują i kradną, byle tylko zatrzymać swoje bogactwo. Kiedyś za dobre oceny można było dostać się do dobrej szkoły, zdobyć dobra prace. I po 15 latach ciężkiej pracy, mieć swoje nazwisko na drzwiach. Ale tego świata już nie ma. Ludzie zawsze mówią ‘uważaj, o co prosisz’. Nigdy im nie wierzyłem. Światła zawsze wyglądały na jaśniejsze po drugiej stronie rzeki.

Po tej scenie, wiedziałam, że to będzie całkiem dobre, a i obsada oraz twórcy byli obiecujący.
Paranoja w reżyserii Roberta Lukreticia jest jego niezłym debiutem w temacie thrillera, dramatu. Wcześniej był on twórcą raczej komedii (Legalna blondynka, Sposób na teściową, Brzydka prawda), choć miał też już na koncie całkiem dobry film 21. Obsada również była zachęcająca. W roli pierwszoplanowej możemy zobaczyć Liama Hemswortha - Gale z Igrzysk Śmierci, W Pierścieniu ognia. Głównie dzięki roli w Igrzyskach wróżę mu taką karierę jaką zrobił Channing Tatum po Step Up. Niezaprzeczalnie Liam jest przystojny (liczba scen bez koszulki – około 3), a rola w Paranoi nie jest niczym innym jak wykorzystaniem szansy jaką dała mu rola w Igrzyskach. Niemniej gra na tyle dobrze, że nie rujnuje produkcji, w których występuje (tyle szczęścia nie mają niestety filmy z Kristen Stewart). Paranoję warto obejrzeć też dla samego Harrisona Forda i Garego Oldmana, którzy to już nie grają właściwie zbyt wielu roli pierwszoplanowych, a mają obaj w tym filmie dobre kreacje bezwzględnych biznesmenów (Oldman dobry od pierwszych scen, dobra scena końcowa).

Nieudany plakat sugerujący film akcji typu Eagle Eye pełen pościgów, a to raczej powinno przypominać plakat drugiej części Wall Street


Główny bohater Paranoi jest ambitnym programistą pracującym w korporacji. Marzy mu się życie w luksusie, zdobycie szczytu, wie, że stać go na więcej.  Ma też własne zdanie i może ma taki tupet lub jest na tyle lekkomyślny, by na prezentacji przed własnym szefem mówić mu, że lepiej od niego wie, czego chcą jego klienci. Popełnia jeden błąd, wpada w kłopoty finansowe. Staje przed poważna decyzją.

Jesteś koniem czy psem? Koń kieruje się strachem, ucieka przed batem
Pies kieruje się głodem. Ściga królika, następny posiłek

Jak można się domyślić Adam Casidy nie uciekał od kłopotów, chciał ich szybkiego rozwiązania. Fabularnie w tym filmie momentami akcja rozwija się zbyt szybko, zabrakło w niej scen odpowiedniego przedstawienia wydarzeń skrótowo. Historia rozwija się bez odpowiedniego pokazania procesu wnikania do konkurencyjnej firmy. Adam zbyt szybko i łatwo staje się pożądanym pracownikiem, którego łowi headhunter  (brak scen trudności, wcielenia się w nową rolę, zbyt szybko dopasował się do garniturów i nowej pozycji. Chłopak który w pierwszej firmie chodził ubrany w dżinsy i bluzę, jednak miał takie kompetencje by w innej zostać menagerem wyższego stopnia tylko dzięki założeniu odpowiedniego garnituru i rzekomym technikom behawioralnym?). Jednak film utrzymuje napięcie, pokazany jest bezwzględny świat biznesu, manipulacji przemysłowej i pogoni za byciem liderem w branży. Wątki oszukiwania dziewczyny, podwójnego szpiegostwa i finalnego rozwiązania powielone z wielu filmów (dylematy czy komuś donieść o oszustwie, podwójne zakłamanie, ciąg za karierę), ale generalnie seans się nie dłuży i jest to dobry film na wieczór przed kinem domowym. Zawiera głębokie sentencje, do których mam słabość…7/10 choć film niewybitny.


Rzeczy których chciałem nie wydają się już takie ważne. Wiem, co jest dobre, a co złe i przepraszam, że dopiero teraz to zrozumiałem

Żeby zapamiętać kim jesteś, musisz pamiętać kim są twoi bohaterowie



SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Goddard od samego początku wiedział, z Adam jest szpiegiem. Czekał na ten moment by przyłapać Wyatta na oszustwie i zmusić go do sprzedania mu firmy. Adam był tylko narzędziem, od początku był obserwowany nie dość że przez Wyatta to jeszcze przez Goddarda. Gdy Adam się o wszystkim dowiaduje postanawia wykiwać ich obu. Na spotkaniu podczas podpisania kontraktu (Wyatt przegrał, musiał sprzedać firmę Goddardowi) przyjaciel Adama włamuje się do telefonu Goddarda i nagrywa cała rozmowę podczas której obaj biznesmeni przyznają się do nielegalnego szpiegostwa przemysłowego. Wkracza FBI i wszyscy zostają aresztowani. Adama dzięki współpracy wypuszczono. Założył własna firmę, zaczął od początku. Przychodzi do niego Emma, której proponuje on prace (Ona twierdzi, ze jest dla nich za droga), ostatecznie się godzą, Adam przeprasza ojca za to, że go nie słuchał wcześniej.
Paradoksalnie scena pokazania jak sobie ułożył życie nauczony tym doświadczeniem Adam i pogodzenia się z Emma jest dłuższa od wykiwania Goddarda i Wyatta. Troche zachwiane proporcja scen między „uczuciami” a interesującymi machlojkami przemysłowymi.


sobota, 23 listopada 2013

Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia – dziewczyna która igra z ogniem ponownie na Głodowych Igrzyskach

Na ekranach kin pojawiała się ekranizacja drugiej części książki trylogii Susanne Collins. Jak wspominałam pisząc o części pierwszej serię tę przyrównuje się do Zmierzchu ze względu na popularność jaką się cieszy (seria książek z pogranicza fantasy, SF), pewne podobieństwa można tez odnaleźć w kolejnej zekranizowanej książkowej serii Darach Anioła. Głównie to podobieństwo polega na zarysowaniu wątku trójkąta miłosnego pomiędzy główną bohaterką a dwoma wzdychającymi do niej chłopakami. 



O ile jednak wątek miłosny dominuje w Zmierzchu i Darach anioła, to w Igrzyskach śmierci, a zwłaszcza w Pierścieniu ognia to nie uczucia są najważniejsze, ponieważ w znacznym stopniu tym razem na pierwszy plan wysuwa się wątek polityczny i rewolucji jaką rozpoczęła Katniss podczas udziału w Głodowych Igrzyskach. Honorując śmierć Rue i wybierając zatrute jagody dała ludziom nadzieję w nadmiernie niebezpiecznej zdaniem prezydent Snowa ilości. Pisząc o części pierwszej nie znałam fabuły książek, nadrobiłam to jednak i tym razem oglądając ekranizację drugiej części dokładnie wiedziałam czego się fabularnie mogę spodziewać. Dzięki zwiększeniu wagi wątku politycznego, gdzie na początku Katniss i Peeta podczas tournee zwycięzców widzą konsekwencje wydarzeń na arenie w społeczeństwie, wydarzenia z pierwszych Igrzysk nabierają większego znaczenia. Nie brak w Pierścieniu Ognia momentów podniosłych (wizyta w 11 Dystrykcie), o wiele lepiej jest zaakcentowany wątek udawania przed kamerami (dobre momenty aktorskie Jennifer) i ma on o wiele większe znaczenie niż za pierwszym razem. Teraz nie chodzi już tylko o zdobycie sponsorów by zwiększyć swoje szanse na przeżycie podczas Igrzysk, tym razem gra toczy się nie tylko o życie Katniss i Peety, ale także waży się los ich rodzin oraz ludzi we wszystkich dystryktach. Uczestnicy rywalizacji to już nie są nastolatki uczące się zabijać, a potem beztrosko polujące na słabszych w lesie. Rywale to wyszkoleni mordercy, ale również o wiele bardziej zindywidualizowane postaci rekrutów świadomych stawki, o którą naprawdę toczy się gra. Również sama rozgrywka tocząca się na oczach ludu Panem jest o wiele bardziej urozmaicona. Rekruci muszą przeżyć w niebezpiecznych warunkach, gdzie nie ma czasu na odpoczynek a tempo akcji wciąż przyspiesza do tego stopnia, że film równie dobrze mógłby trwać o wiele dłużej, a nie można by mówić o momentach nudy. Postaci dla których zabrakło ekranowego czasu w pierwszej części zostały rozbudowane (siostra Katniss – Prim i jej matka). Pod względem wizualnym jak wspomniałam arena robi wrażenie, sceneria jest urozmaicona. Było miejsce na skontrastowanie biedy w Dystryktów z życiem w Panem (scena balu i komentarz Peety dotyczący jedzenia), pokazano rodzącą się w społeczeństwie rewolucję (znak Kosogłosa w tunelu, krótkie ujęcia z monitoringu z przedziału w pociągu). Kostiumy Katniss są przepiękne (bardzo dobra scena spalającej się sukni). Fabularnie materiał, z którym zmierzyć musieli się filmowcy był o wiele lepszy, a ponieważ doskonale sobie z nim poradzono, nie zrezygnowałabym z ani jednej sceny w tym filmie. Tym razem fabuła nabrała „głębi” i bez cienia wątpliwości stwierdzam, że druga część jest o wiele lepsza.
Nie można też pominąć faktu, że w przypadku akurat tej ekranizacji książek wybór aktów na odtwórców głównych ról był strzałem w dziesiątkę. Jennifer Lawrence od momentu pojawienia się pierwszej części zdobyła Oscara za rolę pierwszoplanową w Poradniku Pozytywnego myślenia (Nie zgadzałam się akurat z tym werdyktem Akademii, ale Oscar to Oscar), a nie ona jedna w tej produkcji jest właścicielką statuetki, ponieważ odtwórca roli Plutarcha (nowy nadzorca Igrzysk) Philip Seymour Hoffman otrzymał Oscara za rolę w filmie Capote (był też trzykrotnie nominowany za inne role), podobnie grający Haymitcha Woody Harrelson za Skandalistę Larry`ego Flinta, a i odtwórca roli prezydenta Snowa Donald Sutherland niezaprzeczalnie jest aktorem z ogromnym filmowym dorobkiem. Nie można też nic zarzucić grze Josha Hutchersona (Pieeta) i Liama Hemswortha (Gale), nawet Lenny Krawitz w roli Cinny jest zwyczajnie dobry. Dobór aktorów to niezaprzeczalnie mocny atut akurat tej ekranizacji (W porównaniu do koszmarnej gry Kristen Stewart ze Zmierzchu a i moim zdaniem też niewiele lepszej, chociaż mniej irytującej Lilly Colins z Darów Anioła) produkcja na o wiele wyższym, niebanalnym poziomie. Nawet reżyser tym razem był lepszy – Francis Lawrence (nie jest spokrewniony z Jennifer Lawrence, zbieżność nazwisk) zrobił takie filmy jak Constatnine i Jestem Legendą co  w porównaniu do Gary`ego Rossa reżysera pierwszej części, który i może nakręcił Niezwyciężonego Seabiscuita, i tak moim zdaniem robi większe wrażenie. Lawrence zekranizuje też trzecią książkę - (Sic!) dwa kolejne filmy, co chyba nikogo już nie dziwi we współczesnym przemyśle filmowym, że ostatnie części ekranizacji dzieli się na dwa filmy (Przykład Harrego Pottera i Zmierzchu).
Jeśli porównywać książkę z filmem, niestety tu nie udało mi się wypłać zbyt wielu różnic, ponieważ trylogię przeczytałam zaraz po premierze pierwszej części filmu. Wydaje mi się jednak, że ekranizacja jest całkiem wierna książce i jedynym elementem jaki chyba pominięto jest wątek treningu przed Igrzyskami. W filmie widzimy tylko krótką scenę omówienia konkurencji, już po wyborze rekrutów, a w książce przez jakiś czas wszyscy trenowali wspólnie jeszcze w Dystrykcie przed wylosowaniem rekrutów.
Film obejrzałam na Maratonie Igrzysk śmierci i żałowałam, że to już koniec o 3 nad ranem, może nico na wyrost, ale jednak 9/10. Polecam! (Fanom serii, ale myślę, że nawet ci, którzy nie czytali książek mogą uznać, że to zwyczajnie jest dobry film).

SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Gdy grupa realizuje plan podłączenia drutu to drzewa, w które uderza piorun Beete każe Katniss i Johannie iść ze zwojem drutu do plaży. Finnick i Peeta mieli chronić Beete. Nie jest to zgodne z planem Peety i Katniss by odłączyć się od grupy. Katniss jednak idzie, żegna się z Peetą. Podczas drogi do plaży Katniss i Joahanna zostają zaatakowane przez pozostałych rekrutów. Johanna atakuje Katniss i rozcina jej rękę (wyjmuje lokalizator, z czego nie zdawała sobie sprawy w tym momencie Katnis). Johanna ucieka, Katniss biegnie w stronę drzewa do Peety. Znajduje rannego Beetę, poraził go prąd. Nadbiega Finnic, Katniss mierzy w niego z łuku, przekonana, że zostali zdradzeni. Finnick przypomina jej, że musi pamiętać o tym, kto jest prawdziwym wrogiem. Katnis owija drut wokół strzały i strzela w niebo. Niszczy powłokę areny. Arena się zapada. Katnis po wybuchu leży na ziemi nieprzytomna. Nadlatuje statek i zabiera ją jak wszystkich pokonanych wcześniej rekrutów. Katniss budzi się na statku obok nieprzytomnego Beete. Wstaje wchodzi do pomieszczenia gdzie rozmawiają Haymich, Plutarch i Finnick. Czuje się zdradzona, pyta się o Peetę. Wszystko było częścią planu, rewolucji, od początku planowali ją wydostać z areny. Rekruci byli sojusznikami, mieli ocalić Katniss i Peetę. Peeta i Johanna zostali zabrani i są przetrzymywani w Panem. Gale również jest na statku. Mówi Katniss, że nie ma już 12 Dystryktu, ale zdążył wyprowadzić z niego rodzinę Katniss. Zmierzają do 13 Dystryktu, Katniss ma być symbolem rodzącej się rewolucji. Koniec Igrzyska Śmierci: W pierścieniu Ognia.

SPOILER-IGRZYSKA ŚMIERCI KOSOGŁOS:
Dla niecierpliwych: w kolejnej części książki, z tego co pamiętam, odbiją Peetę, będzie bardzo ranny chyba w nogę w Panem dadzą mu nową i zrobią pranie mózgu, będzie miał ubytki pamięci. Peeta będzie próbował zabić Katniss. Cała część trzecia to opis rewolucji i walk w dystryktach, polityczne rozgrywki, działania wojenne, propaganda. Gaale będzie przewodził oddziałom, Prim będzie pielęgniarką (zginie w bombardowaniu szpitala), Katniss będzie miała wątpliwości czy ma być symbolem rewolucji. Prezydent Snow zostanie zabity. rewolucja wygra.

SPOILER-EPILOG
Na końcu ostatecznie Katniss wybiera Peetę. Nie podzielała zaparcia wojennego Gale`a,Katniss wybrała Peete bo jej wystarczyło, że ona miała w sobie ten ogień. Katniss wychodzi za Peetę, wiele lat później mają dzieci i opowiadają im o Igrzyskach.



czwartek, 21 listopada 2013

Kapitan Phillips – somalijscy piraci, Tom Hanks i ekranowy realizm

Po obejrzeniu setek amerykańskich filmów sensacyjnych zazwyczaj oczekujemy, że w obliczu zagrożenia jeden bohater (najczęściej będący byłym komandosem) jest w stanie pokonać odział uzbrojonych przestępców w pojedynkę bez mrugnięcia okiem zabijając kolejnych łotrów nie odnosząc żadnych ran, bohatersko ratując z opresji porwaną córkę lub najlepiej prezydenta (Olimp w Ogniu, Świat w płomieniach, Uprowadzona, Bourne, Mission Imposible, Szklana Pułapka). Nie wzrusza wtedy nikogo gdy w ferworze walki czasami ginie jeden lub dwóch cywilów będących jedynie tłem zmagań niezniszczalnego Marine.
Nigdy nie byłam zwolenniczką filmów kręconych na faktach ceniąc bardziej wytwory reżyserskiej wyobraźni, trawiąc bardziej ubarwiane historię niźli te dokumentalnie dramaty, z których często wieje zwyczajnie nudą  (Jak to mistrz suspensu Hitchcock Alfred stwierdził: film to życie z którego wymazano plamy nudy). Jednak Kapitan Philips będący filmem nakręconym na podstawie prawdziwej historii okazał się dla mnie produkcją trzymającą w napięciu przez ponad 120 minut (Ostatnio tak uważnie śledziłam bieg wydarzeń w Połączeniu z Halle Berry - polecam). Nie było w tym filmie gwarancji hollywoodzkiego happy endu, nie było niepokonanego bohatera. Kino sprawiło, że oglądając na ekranie statek towarowy płynący w pobliżu wybrzeża Somali, którego załoga składa się z kilkudziesięciu całkiem krzepkich marynarzy nie mogłam się nadziwić, że czują oni lek przed czterema wychudłymi Somalijskimi piratami uzbrojonymi w karabiny, ale to raczej właśnie tak się dzieje w tego typu sytuacjach w prawdziwym świecie.

Plakat slaby, kojarzy się raczej z kolejną tanią sensacją, a nie dramatem bezbronnych ludzi zaatakowanych przez piratów.


Doświadczony Kapitan Philips dostaje informację o zagrożeniu piractwem na trasie statku towarowego, gdy okazuje się, podczas ćwiczeń, że naprawdę dwie łodzie zbliżają się w kierunku frachtowca. W spojrzeniach marynarzy widać głównie strach, ponieważ są bezbronni (I znowu pytanie: Jak to możliwe, że na takim wielkim statku nie ma nikogo, kto miałby broń?). Postępują zgodnie z procedurami, zawiadamiają straż, ale będąc na pełnym morzu ratunek nie nadejdzie w mgnieniu oka. Kapitan najpierw blefuje (mówi przez radio, które było podsłuchiwane, że zbliża się do nich straż przybrzeżna tym samym zniechęcając do pościgu jedna z dwóch pirackich łódek). Prawdziwi ludzie czują respekt, gdy ktoś przykłada im broń do głowy. Kapitan robi wszystko, by nikomu nie stała się krzywda, chce oddać pieniądze, które znajdują się w sejfie, chce polubownie rozwiązać sytuację. Sami piraci to też nie są tylko bezwzględni ludzie trzymający karabiny. Kapitan Somalijczyków ma swoich szefów wie, że musi wrócić z czymś więcej niż z 30 tysiącami dolarów (Świetna rola. Gra spojrzeń, wewnętrzna walka rysująca się na twarzy tego wychudłego Somalijczyka i bezwzględność wynikająca z brutalnego świata, z którego pochodzi, by przeżyć trzeba być twardym). Kilkudziesięciu mężczyzn zlęknionych chowa się w kotłowni. W tym filmie oglądamy realizm podług którego liczy się ludzkie życie i nikt nie zgrywa bohatera usiłując obezwładnić uzbrojonego pirata. W oczach tych ludzi widać było strach.  Sytuacja w której ratunek nie nadchodzi błyskawicznie sprawia, że trzeba grać na zwłokę. Procedury na takiej łodzi są proste, należy uruchomić węże z wodą uniemożliwiające piratom abordaż. Zatrzymać silniki, chować się w ładowni, nie prowokować piratów. Ujęcia kamery, trzęsący się obraz, bliskie ujęcia twarzy potęgują wrażenie początkowej dokumentalności tego filmu.
Końcowe sceny i gra Toma Hanksa z pewnością zasługują na uwagę i kto wie, może nominują go do Oscara bo widziałam o wiele więcej gorszych kreacji, które nie wiedzieć czemu były wyróżniane. Bardzo dobry film, mocne 8/10. Polecam, raczej dla wszystkich.


SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Na końcu Philips jest uwięziony w szalupie z trzema Somalijczykami podczas gdy ich szef udał się na łódź amerykanów by negocjować. Marines czekali na moment by wszyscy oprawcy w jednym momencie byli wystawieni na strzał. W krytycznym momencie gdy zdesperowani Somalijczycy postanawiają wykonać egzekucję i zabić Philipsa Marines mają wszystkich piratów na muszce i na rozkaz zostają zastrzeleni. Philips oszołomiony z zasłoniętymi oczami nie wie co się wydarzyło. Zostaje uratowany, poprowadzony na statek, słyszy ciągle pytanie czy nic mu nie jest, każą mu oddychać, a on jest w szoku i nie może wydać z siebie głosu (najlepsze sceny Hanksa w tym filmie). Somalijczyka pojmano, wsadzono na 30 lat do amerykańskiego wiezienia.


niedziela, 17 listopada 2013

Smerfy 2 – Smerfnie po raz drugi. Smerfetka – Geneza

Pewnego razu w wiosce Smerfów szczęśliwe Smerfy wiodły szczęśliwe życie zupełnie nieświadome, że zupełnie niedaleko zły czarnoksiężnik Gargamel knuł diaboliczny plan…



W części drugiej Smerfy ponowie będą musiały się przenieść do świata ludzi by ratować tym razem Smerfetkę i ponownie w wyniku Ciapowatości Ciamajdy na ratunek wyruszą co prawda nie najbardziej predestynowane do tego Smerfy (najrozsądniej było by przecież wysłać na ratunek Siłacza, Mądralę i Śmiałka) Laluś, Zrzęda i co jak co chyba jednak żądny przygód ponownie Ciamajda wraz z dowodzącym Papą Smerfem. Ponownie Smerfy będą potrzebowały pomocy Patricka Winslowa (Neil Patrick Harris), jego żony Grace Winslow (Jayma Mays) i tym razem już dużego ich potomka oraz ojczyma Partica - Victora.
Pisząc o pierwszej części Smerfów narzekałam na brak informacji o tym, skąd wzięła się Smerfetka. Ku mojej uciesze tym razem twórcy animacji o Smerfach w drugiej części podjęli temat pochodzenia Smerfetki (a ma ona za sobą mroczną przeszłość) oraz jej wątpliwości co do przynależności do wesołej smerfastycznej gromadki.
Fabuła oczywiście i tym razem nie wzbija się na wyżyny i nie uświadczymy tu skomplikowanej intrygi. Ponownie Papa Smerf i Patric będą mogli rozmawiać o swoich wątpliwościach dotyczących bycia ojcem (W tej części głównym moralizatorskim tematem jest przesłanie o tym, że

Nieważne skąd pochodzisz, ważne kim wybrałeś się być, gdzie chcesz przynależeć, oraz to, że nieważne kto cie stworzył, jest twoim ojcem, ważne kto cie wychował i pokazał czym jest rodzicielska miłość).

Ponownie animacja Klakiera i jego min jest imponująca i tym samym zabawna. Ciekawy był pomysł przystosowania się do życia we współczesności Gargamela i jego kocura (Gargamel zrobił karierę w Showbiznesie, Kalkier ma własną stronę na Facebooku, diaboliczny plan przeglądają za pomocą tabletu), za to moim zdaniem tym razem za mało było w tym filmie smerfności Smerfów i ich niezwykle pozytywnego myślenia oraz przyśpiewki (Na na na nanana na nana na na naaa). Tym razem już Smerfy nie musiały wyjaśniać Patricowi kim są oraz nie dziwią się współczesnym wynalazkom (Wszyscy lecą do Paryża, gdzie Gargamel ma swoje występy. Szkoda, że nie pokazano lotu samolotem. Mogło być to ciekawe. Jak przeszmuglowali małe niebieskie stworki przez kontrolę celną?). Bardzo szybko wesoła gromadka przystępuje do misji ratunkowej obfitującej w rozmaite wydarzenia (Zrzęda stara się być pozytywny, Laluś ciągle się sobą zachwyca, a Ciamajda sprawia, że próby uratowania Smerfetki nie są uwieńczone zbyt szybkim sukcesem). Animacja bardzo sympatyczna, z pewnością dla małych i tych dużych (eh ten sentyment do bajki z dzieciństwa), na pewno niezbyt oryginalna (powiela dokładnie schemat przygody z części pierwszej – ponownie misja ratunkowa, łącznie z akcją w sklepie ze słodyczami) z nowymi elementami zaczerpniętymi z klasycznej wersji bajki takimi jak lot na bocianach. 7/10 z sentymentu trochę, ogląda się przyjemnie.


SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Smerfetka nie mając wyboru by ratować Vexy i Victora zdradza Gargamelowi tajną recepturę. Wtedy Gargamel pokazuje swoje prawdziwe oblicze i zamyka Smerfy w klatkach by wydobyć z nich esencję. Reszta Smerfów próbując ratować Smerfetkę również zostaje złapana. Na szczęście na ratunek zjawa się Patric i Victor. Gargamel zostaje ostatecznie pokonany przez Smerfetkę przy użyciu jej różdżki. Wszystkie Smerfy (wraz z nowymi członkami rodziny Vexy i Hankusem) wracają do Smerfnego świata, a Smerfetce zostaje wyprawione urodzinowe przyjęcie. Gargamel w wyniku zwariowanych działań swojej różdżki wraz z Klakierem również wraca do swojego zamczyska. W scenie po napisach Klakier narzeka na brak obsługi hotelowej, do której się przyzwyczaił, a Gargamel jest zły, że powrócili do ciemnego wieku.

czwartek, 7 listopada 2013

Pacific Rim – czyli wielkie roboty, efekty specjalne i słaba fabuła

Gulliermo del Toro zawsze będzie dla mnie raczej reżyserem, scenarzystą lub producentem, którego nazwiskiem reklamuje się raczej takie filmy jak Labirynt Fauna, Nie bój się ciemności, Istota, Oczy Julii, Mama. Produkcje te są przykładem kina, w którym napięcie jest budowane stopniowo, a cała groza filmu polega na tym, że poczucie strachu wzbudzane w widzach ma swoje źródło w niedopowiedzeniach i niepewności istnienia potworów, które mogą być wytworem jedynie ludzkiej wyobraźni bądź chorego umysłu, ukrytych w piwnicy, lesie lub opuszczonym domu. Chętniej sięgam właśnie po te mroczne wytwory del Toro, ponieważ w jakiś sposób są one „inne” od szablonowych produkcji iście w stylu amerykańskim. Oczywiście nie można zapomnieć o tym, że Del  Toro jest reżyserem Hellboy`a (i właściwe jest to jedyny jego głośny film  przed Oscarowym Labiryntem Fauna a i ostatnio należy o nim pamiętać jako o scenarzyście Hobbita), ale takich produkcji o superbohaterach, nie da się temu zaprzeczyć, jest dziś wiele, a i przesadą by nie było stwierdzić, że panuje na nie moda (Batman, Superman, Spider-Man, Avengers, Thor i X-men przezywają swoje kolejne wcielenia). Nie mogę też zaprzeczyć, że to jedne z moich ulubionych kinowych tematów, ale jednak szkoda, że Del Toro nakręcił coś w stylu Transformersów, czyli efekciarski film, w którym efekty specjalne są niesamowite, ale scenariusz pozostawia niestety wiele do życzenia.



Pacific Rim jest brutalnie schematyczny, jak wiele tego typu filmów, jednak akurat w tym przypadku niewłaściwie rozłożono „akcenty” fabularne. W produkcjach typu Battleship: Bitwa o Ziemię, Transformers, Godzilla,  wybaczamy  przewidywalną kliszową fabułę na rzecz widowiskowych scen, ponieważ filmy te również zawierają odrobinę humoru, dystansu, którego nie było w Pacific Rim. Niestety, ale główny bohater męskim głosem opowiadającym w prologu historię pojawienia się Jagerów na Ziemi oraz walki ludzkości z nimi, generał przekonywujący dawnego podwładnego do powrotu do służby jednym zdaniem (Światu grozi Apokalipsa, gdzie chcesz umrzeć? Tutaj i czy w Jaegerze?) dziewczyna, która musiała pojawić się w bazie wojskowej, rywal, który z czasem doceni dzielnego operatora Jaegera oraz bomba, którą trzeba wrzucić do portalu w ostatniej chwili, bez krzty dystansu bohaterów sprawiają, że jest to elementarz postaci i fabuły filmu SF. Postaci drugoplanowe naukowców i handlarza szczątkami Kaiju stanowią jakby osobną oś fabularną nijak nie przystającą do tego, co dzieje się w bazie militarnej. Humor w tych momentach jest maksymalnie skondensowany (dwaj ciapowaci naukowcy i Ron Perlman będący esencją karykaturalnego „twardziela”), podczas gdy dzielni żołnierze są śmiertelnie poważni.
Jeśli oglądać ten film jedynie pod kątem podziwiania aktualnych możliwości X muzy to można to traktować jako niezłą rozrywkę na jesienny wieczór (jednak ogląda się to całkiem dobrze), ale z pewnością nie jest to film godny zapamiętania. Oczywiście potencjalnie było tu kilka ciekawych pomysłów takich jak konieczność sterowania ogromną maszyną przez dwóch pilotów, którzy łączą swoje umysły poprzez Dryft, potwory, które pojawiły się nie z kosmosu, ale z głębi oceanu przez portal, domysły, że są one klonowane, że kiedyś już były na ziemi, ale pomysły te nie zostały rozwinięte, a ciekawe rozwiązanie tworzenia Dryftu wykorzystane jedynie by pokazać emocjonalną słabość Mako (choć o wiele sensowniejsze byłoby śledzenie traumy Releigha po stracie copilota, zamiast przesuwanie narracji kilka lat w przód). Najbardziej rozczarowującym jest dla mnie właśnie fakt, że jest to film Del Toro, gdyby firmowano tę produkcje innym nazwiskiem uznałabym go nawet za dobry. Niestety również Charlie Hunnam jakoś specjalnie mnie nie zachwycił i w sumie w tym momencie cieszę się, że zrezygnował z roli Christiana Gray`a (Wszyscy zakładają, że ekranizacja będzie koszmarnym gniotem, ale nie oszukujmy się, tłumy pójdą zobaczyć to do kin). 6/10 głównie za stronę wizualną, bo scenariusz…mimo iż wiele się temu gatunkowi wybacza zbyt oklepany.

