niedziela, 24 sierpnia 2014

Dawca pamięci - Książka a film. Kolejna produkcja nakręcona w stylu Niezgodnej i Igrzysk śmierci

Na ekrany kin weszła ekranizacja kolejnej powieści podejmującej tematy utopijne i dylematy nastolatków, które nie wpasowują się w społeczeństwo przyszłości. Powieść Lois Lowry jest określana jako Orwellowski Rok 1984 w wersji „dla dzieci”. Można odnaleźć elementy wspólne dla obu powieści: nomomowa, wyeliminowanie ze społeczeństwa uczuć i pociągu fizycznego, wszechobecne podsłuchy, kamery i ekrany wymuszające posłuszeństwo i przypominające  o zasadach rządzących tym społeczeństwem. jest oczywiście też kilka innych filmów, w których można odnaleźć jakieś podobieństwo do Orwellowskiej antyutopii (wspominałam o tym przy okazji tekstu o Wyścigu z czasem) i porównywanie tej powieści do klaski literatury jest chyba trochę na wyrost. Raczej do zekranizowania powieści Lowry doszło pod wpływem popularności Igrzysk śmierci i ostatnio Niezgodnej i generalnie dystopii przyszłości.



Nie sposób  nie odnaleźć elementów wspólnych tych powieści (i tym samym filmów). We wszystkich tych filmach mamy do czynienia z bohaterem, który na początku bierze udział w jakiejś ceremonii wyboru/rytuale przejścia, w skutek której bohater zostaje przydzielony do nowej grupy (podział na grupy i ceremonia przydziału, oraz watek ‘braku przynależności” bohatera  to największe podobieństwo Niezgodnej do Dawcy pamięci). Ponadto producenci zrobili celowo wszystko by właśnie upodobnić Dawcę pamięci do Niezgodnej i Igrzysk śmierci. Tym razem w filmie zamiast zbuntowanej nastolatki mamy wyróżniającego się w społeczeństwie nastolatka Jonasa, który podczas rytualnej ceremonii dowiaduje się, że wyznaczono mu wyjątkową rolę "biorcy pamięci" (Resciver). W książce bohater był dwunastolatkiem, w filmie natomiast mamy bohaterów co najmniej szesnasto-siedemnasto letnich, ponieważ dodano specjalnie watek romansowy (którego w książce nie było) [Spory błąd castingowy pod względem wieku aktora (choć zagrał całkiem ok) odgrywającego rolę Jonasa – Brenton Thwaites ma 25 lat  i niestety nikt nie da się przekonać, że jest dwunastolatkiem w filmie]. Wątek romansowy dodany na potrzeby filmu zdecydowanie miał na celu upodobnienie produkcji go do Niezgodnej i Igrzysk śmierci. Na potrzeby filmu dodano również całe napicie, pościgi i spiskowanie. Niestety materiał książkowy nie był zbyt porywający, a przecież chciano nakręcić „kolejną Niezgodną”. W tym filmie możemy zobaczyć aż czwórkę bardzo rozpoznawalnych aktorów. W Niezgodnej była to tylko Kate Winslet, w Igrzyskach śmierci zanim Jennifer Lavrence zdobyła popularność znanymi aktorami występującymi w filmie byli Woody Harrelson i Donald Sutherland. Za to w Dawcy pamięci możemy zobaczyć:






  • Meryll Strepp w roli Przewodniczącej Rady Starszych. Mam wrażenie, że nawet jakby grała nieruchome drzewo byłaby genialna, ślepo ją uwielbiam. Rola oczywiście niezbyt wybitna, ale zwyczajnie dobra.
  • Jeff Bridges gra tytułowego Dawcę, sposób w jaki mówi sprawia wrażenie jakby miał nieustannie pełne usta, jednak wypada to całkiem dobrze i Bridges sprawdza się w roli mędrca. Sceny cierpienia, rozmów z Jonasem wypadają jako jedne z lepszych w filmie.
  • Alexander Skarsgard jako znany wszystkim odtwórca roli wampira w serialu Czysta krew doskonale wie jak grać postać wyzutą z głębszych uczuć. Do zagrania jako ojciec Jonasa nie miał zbyt wiele, ale wypada całkiem dobrze (w jego wydaniu „zimna czułość” w odniesieniu do niemowlaków jest przekonywająca).
  • Katie Holmes wypada najsłabiej ze wszystkich „gwiazd” i całą jej rolę właściwie można zamknąć w jednej kwestii, którą kilkakrotnie powtarza w filmie: „Jonas, precyzja językowa”. Holmes wypada bardzo nijako.


