sobota, 23 czerwca 2012

Wszyscy mówią: kocham cię – musicalowy Woody


Lato wisi w powietrzu, nowy film Woody`ego wisi w powietrzu (Zakochani w Rzymie - premiera 24 sierpnia – film z serii: obejrzę na 100%). Należy powoli wczuwać się w odpowiedni klimat wartkich dialogów, niby to banalnych życiowych spostrzeżeń i nerwowego słowotoku Woody`ego. Ponieważ nowsze filmy już widziałam, do nadrobienia pozostały mi jedynie starsze pozycje Allena. Dziś padło na Wszyscy mówią: kocham cię,  jakże zachęcający tytuł gdy wszyscy budzą się do życia i w te letnie dni romanse wiszą w powietrzu. Wszyscy mówią…ale przejdźmy do rzeczy.

Zwlekałam nieco z zabraniem się za ten film, ponieważ to musical. Jest to dla mnie gatunek filmowy, o którym należy mówić raczej w czasie przeszłym niż teraźniejszym, tym bardziej na pewno nie przyszłym (to samo zresztą myślę o westernach) a wszelkie nowe „musicale” traktować można jedynie jako grę z gatunkiem, jednorazowy ewenement. Czy jakiś nowy film byłby w stenie dorównać My Fiar Lady, Deszczowej piosence i pewnie wielu innym filmom, „których jeszcze nie odkryłam”? Nawiązanie w nowszym kinie do musicalu zawsze będzie swoistym resentymentem do początków kina (W tym roku szczególnie spora część gali Oscarowej i wybór zwycięzców dały wyraz właśnie temu sentymentowi do lat ubiegłych). Nie oczekiwałam zbyt wiele po tym filmie Woody`ego. Układy taneczne przeciętne, piosenki przeciętne. Każdy aktor zaśpiewał po jednym utworze jakby na siłę. Tak na prawdę momenty, gdy bohaterowie śpiewali były dla mnie jedynie oczekiwaniem nim przejdą do dialogów. 
Kolejna prosta historia i perypetie miłosne pewnej nowojorskiej rodziny. Śledzimy miłostki Joe Berlina (Woody Allen), jego córki Djuny (Natasha Lyone) oraz byłej żony Joe`go: Steffi (Goldie Hawn!) jej nowego męża (Alan Aida) i ich dzieci:  Skylar (Drew Berrymore!) zaręczonej z Holdenem (Edward Norton!), Laury (Natalie Portman!) i Lane (Gaby Hoffman). Zawsze byłam zadziwiona jak wiele znanych postaci Hollywoodu potrafi wystąpić w jednym filmie Woody`ego Mało tego, Joe poznaje Von (Julia Roberts!), w połowie filmu pojawia się Tim Roth w roli byłego więźnia Charlesa Ferry (Aktor znany z serialu Magia kłamstwa).

Djuna jesienią twierdzi, że Nowy Jork wtedy jest najwspanialszy, gdy nadchodzi zima to jednak wtedy miasto ma najwięcej uroku. Kocha w Wenecji gondoliera, który jednocześnie jest poetą, ale po powrocie do domu traci głowę już na lotnisku dla innego. Joe poznawszy Von mówi jej wszystko to, co ona chce usłyszeć, zmienia mieszkanie by spełnić jej oczekiwania, nigdy nie będąc przed nią prawdziwym sobą. Skyler odrzuca poczciwego i może nieco nudnie romantycznego Holdena (Banalna scena zaręczyn w restauracji i wkładanie pierścionka do ciastka. W ilu to już filmach wykpiono?) w momencie poznania niebezpiecznego Charlesa. Ulotność i zmienność uczuć, pogoń za marzeniami przy okazji kilku piosenek. Ludzie mogą zmieniać zdanie, gdy uświadamiają sobie, że nie tego właśnie chcieli. Nie o to chodzi by złapać króliczka, lecz by gonić…

Film ma kilka bardzo udanych scen (uwagi rodziny na pogrzebie dziadka), kilka trafnych dialogów i dobrą przewodnią piosenkę (Z miłością już skończyłem-szkoda słów
Minęło część już do mnie nie dzwoń). Może i nie był to jeden z tych powalających filmów Woody`ego, ale zobaczyć, jak Allen biega w ubranku sportowym po Wenecji uganiając się za Julią Roberts-bezcenne.  W sumie 6/10.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Kiedy Charles Ferry wplątuje Skylar w napad ona docenia poczciwego Holdena i wracają do siebie. Watek młodszej córki granej przez Antalie Portman nie został rozwiązany (zwyczajnie ucięte, co stało się dalej). Von porzuca Joego i wraca do Grega. Djuna poznaje kolejnego "wspaniałego faceta". Jak to bywa u Woodego w ostatniej scenie Joe i jego była żona odkrywają jak wiele ich łączyło, ze są dobrymi przyjaciółmi, Steffi kocha swojego obecnego męża "bo to wspaniały facet".  Film kończy się odtańczeniem piosenki przewodniej i  pocałunkiem Joe`go i Steffi w Paryżu. Ocena niska właśnie ze względu na te nijakie rozwiązania wątków.

sobota, 16 czerwca 2012

Dom w głębi lasu – nowa jakość w świecie horroru?


O tym horrorze sporo „się mówiło” Miał kampanię reklamową zakrojoną na szeroką skalę. Jednak największą zachętą (jeśli mona tu mówić o „zachęcie”) były dla mnie słowa: „A Dom w głębi lasu? Widziała Pani? To zupełnie nowa jakość. Ten film wprowadzi nową jakość do horroru”. Nic tak nie działa, jak obietnica nowości.

Dom w głębi lasu zaczyna się typowo, schematycznie do bólu. Grupa nastolatków wybiera się na weekend do domku w lesie bo: „kuzyn kupił okazyjnie domek nad jeziorem”. Sportowiec, głupia blondynka, mądrala, palący zioło luzak i cnotka. Nie trzeba wytrawnego znawcy horrorów, żeby przewidzieć, kto pierwszy umrze i robienie czego prowokuje nadchodzącą śmierć [pokrywa się to w znacznym stopniu z 24 zasadami horroru według Wesa Crawena]. Amerykańskie nastolatki wydają się nigdy nie nauczyć, że po pierwsze: nie jedzie się do domku na odludziu. Po drugie: jeśli nawiedzony staruszek na stacji benzynowej nas ostrzega, że jeśli pojedziemy do tego domu, to nie wrócimy, to należy go słuchać. Po trzecie nie należy odczytywać żadnych zapisków ze starego pamiętnika wypisanych po łacinie, ponieważ możemy obudzić jakieś potwory. Schematyczne do bólu? Dokładnie, ale…

Do tego niesamowicie oklepanego schematu wprowadzono na początku jakiś naukowców pracujących nad projektem, chemików, techników, biologów, którzy podekscytowani czekają na początek…masakry. Nasza grupa nastolatków jest pod obserwacją. Dlaczego?

Joss Whedon i Drew Goddard bawią się schematem, dają nam wszystko to, co już znamy: sex i masakrę. Dodali do tego jednak sporą dawkę humoru i przewrotność rozwoju wydarzeń. Schemat zostaje przełamany, napięcie odpowiednio rozbudowywane, gdy już myślimy, że to standardowy koniec otrzymujemy widowisko w postaci…plejady potworów.

Aktorzy, teoretycznie przeciętni doskonale wywiązali się z odegrania swoich standardowych ról. Luzak wprowadzał humor, cnotka była naiwna, mięśniak odważny, mądrala rozsądny a blondynka wyuzdana. Wbrew pozorom granie głupków nie jest takie proste. Postaci naukowców również doskonale dobrane, bawią się w Bogów, patrzą na mord z niewzruszonymi (jednocześnie zabawnymi) wyrazami twarzy.

Czy jest to nowa jakość? Mógł to być znakomity początek serii typu już wspomniana Piła, Oszukać przeznaczenie czy Krzyk. Dom w głębi lasu jest gotowym schematem, w którym w kolejnych częściach wystarczyłoby wymieniać nastolatków i przedmiot, po który sięgną w piwnicy. Ogromny potencjał, wykorzystany znakomicie jednocześnie pozostawiający jeszcze wiele wątków do rozwinięcia. Jednak twórcy przewrotnie w tym przypadku bawiąc się tym schematem i go przełamując poprzez zakończenie filmu w taki sposób jaki to zrobili zamknęli sobie furtkę do sequela. Teoretycznie, ileż to już razy widzieliśmy jak ożywiają nam uprzednio uśmiercone postaci? Zawsze można też nakręcić prequel…
Za faktyczny powiew świeżości i kpinę ze schematu (a wielbicielką rozpracowywania tychże jestem) 8/10.


SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Wszyscy po kolej giną. Zaczynają od blondynki, potem głupek, mięśniak, naukowiec. Zostaje dziewica. Rytuał się dopełnia, naukowcy świętują. Zgodnie z zasadami dziewica może przeżyć. Potwory nie powstaną z podziemi, ale…gdy impreza trwa w najlepsze w laboratorium dzwoni telefon. Na ekranie widzimy jak zombie powoli wykańcza dziewicę. Okazuje się, że ktoś jeszcze jednak żyje. Rytuał nie został dopełniony. To nasz wielbiciel zioła jednak przeżył. Mało tego, rozpracował system elektroniczny i znalazł piwnicę, w której wraz z dziewicą mogą się schować (Okazało się, że ponieważ tyle palił, uodpornił się na środki, które podawali mu naukowcy, które miały spowodować, że będzie „głupszy”). Nastolatki dostają się do systemu wind (Coś jak w Cube). Widzą wszystkie potwory zamknięte w sześcianach, które mogli wybrać w tej piwnicy. Naukowcy usiłują rozwiązać tę sytuację, czyli zabić chłopaka, oszczędzić dziewicę. Udaje im się jednak im wymknąć i dostają się do sterowani gdzie uwalniają wszystkie potwory i rozpoczyna się masakra. Wszyscy pracownicy giną zabici przez wielkiego węża, wilkołaka, zombie, duchy, nietoperze i jednorożca itd. Głupek i dziewica docierają do kamiennej komnaty i tam tadaaam: Sigourney Weaver (uosobienie horrorowej wojowniczki z potworami z Obcego) wyjaśnia im, że to rytuał mający uspokoić Bogów. Jeśli chłopak nie zginie, to zginie cała ludzkość. Dziewica prawie zabija chłopaka, ale nagle atakuje ich wilkołak. Sigourney ginie. Zostaje chłopak i dziewica. Mają gdzieś to, że ludzkość zginie. Zapalają papieroska i baaam z podziemi pojawia się ogromna łapa. Nad powierzchnią rozwala dom i koniec. W sumie za to spektakularne pojawienie się Sigourney podbiłam nieco końcową ocenę ;-).

środa, 13 czerwca 2012

Rzeź - czy oni się pozabijają?


Dwóch chłopców się pobiło. Ich rodzice musieli się spotkać. Seria  uśmiechów i uprzejmości. Wypada zapytać się, czym zajmują się nasi goście, wypada podać szarlotkę. Nie wypada odbierać służbowego telefonu i rozmawiać zbyt długo, nie wypada też przesadnie się objadać. Wypada pochwalić tulipany stojące na stole. Widzisz czasopisma na stole, uprzejmie jest zapytać o zainteresowania gospodyni. Trzeba czymś przerwać niezręczną towarzyską ciszę. Nie wypada źle się wypowiadać o własnej teściowej w towarzystwie.  Trzeba mówić to, co trzeba. Trzeba przyznać się do tego, że nasz syn wybił koledze dwa zęby. Kultura wymaga, byśmy pokryli koszty leczenia dentystycznego. Trzeba pogodzić chłopców, tak przecież wypada. Ah te uprzejmości i jednocześnie drobne ironiczne uwagi. Mąż ciągle rozmawia przez telefon, żona cierpliwie się uśmiecha.
Powinien, powinien, tak trzeba, tak wypada. Wszystko niby ustalone już, już prawie udało im się wyjść, eh jednak jeszcze kawy. A ich wewnętrznie szlag trafia, już, już mają wybuchnąć, już mówią przez zęby…

Spektakularne wymiociny na drogocenny album, odrobina whisky…i nerwy puszczają:


Za dużo myślicie. Kobiety za dużo myślą.

Twoje żałosne poczucie wspólnoty mnie obrzydza

Życie w parach to największa męka na jaką skazał nas Bóg. Życie w parach i rodzina.

Przyszliśmy tu rozmawiać o dzieciach!

Dzieci wysysają z nas życie. Pozostaje starość i pustka.

Z godnie z zasadami powinniśmy panować nad emocjami. Ale czasami nie chcemy. Kto by odmawiał Zdrowaś Mario przed seksem?

Mężczyźni bardzo przywiązują się do zabawek. To ich ogranicza. Traci wiarygodność.

Ja się nie upijam, a chciałabym. Chciałabym móc utopić smutek w mocnym drinku!

Cieszę się ze nas syn dokopał waszemu synowi i mam gdzieś wasze prawa człowieka!

Co się stało z tą kobietą pełną wdzięku o łagodnych oczach?

Kobiety, które się angażują się w rozwiązywanie problemów mężczyznom się nie podobają. Podobają nam się szalone zmysłowe pełne hormonów . Obrończynie świata, które szpanują swoja spostrzegawczością nie pociągają nas.


Ja wierzę w Boga rzezi, który panuje od niepamiętnych czasów.


Fabuła nowego filmu Romana Polańskiego nie jest specjalnie wyszukana. Ot jedynie śledzimy 80-cio minutowe kulturalne spotkanie dwóch małżeństw, które musiały się spotkać by omówić sprawę bójki pomiędzy ich dziećmi. Jednak aktorzy, którzy wcielili się w rolę czwórki rodziców zagrali znakomicie. Christoph Waltz (Świetna rola w Bękartach wojny) Kate Winslet (zdobywczyni Oscara), Jodie Foster i John C. Reilly  stworzyli wspólnie na ekranie prześmieszną komedię sytuacyjną. Kluczem do sukcesu tego filmu była obsada. Mimika ich twarzy, gdy byli bliscy wybuchnięcia, ironiczne uśmiechy, interakcja pomiędzy postaciami na ekranie. Iskrzyło i było przezabawne. Nagłe wymiociny, ratowanie telefonu utopionego w wazonie, wyznania nieco podpitych kobiet i zmiany stron przezabawne. Film bardzo dobry, niestety właściwie się urwał. Zabrakło trzaśnięcia drzwiami na koniec. Jak zaznaczyłam film nie był wybitny i osoby oczekujące wielkiego dzieła po takim nazwisku jak Roman Polański mogą czuć się rozczarowane. Rzeź jest adaptacją sztuki Yasminy Rezy, która  2006 napisała sztukę Bóg mordu (i była współautorką wraz z Polańskim scenariusza do Rzezi) Ot dobra sztuka przeniesiona na duży ekran w znakomitej obsadzie 7/10.   

SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Zakończenia właściwie brak. „To również mój najgorszy dzień w życiu” mówi bohaterka grana przez Kate Winslet i mówi, że muszą już wyjść. Nie pozabijali się na koniec. Wyszły animozje pomiędzy małżeństwami. Panowie chwilami trzymali jedną stronę, panie również odnalazły nic porozumienia. Wygarnęli sobie wszystko, do wspólnych ustaleń odnośnie dzieci nie doszli i tyle. Urwane, słowami że muszą już wyjść. Potem pokazany początkowy obrazek dzieci w parku i zbliżenie na chomika „którego zabił” tatuś wypuszczając go na wolność.

niedziela, 3 czerwca 2012

Królewna Śnieżka i łowca - lustereczko powiedz przecie...