SPOILER- ZAKOŃCZENIE
Jagery walczą z Kaiju. Maszyny sterowane przez trojaczki i Rosjan zostają zniszczone (uh można było się domyślić, że oni na pewno zginą), oczywiści Amerykanie zostają uratowani przez Raleigha i Mako. Ojciec niestety ma złamana ręką i w ostatecznej misji mającej zniszczyć portal musi wziąć udział generał. Do walki stają dwie maszyny. W tym czasie szaleni naukowcy podłączają się do mózgu martwego płodu potwora i odkrywają, że przez portal może przejść tylko Kaiju, dlatego wcześniej bomby nie działały. Podczas walki w oceanie generał i młody Amerykanin nie maja wyjścia, by zabić Kaiju chroniące dostępu do portalu dokonują autodestrukcji, giną, a Raleigh i Mako mogą wskoczyć do portalu trzymając Kaiju. Raleigh wysyła kapsułę z Mako, której brakuje tlenu na powierzchnię, a sam w ostatniej chwili w innym wymiarze skąd pochodzą potwory detonuje bombę ( oczywiście, musiał najpierw zapewnić bezpieczeństwo Mako, by samemu ostatecznie uratować świat, musiał ręcznie zdetonować bombę, ponieważ automatyczne sterowanie oczywiście nie działało) i wystrzeliwuje się w kapsule do góry by wrócić na Ziemię. Portal zostaje zniszczony. Mako wychodzi z kapsuły, odpływa do kapsuły Raleigha myśli, ze nie żyje (zaczyna płakać), ale na szczęście ten oddycha. Wszyscy się cieszą. Uratowali Ziemię. Koniec.

Scena po napisach końcowych:

Z wnętrza płodu kosmity handlarz rozcina błonę, wychyla się ze środka i pyta: Gdzie mój but?

poniedziałek, 14 października 2013

Grawitacja – zagubieni w kosmosie w pustce... w ciszy

Niezwykle rzadko się słyszy o jakimś filmie wyłącznie pochlebne opinie. Jeszcze rzadziej ów pozytywna ocena ma odzwierciedlenie na portalach filmowych gdzie kinomaniacy wystawiają oceny obejrzanym filmom. Jaki musi być to film, który na Fiilmwebie ma średnią 7,8 (jeszcze kilka dni temu miał 8,0. Im więcej ludzi idzie do kina tym rzecz oczywista średnia może spadać) a dla tych, którzy nie szanują opinii polskiej publiczności wystarczyć powinna powalająca nota na Imdb: 8,7 a na Rotten Tomatos 9,1. Noty na tym poziomie osiągają na tych portalach takie klasyki jak Gladiator, Forest Gump, Władca Pierścieni, Piraci z Karaibów, Milczenie owiec czy Podziemny krąg. Oczywiście to, czy Grawitacja utrzyma tak wysokie oceny wraz ze wzrostem głosów to się jeszcze okaże, ale coś niewątpliwie w tym filmie musi być takiego, że się tak podoba. Tylko co?




W trailerze tej produkcji zostaje właściwie zarysowana cala fabuła. W skutek wypadku na stacji kosmicznej dwoje astronautów Ryan Stone (Sandra Bullock) i Matt Kowalsky (George Clooney) będzie musiało walczyć o przeżycie w ekstremalnych warunkach. Sami bez łączności z Ziemią, bez wsparcia Huston dryfują w kosmosie. Ile już filmów takich było, w których super stacje kosmiczne ulegały zniszczeniu a dzielni astronauci potrafili przy niedziałającym sprzęcie wyjść z opresji? (klasyczny Alopplo 13, Armagedon, Czerwona Planeta, Jadro ziemi, Zagubieni w kosmosie). Fabuła Grawitacji nie jest więc oryginalna, jednak sposób nakręcenia tego filmu sprawia, że zapada w pamięć Piękne zdjęcia widoku ziemi z kosmosu, zachodzącego słońca, bezkresnej pustki i operowaniu dźwiękiem: cisza, oddech, bicie serca, muzyka z radia, dynamiczny montaż skontrastowany z powolnymi ujęciami pustki sprawiają, ze jest to widowisko. Co jednak niezwykle widowisko budowane pustką ciszą, a nie bombardujące nas możliwościami technicznymi efektów specjalnych. Film  dwojga aktorów, którzy przez większość czasu unoszą się bezwładnie w przestrzeni kosmicznej, gdzie momentami wraz z przerażoną panią doktor wirujemy w przestrzeni i słyszymy jedynie jej przyspieszony oddech. Matt doświadczony astronauta w sytuacji, gdy mają niewielkie szanse na przeżycie potrafi puścić radio i z największym spokojem powolutku zmierzać do oddalonej o 100 kilometrów stacji kosmicznej (Soyuz), starając się podtrzymać na duchu przerażoną kobietę. Wspomina, że czuł, że coś będzie nie tak z tą misją, że jest blisko pobicia rekordu przebywania w przestrzeni kosmicznej, potrafi zachwycić się wschodem słońca, gdy właściwie wkrótce może umrzeć. (Teraz gdy jestem oddalony od ciebie możesz przyznać, że urzekają cię moje niebieskie oczy, no przyznaj to. – Tak, masz piękne niebieskie oczy… – Moje oczy są brązowe). To zdecydowanie bardzo dobra rola zarówno Sandry Bullock jak i Georga Clooney`a, oboje właściwie wypowiadając niewiele kwestii potrafili stworzyć postaci z krwi i kości (właściwie banalne dialogi, ale jakoś tak wypowiedziane, że okazały się „głębokie”) przez większość czasu słyszymy właściwie tylko ich glosy, ale słowa wypowiadane przez Matta są w taki sposób, że zaczynamy wierzyć, że wszystko będzie dobrze, które to są skontrastowane z bijącym sercem Ryan i dramatyczną sytuacją. Zdecydowanie polecam, film wizualnie wyjątkowy, zapadający w pamięć 8/10.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Gdy Matt i Ryan docierają do rosyjskiej stacji w momencie próby się do niej dostania Ryan zaplątuje się w liny i łapie Matta (by nie odpłynęli w przestrzeń kosmiczną). Matt widząc, że jeśli Ryan będzie go trzymała oboje się odczepią i zginą postanawia puścić, odlatuje w dal przestrzeni kosmicznej. Ryan zrozpaczona w ostatniej chwili dociera do stacji (kończył jej się tlen). Matt póki jeszcze zachowywali kontakt radiowy poinstruował ją, że musi dostać się do chińskiej stacji. Okazuje się, że w kapsule brakuje paliwa i Ryan nie może odlecieć. Załamana postanawia sobie odciąć dopływ tlenu i umrzeć. Wtedy ma wizję wchodzącego do kapsuły Matta, który mówi jej, że lądowanie jest jak start i może wykorzystać procedurę lądowania by poruszyć się kapsułą. Ryan dociera do chińskiej stacji (Shenzhou), gdy ta już spada i powoli wchodzi w atmosferę ziemską. W ostatniej chwili udaje jej się uruchomić kolejną kapsułę (chociaż na symulatorze za każdym razem się rozbijała) i ląduje na ziemi. Kapsuła wpada do morza (łączność radiowa z Huston zostaje odzyskana i informują ją, że ekipa ratunkowa jest już w drodze), Ryan się z niej wydostaje podpływa do brzegu, resztkami sił wstaje na plaży. Przeżyła. Koniec.