Dawca pamięci to zdecydowanie nie jest filmem pełnym akcji i napięcia (te elementy zostały naddane, w książce tego nie było). Producenci na siłę z powieści raczej spokojnej, w której autorka bardzo skupia się na uczuciach bohatera, dylematach, refleksji nad tym czy warto dla uczuć również czuć ból, czy lepsza jednak jest nijakość zrobili film o niepokornym nastolatku walczącym z systemem. W filmie brakuje refleksji i dramatyzmu, postawiono na akcję i bunt. O wiele lepiej byłoby pokazanie jednak więcej scen z udziałem rodziny, ich podporządkowania się systemowi, więcej przykładów lekcji Dawcy (Giver) i rozmów Jonasa z Dawca pamięci. Prawdopodobnie film pobadałby mi się dużo bardziej w oderwaniu od książki, choć sposób w jaki przekształcono fabułę nijak nie przystaje do „niejasnego, otwartego” zakończenia (jak już wszystko tak pozmieniali, mogli nieco inaczej to zakończyć).
Film jednak jest ciekawy pod względem wizualnym. Powolne nabieranie kolorów postrzeganej przez Jonasa rzeczywistości: kolor włosów Fiony, nagłe dostrzeżenie czerwonego jabłka, flashbacki wspomnień wypadają bardzo borze, podobnie z muzyka. kontrast świata nijakiego (sameness) z tym kolorowym "prawdziwym" światem. Trailer jest skonstruowany bardzo ciekawie bo właściwie nie nie zdradza fabuły filmu (po przeczytaniu książki i obejrzeniu trailera miałam wrażanie, że zrobili bardzo, bardzo luźną ekranizację), choć właściwie znajdują się w nim końcowe sceny z produkcji.
Jednak niestety tylko 6/10. Z taką obsadą gdyby bardziej postawiono na dramatyzm zamiast na kiczowaty romans mogli zrobić o wiele lepszy film.


Dla osób, które ani nie widziały filmu, ani nie czytały książki:
SPOILER ALERT,
dalej zdradzam istotne fabularne szczegóły.


Ponieważ książkę bardzo przekształcono by nieco ją fabularnie uatrakcyjnić na potrzeby dużego ekranu nadać ważności postaciom drugoplanowym i nieco skondensować różnic pomiędzy książką a filmem jest bardzo dużo:

  • Scena podania imienia Gabriela. W książce ojciec zrobił to w domu standardowo dzieląc się z rodziną wydarzeniami swojego dnia. W filmie Ojciec pokazuje Garbiela Jonasowi w centrum opieki nad dziećmi i wtedy mówi mu że podejrzał jego imię.
  • Podczas ceremonii przydziału nowych zadań Asher według książki został dyrektorem rekreacji, nie pilotem (końcowa scena pościgu Ashera za Gabrielem, pojmanie Jonasa a potem wypuszczenie go – podkreślenie przyjaźni bohaterów – zostały dodane). W książce Asher pojawia się głównie na początku. W dalszej części książki pokazane jest jak bardzo Jonas, po tym czego się dowiedział, różni się od Ashera (w książce Asher bawi się z dziećmi w wojnę. Jonas nie może na to patrzyć, ponieważ już wiedział czym była prawdziwa wojna).
  • Fiona w książce została opiekunką ludzi starszych nie dzieci jak w filmie.
  • W filmie nie pokazano centrum opieki nad starszymi - gdzie w książce pracowała Fiona. Zamieniono to na centrum opieki nad dziećmi.
  • Lily powinna dostać  rower dopiero rok później kiedy skończy 9 lat. W filmie dostaje rower podczas pierwszej ceremonii.
  • W filmie dodano zastrzyki dla wszystkich. W książce dorośli, dojrzewające dzieci zaczynały brać tabletki (w filmie Jonas wspomina, że kiedyś opowiedział rodzicom o swoim śnie o Fionie). W książce nie było problemem dla Jonasa zaprzestanie brania tabletek.
  • W książce elementem wyróżniającym Jonasa od innych dzieci były jasne oczy, podczas gdy większość społeczeństwa miała ciemne. Jasne oczy miał też Garbiel i jedna młodsza dziewczynka, którą kojarzył Jonas. W filmie „wyjątkowość” Jonasa, Gabriela i Dawcy pokazano poprzez znamię przy nadgarstku.
  • W filmie dodano wszystkie sceny dotyczące więzi pomiędzy Jonasem a Fioną (scena ze zjazdem na tacach, spotkania w trójkącie, pocałunek i przekonywanie Fiony by przestała brać zastrzyki), w książce Jonas sam bez większego problemu wykradł Gabriela. W filmie to udramatyzowano i wprowadzono cały pościg kiedy Fina mu pomaga.
  • W książce Jonas próbował przekazać wspomnienia członkom swojej rodziny, nie przekonał Fiony.
  • Scena pokazania zwolnienia (release) jednego z bliźniaków. W książce Jonas był bardzo tego ciekaw, wiec Dawca mu to pokazał. W filmie scena zwolnienia bliźniaków jest pokazana Jonasowi z inicjatywy Dawcy by zobaczył na czym naprawdę polega zwolnienie.
  • Podczas ceremonii Jonas w książce miał numer 19, w filmie 52 (nie wiem po co ta zmiana, wg. książki każdego roku było 50 dzieci, jeśli żadne nie zostało zwolnione). Czemu w filmie więcej?
  • Według książki jeśli Biorca pamięci umierał jak to się stało z Rosemary wszystkie otrzymane przez niego wspomnienia wracały do społeczności. Według książki Biorcy nie wolno było zabijać. Dlatego w zasadach, które dostał Jonas była ta mówiąca o tym, że nie może poprosić o zwolnienie. W filmie pod koniec pada rozkaz zabicia Jonasa nim przekroczy linię pamięci.
  • Scena końcowej ucieczki Jonasa. W książce uciekał na rowerze. W filmie by nadać tempa akcji Jonas kradnie motor i jest bezpośrednio ścigany. W książce Jonas ucieka i gdy już jest poza terenem społeczności jedynie widzi samoloty, które go poszukują.
  • W książce nie było żadnej mapy. Jonas wiedział tylko, że musi udać się do Elsewhere (poza granicę community).
  • Brak scen omawiania snów przez rodzinę.
  • W filmie dodano całe napięcie i próbę zabicia Jonasa. Pościg, starcie z Asherem, pojmanie oraz uwiezienie Fiony i Dawcy. Książka ma poprowadzoną narracje trzecioosobową, ale z perspektywy Jonasa. Opisywane są tylko wydarzenia, których uczestnikiem jest Jonas. Gdy Jonas ucieka według książki nie wiemy co się w tym czasie działo w społeczeństwie.
  • Książka się kończy niejasno. Nie ma pewności czy domek w śniegu do którego dociera Jonas jest prawdziwy, czy to tylko jego wyobrażenie podczas powolnego umierania z zimna. W filmie natomiast widzimy, że Jonasowi się udało i nie dochodzi do zabicia Fiony, ponieważ wspomnienia wróciły do społeczeństwa.
[Czytałam książkę w oryginale  i jeśli chodzi o niektóre terminy nie pamiętam tłumaczeń na jeżyk polski z filmu]

Książka The Giver jest częścią serii składającej się z czterech części traktującej o dystopijnym społeczeństwie. W kolejnych częściach pojawiają się nowi bohaterowie. nie poznajemy losów Jonasa choć SPOILER ponoć Jonas pojawia się w trzeciej książce Messenger (pod innym imieniem - Leader) i autorka w wywiadach po ukazaniu się The Giver zapewniała, że Jonas żyje.

Kiedy tylko zobaczyłam trailer firnu tematycznie skojarzył mi się on z Ucieczką Logana z 1976 roku, gdzie podobnie pokazane było społeczeństwo utopijne gdzie zabijano starych ludzi.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Magia w basku księżyca – wyczuwam, mam spirytualne wrażenie, aura jest odpowiednia…, czyli Woody Allen w dobrej formie

Od czasów O Północy w Paryżu nie wyszłam tak zadowolona z kina po seansie nowego filmu Woody`ego Allena. Krytycy zgodnie twierdzili, że Zakochani w Rzymie prezentują nico niższą formę, za to ja potem nie rozumiałam zachwytów nad Blue Jasmine (temat trochę mi nie podszedł). Tym razem po Magii w blasku księżyca wiele sobie obiecywałam.
Po pierwsze w rolach głównych można zobaczyć dwójkę właściwie uwielbianych przeze mnie aktorów. Colin Firth od czasów ”klasycznej” Dumy i uprzedzenia nie raz nie dwa udowadniał, że jest aktorem co najmniej wybitnym (zdobywca Oscara za Jak zostać królem, nominowany do statuetki za Samotnego mężczyznę), natomiast Emma Stone jest aktorką, która jako jedna z pierwszych przychodzi mi na myśl, gdy rozważa się najbardziej obiecujące aktorki nowego pokolenia (Świetna rola w Służących, pomimo mojego braku zachwytów nad samym filmem, dobra gra w pierwszej części Niesamowitego Spider-Mana, znakomicie sprawdzająca się w komediach romantycznych typu Kocha,lubi szanuje).
Po drugie akcja rozgrywa się w roku 1923: urok lat dwudziestych, sielankowość oraz stroje cieszą oko. Tym razem Woody Allen podejmuje temat popularny od połowy XIX tj. trend spirytualizmu. W Magii blasku księżyca możemy zobaczyć esencję i wyśmianie prywatnych seansów spirytualistycznych odbywających się w domach bogatych arystokratów w całej europie. Odgłosy stukania w stół, kontakt ze zmarłymi, unoszące się w powietrzu świece, wrażenia, przeczucia, aura i ektoplazma są ironicznie wyśmiane przez Stanley`a.
Stanley (Colin Firth) jest światowej sławy sztukmistrzem i jednocześnie demaskatorem szarlatanów i oszustów, którzy wmawiają bogatym ludziom, że potrafią kontaktować się ze zmarłymi. Sophie (Emma Stone) ma niezwykły dar i ogromną wrażliwość spirytualną, miewa sny, przeczucia i wyczuwa aury. Stanley przyjeżdża na Lazurowe wybrzeże na prośbę swojego przyjaciela by zdemaskować oszustwa Sophie.




Scenariusz jest dosyć prosty: on chce ja zdemaskować, ona mu udowodnić, że nie „kantuje”. W filmie trzymane jest odpowiednie napięcie i oczekiwanie na moment „rozwiązania” i oczekiwanie na odpowiedź ”jak ona to robi”, a oczekując rozwiązania zagadki otrzymujemy serię świetnych dialogów jak przystało na film w reżyserii i według scenariusza Woody`ego Allena.

Colin Firth gra „typowego” bohatera znanego z filmów Woody`ego: nihilista nie wierzący w Boga, lękający się śmierci, człowiek na wskroś polegający na nauce i tym co racjonalne, człowiek nieszczęśliwy, nie wierzący w nic poza tym co logiczne i doświadczalne. Postać przekonana o swojej wyższości intelektualnej ponad wszystkimi innymi, przekonany o swych umiejętnościach i tym, że jest najlepszy w swym „fachu”. Człowiek cytujący Nietzsche`go i wyznający jego przekonanie o tym, że nie ma większego ukrytego sensu, niczego poza tym co tu i teraz, Bóg nie istnieje a wraz z nim nie ma czegoś takiego jak świat metafizyczny. Ponadto ponownie Firth gra „anglika bufona” i nie sposób nie odnajdować tu na pewno celowego nawiązania do poprzednich wcieleń filmowych aktora.