- Lustereczko powiedz przecie, jakie słabe filmy wyszły w lecie?
- Królewna śnieżka i łowca


Wielka (kolejna) wiosenna premiera weszła do kin. Długo oczekiwana mega produkcja będąca ekranizacją znanej wszystkim baśni ujrzała światło dzienne. Z plakatu patrzyły na nas znane twarze: Charlize Theron jako zła królowa (znana ze swej urody i jednocześnie odwagi do bycia „brzydką” – Monster), Chris Hemsworth jako łowca (Thor!) i Kristen Steward jako Śnieżka (gwiazda Sagi Zmierzch). Trailery zapowiadały film pełen scen walki, mroczny, pokazujący inną nieco historię od tej klasycznej (chciałoby się powiedzieć Disney`owskiej) wersji. Jednak otrzymaliśmy długą (dłużącą się) ekranizację, w której akcja pędzi. „Wydarzenie” a właściwie nijaka scena goni scenę i jednocześnie niesamowicie się wlecze do momentu, kiedy mamy już dość i niestety jesteśmy świadomi tego, że to co nam pokazano to ledwie połowa filmu. Zamiast odpowiednio przekształcić i przenieść akcenty tej historii na jeden wątek (a potencjał miała historia Raweny-królowej) pokazano nam wszystko: narodziny śnieżki, pojawienie się macochy, ucieczkę królewny, przedstawienie postaci łowcy, historię królowej, pościgi, poszukiwania „królewicza”, bolączki krasnoludków itd. Spowodowało to spłycenie całkowite relacji pomiędzy bohaterami (Śnieżka-łowca, scena-brak zaufania, scena pięć minut później: już ci wierzę jestem gotów iść za tobą  na śmierć). Biedny królewicz przez połowę filmu ściga Śnieżkę, by właściwie zamienić z nią w sumie kilka zdań. Dialogi były urywane, tak, że aż momentami czuje się, aż prosi się by coś odpowiedzieć. Zamiast tego  Kristen (Śnieżka) robi znowu tę samą minę i patrzy w dal. Film ten nie pokazuje nowego oblicza Śnieżki. To dziewczątko, które nie wie jak trzymać miecz, niewinne tak, że nie mogło by wbić miecza w czyjeś serce, nagle jednak pod koniec przywdziewa zbroję. Postać całkowicie bez charakteru. Może to Kristen Stewart w tej roli nie była dla mnie zbyt przekonywująca, ale Śnieżka w jej wydaniu to słaba istotka, a oczekiwałam walecznej królewny prowadzącej armię (Śnieżka przez cały film usiłuje tylko dotrzeć do księcia mającego armię, którą to nam pokazywano w zwiastunach). Królewicz zepchnięty został zupełnie na margines. Łowca w wydaniu Hemswortha grubiański, silny, pogrążony w bólu po utracie żony (Czym miała się różnić ta postać od tej w wersji klasycznej?. Jeśli tylko tym, że tutaj Łowca miał Śnieżkę wytropić i jednak tego nie robi i wyrusza z nią w drogę, to niewielka to dla mnie odmiana (SPOILER: ani nie stał się on „ukochanym” Śnieżki bo przecież w żałobie po stracie żony był, a już dlaczego to jego pocałunek a nie księcia ją przebudził to też nie wiem).
Bardzo dobra była jednak rola Chalize. Momentami sposób jej modulowania głosem, zimne spojrzenie sprawiało, że ratowała ona ten film. Ponadto przyznać trzeba, że efekty specjalne były na najwyższym poziomie (niesamowite kostiumy królowej, piękny las, wróżki elfy i inne stworki). Krasnoludki wprowadziły do produkcji nieco humoru. Wszystko to jednak było za mało by uratować produkcję o nieprzemyślanym scenariuszu, marną grę Stewart i właściwie niewiele zmienioną historię. Szkoda, bo lubię takie filmy 5/10.


Mirror Mirror on the Wall, Who Is the Fairest of Them All?
Na pewno nie Kristen Stewart.


SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Śnieżka zabija Rawenę (wbija jej nóż w serce). Potem pokazują koronację Śnieżki i koniec, królewicz i łowca patrzą na nią z dali sali.

Ps. Dla spragnionych ciekawszej, bardziej rozbudowanej, zmienionej wersji baśni o Królewnie Śnieżce polecam serial Once upon time.