sobota, 12 października 2013

Uniwersytet potworny – straszyć każdy może…

Tajemnicą nie jest, że żyjemy w czasach kontynuacji, ekranizacji i adaptacji filmowych wszystkiego. Studia Hollywoodzkie często wypuszczając nowy film już w momencie premiery planują jego kontynuowanie (jeśli inwestycja się zwróci). Wygląda na to, że wbrew pozorom chociaż pragniemy nowych ekranowych historii równie mocno chcemy też wciąż oglądać to samo. Nie powinno wiec dziwić, że po 12  latach zdecydowano się stworzyć kolejny film poświęcony przygodom bohaterów z Potworów i spółki. Oczywiście nim sprzedano nam tę nową animację wykorzystano okazję, by ponownie zarobić na części pierwszej. Potwory i Spółkę jakiś czas temu można było ponowie zobaczyć na ekranach kin (Ponoć film cieszył się taką popularnością, jak te najnowsze animacje. Paradoks? Cóż przez te ponad 10 lat przybyło nowych widzów tego filmu. Nie można się  dziwić, że rodzice zabrali swoje pociechy do kin na film). Akurat w tym przypadku nie pokazano nam jak potoczyły się losy sympatycznych potworów Mika Wazowskiego i Jamesa P. Sullivana po przygodach z części pierwszej. Uniwersytet Potworny jest prequelem, z którego dowiadujemy się jak poznali się bohaterowie i gdzie nauczyli się straszyć.



Głupio właściwie się przyznać, ale czasami więcej radości i przyjemności sprawia mi obejrzenie animacji dla dzieci niż kolejnej wtórnej sensacji.  Ani fabularnie przecież nie jest to produkcja odkrywcza, ani nawet nie trzyma nas w niepewności (czy bohaterom uda się osiągnąć swój cel?), ponieważ już to wiemy…z pierwszego filmu. Cała bajka wpisuje się w schemat filmowej serii Zemsta frajerów, począwszy od przybycia Mike`a na Uniwersytet, wstąpienie do bractwa, inicjację, upokorzenie na akademickiej imprezie po finałowe zawody pomiędzy pozornymi nieudacznikami a mięśniakami. Mike stara się pokazać, że będzie wspaniałym "straszakiem", a Sullivan początkowo należał do bractwa mięśniaków. Mike będzie musiał udowodnić, że dzięki ciężkiej pracy i pilnej nauce może osiągnąć to, co wszyscy inni "z lepszymi predyspozycjami" do straszenia. Urok tej animacji nie polega na tym co, ale jak to jest pokazane. Uniwersytet potworny to zabawna animacja, w której ślimak spieszy się na zajęcia (swoim tempem), straszna bibliotekarka pilnuje ciszy w czytelni, adepci opanowują klasyfikację min i trenują techniki ukrywania się i pokonywania przeszkód. To również wspaniała historia przyjaźni, która uczy, że liczy się praca zespołowa. Warto obejrzeć. 8/10 ani przez chwilę się nie nudziłam a i zakończenie ciekawe.


SPOILER-ZAKOŃCZENIE

Gdy Mike dowiaduje się, że Sully oszukiwał przy finałowym zadaniu, ponieważ nie wierzył, że może przestraszyć dziecko postanawia się jednak sprawdzić. Mike idze do laboratorium gdzie testują drzwi do świata ludzi i przez nie przechodzi. Dziecko, które probował przestraszyć się nie przeraziło, uznało, że jest fajny. Mike znalazł się w pokoju pełnym dzieci. Sully ruszył mu na ratunek. Zaalarmowani dorośli szuka jaw w lesie potwora. Mike i Sully uciekaja i próbują wrócić przez drzwi do swojego świata. Nie maja wyjścia, muszą przestraszyć dorosłych by zgromadzić energię z ich krzyku, ponieważ Dziekan Hardscrabble odłączyła zasilanie drzwi w oczekiwaniu na władze uczelni. Sully instruowany przez Mika, który zbudował nastój grozy w ciemnym pokoju nastraszył dorosłych tak, że wszystkie pojemniki z laboratorium się napełniły. Bohaterowie zostali wylani z Uniwersytetu. Zatrudnili się jednak w Monsters Inc. w dziale pocztowym. Podczas końcowej piosenki widzimy jak kolejno udało im się awansować (poczta, sprzątanie, wydawanie posiłków, dział techniczny) aż zatrudniono ich do straszenia. Mike został trenerem Sullego, ponieważ to robił najlepiej. Koniec.

