czwartek, 15 września 2011

Rango – westernowy Johnny.

Po pierwsze nie przepadam za westernami, po drugie to nie jest film dla dzieci (tak, tak, nie raz, nie dwa użycie animacji doprowadza do nieporozumień i przyjmowania założenia a priori, że dany film jest produkcją dla najmłodszych).

Zombie, nawiązanie do Piratów z Karaibów na krańcu świata, Clinta Eeastwooda, metafora przechodzenia na druga stronę (Alicja w krainie czarów?), motyw jednej kuli (Piraci?), oniryczna scena żywcem przeniesiona z drugiej części Piratów, proszenie o wodę w salonie i śmiech wszystkich tam obecnych (Powrót do przyszłości cz. III?) i pewnie wiele, wiele innych, których nie wychwyciłam. Jest to film w reżyserii niejakiego Gore Verbińskiego, twórcy wszystkich części Piratów z Karaibów, Mexican, i Polowania na mysz. Obejrzałam, głównie dla Johnnego Deppa. (tak, włączyłam wersję z dźwiękiem angielskim i polskie napisy, choć film jest zdubbingowany), tylko po to by móc usłyszeć jego głos. Nawet nie było to bardzo śmieszne, raczej dla wielbicieli gatunku. Mocny początek, potem zabawa konwencją (obcy w mieście, opowiada historię, że zabił siedmiu braci jedną kulą; dostaje posadę szeryfa; potem „udowadnia” swoje męstwo przypadkiem zabijając jastrzębia; pojedynek w samo południe; problem braku wody; zadziorna pannica, która nie chce sprzedać swojego rancza; podejrzany burmistrz; pościg środkiem kanionu itd…).
Oczekiwałam więcej, sam głos Johnnego to za mało 5/10.

A westerny chyba przeżywają ostatnio "mały renesans"? (Prawdziwe męstwo braci Coen, i ponoć Tarantino też zabiera się za ten gatunek).

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz