niedziela, 11 marca 2012

John Carter – Księżniczka Marsa na wielkim ekranie, czyli Gwiezdne wojny, Książę Persji = nowa przygoda


John Carter - superprodukcja, o której było głośno od kilku miesięcy. Przynajmniej w moim świecie było głośno. Innymi słowy o tym, że kręcą ten film wiedziałam od dobrych paru miesięcy, kiedy to trafiłam na trailer tego filmu i oznaczyłam go sobie na Filmwebie jako „muszę zobaczyć”. Ponadto tytuł ten pojawiał się w kulturalnych krótkich wymianach zdań, na temat tego, co ciekawego w tym roku w kinach ma się pojawiać  (eee w moim świecie o takich rzeczach się rozmawia). Ponieważ wielka machina marketingowo-informacyjna wprowadziła do mej świadomości istnienie tegoż filmu, musiałam go obejrzeć (i w tym przypadku zobaczyć w kinie). Chciałam go obejrzeć ponadto ze względu na fakt, iż jest to ekranizacja powieści Edgara Rice Burroughsa (autor powieści o Tarzanie!) i niejako kierował mną sentyment, iż o tej , jakby nie patrzeć, nieco mniej znanej powieści Burroughsa usłyszałam na jednych z zajęć z zajęć literatury popularnej (eh ten sentyment do tego, co już minęło…).Ponieważ nie da się ignorować wiadomości prasowych i krótkich opinii wygłaszanych tuż po premierze, spotkałam się ze stwierdzeniami, iż John Carter to skrzyżowanie Avatara, Księcia Persji i Gwiezdnych wojen (Dorzuciłabym do tych porównań jeszcze Gwiezdne Wrota). Stwierdzenie, że John Carter jest wtórny w porównaniu z tymi filmami można wyśmiać, jeśli wziąć pod uwagę odpowiedź na pytanie co było pierwsze? Powieść Księżniczka Marsa, czy wspomniane filmy (w przypadku Księcia Persji, gra na podstawie której powstał film)? Powieść Burroughsa została wydana w 1912 roku. Niewątpliwie pod względem fabularnym, pomysłu podróży międzyplanetarnej, przygodowym Księżniczka Marsa była pierwsza.

Właśnie, Księżniczka Marsa z jej  fantastyczną fabułą, bohaterem herosem i przygodach na obcej planecie: John Carter, weteran wojny secesyjnej w wyniku spotkania „trzeciego stopnia” z kosmicznym wysłannikiem w pewnej niezwykłej jaskini oznaczonej obcymi symbolami zostaje przeniesiony na Marsa. Jako Ziemianin będący pod wpływem odmiennej marsjańskiej grawitacji posiada niezwykłą siłę i potrafi bardzo wysoko skakać. Zostaje on wplątany pomiędzy wojnę dwóch krain, pojmany przez  zielone cztero-rękie pierwotne plemię i uratuje księżniczkę. Przygoda, przygoda i jeszcze raz przygoda na bezkresnej piaszczystej równinie, wśród latających maszyn.
Powieść może i była pierwsza, jednak film John Carter czerepie z poprzedzających go produkcji. Obce cztero-rękie istoty wraz z ich wierzchowcami przypominają plemię zamieszkujące Naboo z Gwiezdnych Wojen. Statki powietrzne i lasery podobnie. Odkrywanie nowej cywilizacji, ustalanie bohatera gdzie się znalazł, analizowanie znaków w jaskiniach – schemat rodem z Gwiezdnych wrót. Walki na pustyni, skoczność bohatera, nastawienie na podróż – model Księcia Persji.Tylko co z tego? Lubię Gwiezdne wojny, lubię Księcia Persji i John Carter też mi się podobał! Ponieważ mam słabość do tego gatunku nie jestem skłonna narzekać, że wszystko to już było. Bawiłam się dobrze śledząc przygody Johna (aka Wirginia, jak go omyłkowo nazwali tubylcy). Był w tym filmie humor, słodki pso-podobny stworek biegający za bohaterem, inteligentna księżniczka, sceny walk, główny bohater silny i waleczny, może nieco łzawe wyznania uczuć. Ciekawa intryga manipulujących „tym złym” wyższych istot, tajemnica podróżowania pomiędzy planetami i furtka do nakręcenia kontynuacji (Super zakończenie). Bardzo dobre „z rozmachem” nakręcone. (Materiału producenci mają jeszcze na kilka filmów. Księżniczka Marsa to pierwsza cześć z cyklu o Marsie składającego się z jedenastu powieści). Dla mnie bardzo dobra rozrywka 8/10 polecam, dla wszystkich.


PS. Film jest wyświetlany w kinach w wersji 3D. Nie mam już siły narzekać na 3d, którego właściwie nie ma, albo ja go nie dostrzegam i zarabianiu dodatkowej kasy na droższych biletach.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Kiedy udaje im się wygrać wojnę, John zostaje odesłany na Ziemię, gdzie przez lata szuka kolejnego medalionu. Bratanek czyta o tym w jego zapiskach, biegnie do jego grobowca upewnić się, że jego ciało jest bezpieczne. To był podstęp, by zwabić obcego z jego medalionem. John go zabija, zabiera medalion i wraca na Marsa.

4 komentarze :

  1. Bardzo dobrze zekranizowana książka, jednak nie czerpie z poprzedzających go produkcji, bo w książce te wątki i postacie istnieją i są ładnie opisane, więc raczej poprzedzające produkcje czerpią ze stuletniej książki. Jak można dać takiemu filmowi tylko 8/10, a gniotowi, w którym nic się nie dzieje i przewidywalnemu jak Igrzyska śmierci z oklepana fabułą 9,/10?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. John Carter mi się bardzo podobał i do dziś bardzo ubolewam nad tym, że ta produkcja nie zarobiła oczekiwanych przez wytwórnię pieniędzy i nie można liczyć na kontynuację. Moje oceny są bardzo subiektywne i wiele zależy od tego w jakich okolicznościach oglądałam film i od tego co wcześniej oglądałam. Może gdybym obejrzała Jona Cartera po Igrzyskach stwierdziłabym, że jest dużo lepszy ;-).

      Usuń
  2. Film super. Przygoda, piękna księżniczka ! ,zaskakująca fabuła, stworki o które mają czysto ludzkie odczucia.

    OdpowiedzUsuń
  3. obejrzałem ten film już kilka razy.
    ostatnio nawet kupiłem sobie film na DVD u "idiotów" za 6,99

    Moim zdaniem film świetny - ktoś w końcu wrócił do podstaw sf. Z prostą fabułą, prostymi zależnościami..... ale... jest coś, co powala na kolana. Miłość, namiętność .... i poczucie bezradności, gdy utraciło się coś, czego się nie spodziewało, a dostało nagle (miłość Cartera i powrót na Ziemię) i w końcu DETERMINACJA.

    Film przerysowany, bajkowy i może infantylny... ale w moim odczuciu - to są cechy dobrego SF.

    A w taką bajkową scenerię wplecione poszukiwanie czegoś......


    polecam

    OdpowiedzUsuń