[Woody na pewno zrobił to celowo! SPOILER ALERT: scena oświadczyn na końcu filmu nie jest niczym innym jak powtórzeniem tego co Firth odegrał w Dumie i uprzedzeniu, a potem powtórzył w Dzienniku Bridget Jones. Sens wszystkich tych oświadczyn był tożsamy. Bohater odgrywany przez Firtha wyznawał heroinie uczucie w sposób nad wyraz przewrotny wyliczając jej wady, brak wykształcenia, obrażając jej rodzinę, zaznaczając że wbrew logice i wszystkim tym wadom wybranki coś do niej czuje i prosi ją o rękę. Za każdym razem oczywiście przedstawiając swe uczucia w ten sposób zostawał odrzucony. Dzięki ci Woody za to nawiązanie!].

Emma Stone znakomicie przerysowuje postać „spirytualistki” teatralnie unosi ręce „wyczuwając aurę” i mając „wrażenia”, a podczas seansu spirytualistycznego znakomicie „odpływa”, gra niewiniątko, choć w jej spojrzeniu można zobaczyć że doskonale wie co robi. Z powodzeniem partneruje Firthowi podczas ciętych dyskusji.

Woody Allen nie zwodzi i daje nam w tym filmie serię świetnych partii dialogowych. Stanley i Sophie dominują w filmie ponad pozostałymi postaciami drugoplanowymi celowo przerysowanymi i do bólu schematycznymi: starsza pani pragnąca kontaktu ze zmarłym mężem (Jej dopytywanie się, czy na pewno jej nie zdradzał. Jak w rozmowie ze Stanley`em Sophie zauważa: czyż nie będąc okłamywanymi nie czujemy się szczęśliwsi?), bogaty „głupek” beznadziejnie romantycznie wpatrzony ślepo w Sophie (ona zajrzała w głębię jego duszy, poznała go lepiej niż on sam znał siebie) śpiewający (przy tym fałszując) serenady.
Dyskusja na temat odpowiedniego światła wydobywającego urodę Sophie (powinno być takie jakim Stanley oświetla swego słonia podczas triku), scena po balu (dyskusja nad tym czy Stanley dostrzega w Sophie kobietę), „modlitwa nihilisty” i jego „otrząśniecie się” oraz rozmowy Stanley`a z ciotką (w tym ta która zawiera esencje i myśl przewodnią filmu) to jedne z lepszych scen filmu.

Jak zwykle w filmie Woody`ego pod koniec otrzymujemy myśl podsumowującą całą historię.

[SPOILER ALERT:  Ciotka rozkładając karty właściwie słuchając jedynie wywodu i potoku słów Stanleya tylko mimochodem wspomina, że może jest jednak coś więcej ponad szkiełko i oko (znakomite nawiązanie tłumaczenia polskiego do Mickiewiczowskiej Romantyczności i tym samym do wiary w romantyzmie w zjawiska paranormalne). Może wbrew wszelkiej logice i rozmówi jest ta magia, która rodzi się w blasku księżyca, to nielogiczne absurdalne uczucie (w domyśle zaprzeczająca logicznemu rozumowaniu – miłość).
Allen przez cały film pokazuje nam bohatera sceptycznego nie wierzącego nic poza to co realistyczne i dające się udowodnić. Pomimo tego, że demaskuje spirytualną oszustkę na koniec daje nam jednak inny rodzaj „magii”].

Zdecydowanie polecam, bardzo mocne 8/10 (a nawet 8,5 szczególnie za „smaczki” i odwołania filozoficzne, literackie (Sophie ciągle się dopytuje, czy przypadkiem Stanley nie cytuje Dickensa – prawdopodobnie jedyny autor znany niewykształconej dziewczynie) oraz filmowe.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Gdy ciotka Stanley`a ulega wypadkowi ten zaniepokojony zaczyna się modlić w szpitalu. W pewnym momencie się otrząsa i zdaje sobie sprawę, że plecie androny i nie ma czegoś takiego jak spirytualizm, że to nie możliwe. Wraca do pozostałych bohaterów do posiadłości i oświadcza, że z ciotką wszystko będzie dobrze nie dzięki Bogu, ale dzięki profesjonalnym lekarzom i wychodzi. Sophie zaczyna rozmawiać z Howardem o tym, jak on może tak oszukiwać przyjaciela. W tym momencie pojawia się Stanley obróciwszy się w fotelu (bardzo dobra klamra wiążąca początek filmu gdy Stanley pokazuje ten numer na scenie i potem obiecuje, że może pokaże Howardowi jak wykonać tę sztuczkę). Okazuje się, że Sophie współpracowała z Howardem i wszystko było to ukartowane tak by utrzeć nosa nieomylnemu Stanley`owi (Gdy Sophie i Stanley byli u jego ciotki, Sophie poszła zadzwonić do Howarda by ten jej wszystko o ciotce ważnego powiedział). Podczas seansów Stanley obserwował Sophie, Howard matkę, ale nikt nie obserwował Howarda! (banalne wyjaśnienie, ale właściwie nie domyśliłam się, ze to Howard spiskował). Stanley wraca do ciotki, odbywa z nią rozmowę podczas której zdaje sobie sprawę, że wbrew logice kocha Sophie (wbrew logice myśli o jej uśmiechu), idzie do Sophie oświadcza jej się jak bufon, zostaje odrzucony. Zrywa zaręczyny z Oliwią przez telefon (Ponieważ była to bardzo rozsądna kobieta stwierdziła, że dobrze, że powiedział jej to od razu i pojechała na wakacje oglądać wielkie żółwie). Stanley ponownie siedzi u ciotki i z nią rozmawia. Ciotka go pyta czy jednak przyjął by Sophie (choć jago oferta małżeństwa była jednorazowa) bo kobietom czasami zdarza się wybrać zapatrzonych w siebie artystów estradowych ponad zapatrzonych w kobietę miliarderów. Stanley wzdycha, że gdyby Sophie dała mu jakiś znak… i wtedy słyszy stukanie. Stanley pyta czy to Sophie -  stukniecie, pyta czy jednak go chce- stukniecie. Stanley wstaje i widzi że za nim stoi Sophie. Całują się. KONIEC. 

niedziela, 10 sierpnia 2014

Wojownicze żółwie Ninja – Kałabanga! Są żółwiami, są zmutowani i są nastolatkami. Geneza żółwi, różnice, zmiany w porównaniu z pierwowzorem

Sezon wakacyjny w pełni. Na ekranach kin pojawił się kolejny film, który jest… teoretycznie rzecz ujmując luźną adaptacją komiksu o Wojowniczych żółwiach ninja (żółwie po raz pierwszy pojawiły się w komiksie) lub serialu animowanego z końca lat `80 [dzięki temu serialowi żółwie zagościły w dziecięcej świadomości dzieciaków lat `90 (do której to grupy należę)]. Na początku lat `90 powstały dwa filmy fabularne (Wojownicze żółwie ninja 1990 i Wojownicze żółwie ninja 2: Tajemnica szlamu 1991), które to filmy kojarzę dosyć pozytywnie, ale z pewnością tegorocznego nowego wcielenia żółwi nie można tu nawet potraktować jako reboota tych produkcji. Oczywiście w ciągu lat pojawiły się nowe animacje, gry, zabawki jak w przypadku każdych innych bohaterów.



W nowym filmie wykorzystano imiona, charakterystykę bohaterów (Mikey ciapowaty i żartowniś, Rafael nieco zbuntowany, Leo przywódca i Donnie wynalazca) oraz stworzono zupełnie nową genezę powstania żółwi by umiejętnie wpleść w historię i nadać ważności postaci April O`Neil. Właściwie można uznać że to wcielenie XXI wieku żółwi nie ma nic wspólnego ze swoimi filmowymi poprzednikami i należy ten film traktować jako zupełnie odrębną produkcję.
W ramach przypomnienia w „oryginale” mistrz Yoshi był człowiekiem, który został  wykluczony z Klanu Stopy wygnany z Japonii (nie chciał przyjąć zwierzchnictwa sensei). I wyemigrował do USA do Nowego Yorku, gdzie jako „wygnaniec” ukrywał się w kanałach. Pewnego dnia znajduje cztery żółwie, które przez przypadek wpadają do kanału małemu chłopcu  po tym jak kupił je w sklepie zoologicznym. Yoshi opiekuje się żółwiami, ale pewnego dnia znajduje je umazane w szlamie. Szlam mutuje żółwie i stają się one człekopodobne, natomiast Mistrz Yoshi zmienia się w szczura (żył wśród szczurów w kanałach i miał na sobie ich „pozostałości”). Mistrz Yoshi jako szczur przyjmuje imię Splinter. W innych wersjach Splinter był szczurem mistrza Yoshi, który staje się humanoidalnym szczurem po zetknięciu ze szlamem. Żółwie dostają imiona po ulubionych renesansowych artystach mistrza Yoshi: Leonardo da Vinci (Leonardo), Donato di Niccolò di Betto Bardi (Donatello), Raffaello Sanzio (Raphael), and Michelangelo di Lodovico Buonarroti Simoni (Michelangelo).  Najistotniejsze w tej „genezie” żółwi jest to, kim był Splinter wcześniej - pochodził on z Japonii i stąd znał sztukę ninjusu i dlatego nastoletnie żółwie są ninja.
Niestety w tej nowej wersji cały koncept poznania sztuki ninja przez szczura jest najsłabszym i najbardziej absurdalnym elementem scenariusza (lekko spoilerując: wyjaśnia on, że znalazł podręcznik do ninjitsu w kanałach, i nauczył się tej sztuki walki a następnie swoich „synów” Wydaje się to niesamowitym zbiegiem okoliczności kiedy w Nowym Yorku grasuje akurat gang ninja Klanu Stopy!
Reszta zmian (mechaniczny Shredder i pokazywanie go przed założeniem maski, kiedy w animacji najistotniejsze było to, że właśnie Shredder nigdy tej maski nie ściągał) byłaby do zaakceptowania, ponieważ scenariusz jest prosty i całkiem spójny (jak wspomniałam podporządkowany powiązaniu April z żółwiami). W całej historii April (Magan Fox) odgrywa ważną rolę i można by powiedzieć, że jej czas ekranowy jest równy temu, który jest poświęcony żółwiom, dlatego też w filmie brakuje nieco scen z
„życia żółwi” w kanałach, ich sposobów na zamawianie pizzy itp. znanych z animacji.
W filmie otrzymujemy prostą sekwencję: poznanie żółwi, pierwsze starcie z wrogiem, porwanie, odbicie, ratowanie całego miasta w ostatniej chwili (akcja na wysokiej wieży, która mi się od razu skojarzyła z finałem pierwszej części Niesamowitego Spidermana- cel wroga niezwykle podobny…czy scenarzyści nie potrafią nic już innego wymyślić poza sceną finałową na szczycie budynku?). Grze Megan nie mam zbyt wiele do zarzucenia, właściwie biorąc pod uwagę niektóre niepochlebne recenzje moim zdaniem zagrała dobrze 9ładna ambitna reporterka).  Krótki epizod w filmie ma Whoopi Goldberg, mało znaczaca rola, ale dobrze zobaczyć ją na ekranie. Żółwie są takie jak być powinny. Jednoznacznie scharakteryzowane (uwielbiają pizzę, każdy ma jednoznacznie przypisane cechy) i zabawne. Pomimo śmiertelnego zagrożenia w akcję filmu są wplecione kontekstowe popkulturowe żarty(

– Witaj w naszym Hogwarcie, w naszym domu profesora X 
– Ee nie jesteśmy w kanale? 
– Ooo znowu robi swój głos Batmana…
– Skąd ona to wie!? Może jest Jedi?! 
– Sokoro już wyznajemy tajemnice przed śmiercią: – Nie zrozumiałem zakończenia LOST`ów! 
– Oblizuję ciastka a potem wkładam je do pudełka! 

Oraz:

 – Kałabanga!

),które odpowiednio rozładowują napięcie, a scena w windzie (gdy jadą walczyć z grupą ninja, kilka minut nim wjadą na najwyższe piętro, więc zaczynają nucić piosenkę) i ich nakręcenie adrenaliną sprawiają, że to z pewnością lekki film raczej dla dzieci niż „poważniejsza historia” z nieco głębszym i bardziej rozbudowanym politycznym tłem typu X-Mani. Żółwie to nastolatki i tak też się zachowują (zdarza im się utknąć w kanale, przez przypadek coś wysadzić, i ich mistrz surowo ich każe jeśli go nie słuchają). Oczywiście jak na miarę współczesnych efektów specjalnych wyglądają imponująco (w przeciwieństwie do tych „gumowych z lat `90), a sekwencja zjazdu z zaśnieżonej góry robi wrażenie. 
Film trwa niecałe dwie godziny (jak na blockbustera krótko i wydaje się, że wszystko dzieje się bardzo „szybko”, a bohaterowie od momentu pojawienia się na ekranie praktycznie nie mają chwili oddechu). Film uważam za udany, lekkie niewymagające kino na wieczór. Niezbyt wiele po nim oczekiwałam, ale było zabawnie 7/10.


SPOILER-ZAKOŃCZENIE

Okazuje się, ze Sacks zabił ojca April przed laty. Sacks po tym jak dowiaduje się, że żółwie żyją chce zatruć całe miasto, by potem zrobić fortunę na lekarstwie, które uzyska z krwi żółwi (Dziura w scenariuszu: skoro nie wiedział, że będzie miał lekarstwo na zatrucie to dlaczego zbierał te chemikalia? Przecież pracowali nad lekarstwem i jak sam mówił myślał, ze stracił mutagen na zawsze. Nagle dowiaduje się, że żółwie żyją i świetnie to pasuje do natychmiastowego wcielania niecnego planu w życie?). Żółwie zostają zaatakowane i porwane, Splinter ciężko ranny. Rafael (jedyny żółw który nie został porwany) April i Vernon jadą ratować żółwie. Odbijają ich, ale Sacksowi udaje się uciec i planuje zatruć miasto. Żółwie go ścigają, toczą finałową walkę ze Shredderem (który zostaje zepchnięty z budynku i wbija się w ziemię) i ratują miasto. Splinter dzięki mutagenowi zostaje wyleczony. April zachowuje tajemnice żółwi. KONIEC. 

sobota, 2 sierpnia 2014

Strażnicy galaktyki – gwiezdne wyrzutki razy pięć, humor do trzeciej potęgi i świetna muzyka do kwadratu

Film o którym po obejrzeniu trailera można było powiedzieć, że to będzie świetne, film o którego kontynuacji postanowiono tuż po tym jak pojawiły się pierwsza niezwykle pozytywne opinie na Rotten Tomatoes. Panie i panowie o to kolejny hit ze stajni Marvela posiadający wszystko to za co pokochałam Avengersów (innymi słowy za co lubię filmy na podstawie komików Marvela). Była akcja, drużyna w której każda z postaci miała swoje pięć minut (tak jak w Avengersach) humor, były nawiązania do innych filmów z tego uniwersum. 
Strażników Galaktyki można oglądać w oderwaniu od innych filmów Marvela (Wydarzenia z Anegersów czy Thora nie są istotne dla fabuły Strażników, jednak znajomość wątków z pozostałych filmów sprawia, że jesteśmy świadomi jak niektóre postaci niezbyt rozbudowane w Strażnikach mogą okazać się bardzo ważne). By obejrzeć Strażników Galaktyki należałoby najpierw obejrzeć Avengersów, jednak by obejrzeć Avengersów najpierw trzeba się zapoznać z samymi Avengersami:

  • Iron Man
  • Iron Man 2
  • Capitan Ameryka (wątek kamienia)
  • Thor (wątek kamienia)
  • Avengers (wątek kamienia, scena po napisach: postać Thanosa, która łączy bezpośrednio uniwersum Avengersów ze Strażnikami Galaktyki).
  • Thor 2 (watek kamienia i scena po napisach – Postać kolekcjonera, bezpośrednie nawiązanie. Kolekcjoner jest odgrywany w obu filmach przez Benicio Del Toro)





W Strażnikach Galaktyki poznajemy grupę bohaterów, która staje się zgraną (a właściwie nie zgarną, działającą spontanicznie i nieprzewidywalnie) drużyną w wyniku zadziwiających okoliczności (pogoń za pieniędzmi i wiezienie zawsze łączyły ludzi, a czasami też chęć ratowania planet).

  • Peter Quill – aka Star-Lord (jak sam siebie nazywa, jeden ze sługusów Ronana „nareszcie!”), którego można uznać za głównego bohatera (pierwsza scena wprowadzająca – porwanie chłopca). Terranin jak go nazywają towarzysze (Terra z łaciny po prostu Ziemia, Peter jest Ziemianinem porwanym przez łowców) złodziej, najemnik, który wykiwał swojego szefa. Ważne dla niego są pieniądze i … jego magnetofon (źródło świetnych piosenek z lat siedemdziesiątych – składanka, którą ciągle odtwarza Peter). To takie skrzyżowania Hana Solo (najemnik, którego głównym motorem działań jest zysk, przywiązany do swojego statku, którego ściga Yondu, jak Hana Jabba) z odrobiną Luka Skywalkera (Sierota. Stracił matkę jako dziecko i nie wiem kim był jego ojciec – ciekawy wątek może rozwiną to w drugiej części, mam nadzieję).

  • Gemora to postać od początku o niejasnych zamiarach i chyba najsłabszy i najmniej „zabawny” członek teamu, ale jakiś żeński pierwiastek musiał być. Powściągliwa, nieco tajemnicza. Typ takiej Uhury ze Star Treka (pełni podobne funkcje).

  • Rocket – szop, znający się na technice, broni, mózg złożonych planów i operacji, który jednak ma złożone uczucia (nie lubi jak go nazywać gryzoniem) i wiele przeżył i najchętniej by wszystkich pozabijał. Postać ciekawie rozbudowana i o wiele lepiej rozwinięta niż Gemora. Zgryźliwy, autoironiczny, zabawny (by wydostać się z więzienia będziemy potrzebowali jego sztucznej nogi) i trzeba przyznać że podkładający pod niego głos Bradley Cooper spisał się bardzo dobrze.
t

  • Groot – Van Diesiel podkładający głos pod tę postać drzewa nie miał zybyt wiele pracy, ponieważ Groot wypowiada dokładnie trzy słowa Ja Jestem Groot (i am Grooti to dokładnie tylko w tej kolejności jak wyjaśnia Rocket). Pod koniec filmu nieco się rozwija i mówi [We are Groot]. Taki odpowiednik Chubacki, i takiego właściwie Hulka z Avengersów (ponadto potrafi rzucać wrogami na prawo i lewo jak Hulk Lookim), którego słowa szerzej potrafi zinterpretować tylko Roocket. Animacja na najwyższym poziomie i to jedno zdanie przez niego wypowiedziane całkowicie wystarcza do zbudowania tej postaci.

  • Drax – to typowy mięśniak nie rozumiejący pojęcia przenośni i metafory, traktujący wszystko dosłownie (-Mam pogłaskać Ronana po szyi? - Nie to taka przenośnia: poderżnąć mu gardło. -Wolałbym odciąć mu głowę. No tak poderznąć gardło to inaczej zabić. Nie można tego znaku rozumieć dosłownie). Myśli prosto i działa prosto, pragnie zemsty na Ronanie za zabicie mu rodziny.




Wszystkie te postaci mają w sobie coś co już właściwie znamy, ale dokładnie za to pewnych bohaterów kochamy. Pojawiają się klisze, a właściwe kpina z nich (Świetna scena przemowy Petera gdy wszyscy siedzą sobie w kółku nieco zrezygnowani nie widząc nadziei ani wyjścia i postanawiają wałczyć o Galaktykę i kpiarskie podejście do tego Rocketa [no dobra to ja teraz też stoję jak wszyscy, noi stoimy jak głupki w kółku  - scena jakich widzieliśmy już wiele w wielu filmach od czasu Władcy pierścieni). Film ma dobry scenariusz, nie jest zbyt skomplikowany (prosty schemat - przedstawienie drużyny-zjednoczenie-wspólny cel-pierwsze porażki-błędy bohaterów-zjednoczenie-finałowa walka dla dobra ogółu. [Jako, że jest to część pierwsza nie ma tu póki co takich słabości jak dziury w scenariuszu]  i humor jest bardzo mocnym punktem filmu (Taniec Petera by odwrócić uwagę Ronana – świetne). Muzyka z odtwarzacza Petera z lat 70 nadaje filmowi niepowtarzalny klimat i lekkość.  Efekty specjalne na najwyższym poziomie (świetna animacja drzewka – super scena tuż po zakończeniu [pewnie będzie można wkrótce gdzieś kupić takie kolekcjonerskie tańczące drzewko, taniec wykonywany przez Groota ma już nazwę: to Grooting! link i link], ujęcia miasta, gwiezdnych potyczek animacja Rocketa i Groota na najwyższym poziomie.