środa, 2 października 2013

Byzantium- o wampirach melancholijnie i ambitnie

Wampiry, znowu wampiry. Tylko tym razem w wersji smutnej, nico bardziej dramatycznej, przedstawionej w sposób…ambitny. Nie rozumiem niskiej oceny tego filmu na Filmwebie (tylko 5,7). Jeśli jakiś film miał swoją premierę na festiwalach (Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Toronto, Festiwal Filmowy w Glasgow), a w polskich kinach pojawił się niemal rok po światowej premierze, to na pewno nie należy tu oczekiwać iście Hollywoodzkiej produkcji w stylu Zmierzchu, Underwolda, a nawet Wywiadu z wampirem (a reklamowano ten film w kontekście wywiadu. Moim zdaniem trudno tu mówić o podobieństwie tych filmów, ledwie kilka wątków łączy te produkcje. Natomiast sama estetyka i sposób narracji są zdecydowanie różne). Co prawda w obsadzie tego filmu pojawiają się nazwiska coraz bardziej rozpoznawalne i moglo to nieco zmylić. W jednej z głównych ról można zobaczyć wschodząca nastoletnią gwiazdę Saorise Ronan (Intruz, Hanna, Nostalgia anioła). Nie jestem jej wielką fanką, ponieważ wydaje mi sie wciąż trochę nijaka, a we wszystkich jej rolach postaci przez nią kreowane są pozbawione energii i głębszych emocji. Akurat w przypadku Byzantium było to wskazane. (Na pewno ją wolę od obecnej ostatnio wszędzie Lily Collins). Jeśli jednak oglądać ten film dla konkretnej kreacji aktorskiej, byłaby to rola Gemmy Arterton (Książę Presji: Piaski czasu, Hansel i Gretel: Łowcy czarownic). W końcu dostała rolę, dzięki której to właściwie na niej koncentrowała się uwaga widza. Do tego w roli drugoplanowej pojawia się w Byzantium Jonny Lee Miller znany telewizyjnej publiczności jako amerykański współczesny Sherlock Holmes (serial Elementary nie umywający się do brytyjskiego Shelroka z Benedictem Cumberbatchem). Moim zdaniem kluczem do odpowiedniego nastawienia do tego filmu powinna być głowie osoba reżysera, czyli Neila Jordana. To twórca wspomnianego już Wywiadu z wampirem, ale i niezwykle nijakiego, spokojnego filmu Ondine (z Bahledą-Curuś i Colinem Farrelem). W przypadku Byzantium moim zdaniem temu filmowi zdecydowanie bliżej do Ondine. Głównie ze względu na estetykę (nadmorska miejscowość, spokojnie nijakie plany, fabuła właściwie leniwie niespokojnie się rozwijająca, szarość rzeczywistości, w której nawet krew nie wydaje się soczyście krwista, a jedynie rozcieńczoną czerwoną farbą). 



Główna tajemnicza bohaterka Elanor pragnie opowiedzieć komuś swoją historię. Spisuje ją i wciąż wyrzuca zapisane kartki opowieści o sobie i swojej matce, ponieważ

Moja matka zrobiła dla mnie trzy rzeczy:
Oszczędziła mi życie w dniu moich narodzin
Opłacała moje utrzymanie pracując na kolanach i na plecach
Obdarzyła mnie historią, której nie mogę wyjawić

Niezwykle powoli dowiadujemy się co się przydarzyło Clarze i Eleonor, kim jest Darvell i Ruthven. Całość fabuły bardziej skupia się na szarej egzystencji dwóch kobiet i problemach ze zdobyciem pieniędzy, oraz wyobcowaniu Elonor (smutnej skrytej nastolatki, która jest nierozumiana przez swoją opiekunkę, nie potrafi się otworzyć i nawiązać kontaktu z rówieśnikami) niż na ich wampirycznej stronie, a historia o upiorach ani żywych ani martwych robi się o wiele ciekawsza dopiero pod koniec filmu, kiedy to zaczynają się pojawiać się nośne frazy i retrospekcje (Jedynie ci, którzy gotowi są na śmierć dostąpią życia wiecznego. Jesteśmy złodziejami. Kradniemy czas. Kupujemy go, krwią. Co nie podlega czasowi jest zimne).
Wszystkie szczegóły związane z wampiryczną naturą bohaterek początkowo są jedynie delikatnie insynuowane (Elenor odwiedzająca staruszka, potem grająca na pianinie w domu starców), a tytułowym Byzantium jest pensjonat, z którego Clara robi dom uciech. Jeśli po zakończonym seansie odtworzyć sobie całą fabułę, była to wspaniała historia przedstawiająca wampiry w „starym, dobrym” stylu rodem tego z Wywiadu… (z nieśmiertelnością wiąże się utrata duszy, prawa wampirów) przedstawiona jednak w  sposób wymagający od widza cierpliwości (by wytrzymać pierwsze 40 minut seansu) i skupienia. Z niezwykłym potencjałem (a może i nie, może lepiej, że właśnie tak to pokazano?) film posiadający swój urok może właśnie dlatego, że ukazano to w tak „zimny” sposób.  Właściwie mimo początkowego wynudzenia zdziwiona po obejrzeniu stwierdziłam, że film mi się bardzo podobał, mało tego, długo będę go pamiętać. 8/10. Polecam wytrwałym, raczej fanom historii rodem ala Moll Flanders, albo Tess w wersji wampirycznej.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE

Clara opowiada brakujące fragmenty historii nauczycielowi Clary i potem go zabija. Clara pracowała jako prostytutka w burdelu, do którego przywiózł ją Ruthven. Do Ruthvena przybywa jego dawny przyjaciel Darvell, który był przez Ruthvena uznany za martwego (widział jego zakrwawione ciało i po jego śmierci przejął jego dobra). Darvell daje Ruthvenowi mapę do miejsca, gdzie znajduję się jaskinia, w której dokonuje się przemienienie w wampira. Clara strzela Ruthvenowi w nogę, kradnie mapę i ucieka. Na wyspie zmienia się w wampira, gdy wraca na brzeg spotyka Darvella. Okazało się, że złamała prawo. Bractwo wampirów nie przyjmuje kobiet. Darvell miał dać mapę komuś wysoko urodzonemu, nie kobiecie i do tego dziwce. Bractwo odrzuca Clarę, ale nie mogą nic jej zrobić póki nie złamie ich prawa. Clara w tajemnicy obserwuje swoją córkę, przebywającą w sierocińcu. Pewnej nocy żądny zemsty Darvell przychodzi po Elenor. Zbezcześcił ją tak jak wcześniej jej matkę i rzuca jej monetę by przywitała swój nowy zawód, tak jak niegdyś zrobił to z Clarą. Clara nie zdążyła go powstrzymać, w szale zabija Ruthvena. Clara zabiera Elenor na wyspę i przemienia ją w wampira, tym samym łamie wampirze prawo zabraniające stwarzania kobiet-wampirów. Obie bohaterki uciekają przez ponad 200 lat przed bractwem. Na końcu Darvell i Stavella łapią Elenor. Clara próbuje ją ratować. W ostatniej chwili ratuje je jednak Darvell, który przyznaje Clarze, że ścigał je przez tyle lat, bo wiedział, że gdy nadejdzie oment kiedy je odnajdą tylko on może je uchronić przed karą. Clra rozumie, że musi w końcu pozwolić odejść swojej córce. Clara i Darvell odchodzą razem. Darvell prosi Clarę o wybaczenie (mają całą wieczność by mu wybaczyła, na razie proponuje jej swoje towarzystwo). Elenor zabiera na wyspę Franka i zmienia go w wampira(właściwie piękne love story to było). Koniec.