Do gry aktorskiej żadnej z postaci właściwie nie mam nic do zarzucenia i myślę, że dobrze, że nie zaangażowano do tego filmu aktorów rozpoznawalnych (gwiazd, których nazwiskami promuje się filmy) ponieważ taki film jak Strażnicy broni się sam w sobie dzięki gatunkowi jaki reprezentuje (Tylko głosy podkładają Van Disel pod Groota i Bradley Cooeper pod Rocketa).
Filmów z Chrisem Prattem (Peter) gdzie grał role gównie drugoplanowe widziałam wcześniej jedenaście i raczej nie zwracałam na niego uwagi, ale po tym filmie pewnie zyska rozgłos.
Reżyser filmu James Gunn nie zawiódł kręcąc świetny lekki pełen akcji film, chociaż dziwię się że powierzono mu tak duży projekt jakim byli Strażnicy, ponieważ na koncie przed Strażnikami miał taką porażkę jak Movie 43. Kto wie może to taki kolejny Zac Snyder, dla którego Strażnicy Galaktyki  będą tym, czym dla Snydera 300.


Film oglądałam w wersji 2D z napisami i momentami polskie tłumaczenie nie do końca oddawało angielski sens dowcipu. Jeśli w wersji dubbingowanej był dokładnie ten sam skrypt to nieco na humorze film mógł stracić. Absolutnie w filmie nic bym nie zmieniła (a jest to u mnie wyznacznikiem kina bardzo dobrego), minął mi seans niezwykle szybko, bez dłużyzn z odpowiednią dawką napięcia i wyśmianego patosu z mocna melodramatyzowaną i również wyśmianą odpowiednia sceną finałową i ilością pytań, na które chciałabym poznać w kolejnej odsłonie filmu odpowiedzi (Kim jest ojciec Petera? Jakie piosenki są na drugiej kasecie, czy Groot długo będzie „wyrastał”? Co z kolekcją Kolekcjonera?)

Zabawa tak świetna i oczekiwania tak spełnione jak przy Avengersach więc i ocena tożsama 9/10 Polecam! Do obejrzenia na dwa a nawet trzy razy.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE

W finałowej scenie gdy na statku udaje się drużynie dotrzeć do  Ronana Peter strzela do niego z urządzenia Rocketa. Nie zabija go to jednak, a statek zaczyna spadać w kierunku ziemi. Bohaterom się nie udało. Groziła im śmierć w momencie uderzenia. Wtedy Groot rozrasta się i otacza wszystkich „sobą” znajdują się w ochronnej kuli z drzewa. Statek się rozbija. Groot „ginie” – strzępy drewna po nim pozostają. Pozostali bohaterowie są ranni. Ze statku wychodzi Ronan by zgładzić planetę. Uderza Roocketa, który wylądowawszy koło broni, zaczyna ja składać. Peter widząc to postanawia odwrócić uwagę Ronana. Peter zaczyna tańczyć. Skonsternowany Ronan nie rozumie co Peter robi. Rocket zdążył złożyć broń. Drax strzela do Roonana W momencie strzału na chwilę kamień odłączył się od Ronana. Peter chwyta w rękę kamień i zaczyna powoli się rozpadać jak każdy śmiertelnik, który dotyka kamienia. Gemora chwyta Petera za rękę, by rozłożyć moc kamienia. Petera łapie również Drax a jego małą rączką Rocket. Wytrzymują wspólnie jako drużyną moc kryształu. Peter strzela mocą kryształu w Ronana i go zabija. Gonara zamyka kryształ w pojemniku. Pojawia się Yondu żądając kamienia. Peter podmienia pojemniki i daje Yondu pojemnik ze stworkiem z pomarańczowymi włosami. Kamień zostaje zamknięty i jest pilnie strzeżony przez urzędników Novy. Drużynie zostaje wymazana kartoteka kryminalna. Peter dowiaduje się od ludzi Novy, że wytrzymał tak dugo siłę kamienia, ponieważ po tym jak go przebadali okazało się, że jest w połowie człowiekiem, ale w drugiej połowie nie (nie wiadomo kim był jego ojciec). Yonda odlatując w oddali  narzeka na Petera mówiąc, że trzeba było jednak zabić tego chłopaka którego porwali na zlecenie jego ojca, któremu mieli go dostarczyć). Rocket zasądził w doniczce jeden patyczek (pozostałość Grota).
Strażnicy Galaktyki odjeżdżają w kosmos planując zrobić cos na pól na pół dobrego..
Tuż po zakończeniu widzimy, że z doniczki wyrasta mały Groot który tańczy, gdy ostrzący nóż Drax go nie widzi. Koniec.

SCENA PO NAPISACH

Widzimy kolekcjonera nieco poobijanego na zgliszczach jego kolekcji. Oblizuje go pies, a śmieje się z niego Kaczor Howard (również postać z komików Marvela. Nakręcono o nim film pełnometrażowy w 1986 roku Kaczor Howard).


Scena trochę rozczarowująca bo nic konkretnego jeśli chodzi o kolejną część nie zapowiada, ani nie sugeruje nawiązania do innego filmu.