Nie należy się oszukiwać. Ta
polska produkcja powstała na fali popularności amerykańskiego filmu KacVegas (
I o zgrozo nakręcili jeszcze coś, co się nazywa Kac Wawa i właśnie pojawiło się
w kinach) o szalonym wieczorze kawalerskim (a właściwie kacu po nim). Kilka
ujęć z tego filmu jasno wskazuje czym inspirowali się twórcy Wyjazdu integracyjnego (Powolna kamera i
zbliżenia na podłogę, gdzie „walają” się butelki, ubrania i leży na niej nieprzytomny
bohater). Jedynie inspirowali i może szkoda. Nakręcili film o Sodomie i Gomorze,
o tym, co się dzieje na wyjazdach integracyjnych? O ile ciekawie może to wyglądać
w 3 minutowym teledysku promującym tenże film, to 85 minut filmu fabularnego
wydaje się być pozbawione logiki, w miarę realnej motywacji
rządzącej bohaterami.
To niestety znowu zlepek
niepowiązanych właściwie niby śmiesznych scenek kabaretowych i dialogów (Oni utożsamiają Mit wolności. Wolności? Na
co komu wolność w korporacji? Sodoma
i Gomora, Sodoma i Gomora, czy ty chcesz mnie zdradzić?) Jak to nieco
kpiono z polskiego kina w trailerze zapowiadającym festiwal
w Melbourne: w polskim kinie albo trzeba pokazać piersi, albo kogoś zabić,
żeby film nie był nudny. Cóż, nie muszę chyba pisać, że w Wyjeździe integracyjnym postawiono na nagie piersi (Scen co
najmniej 3 zbliżenia na nagie piersi Katarzyny Glinki, która biega półnaga po
hotelu). Katarzyna Figura przeobrażająca się z niepozornej Pani Jadzi w dominę
przyodzianą w lateks. Frycz biegający w damskich ciuszkach a Karolak nagi
zasłaniający „miejsca strategiczne” poduszkami. Już od początku wydaje się iż
ten film to parodia (firma o nazwie Polish lody?), a zaczynając od poziomu niezwykle
niskiego upadano coraz niżej i niżej. Nakręcono połowę sceny walki na Paintball,
która zakończyła się już po pierwszym wystrzale, sceny upojenia alkoholowego,
do którego nie wiadomo jak doszło i sugeruje to jakoby sam pobyt na wyjeździe
integracyjnym obligował bohaterów do natychmiastowego upicia się (No będę zrzędliwa
i pozwolę sobie na kolejne porównanie, ponieważ w KacVegas do wyprawiania
takich głupot doprowadzały bohaterów narkotyki. Polakom widać starczy grupa
ludzi, hotel i wódka). Dwóch facetów biegających za ponętną Glinką kręconą w
zwolnionym tempie niczym bogini, osioł nie mający nic wspólnego z grupą
korporacyjną i na końcu narzekający policjant ni stad ni zowąd myjący pobrudzonego
farbą osła?
Dorzucono do tego kilka niezwykle
ogranych radiowych piosenek (Barbara
Streisand, Będę brał Cię w aucie, Bania u Cygana, i`m coming Home), mnóstwo
znanych telewizyjnych twarzy (Co w
tym filmie robił Kot? No Karolak to gra w każdej polskiej komedii, można było się
spodziewać). Ehh do tego nieco irytująca technika kręcenia oparta głownie na
samych zbliżeniach, muzyka, która momentami zagłuszała dialogi. Pozbawione ładu
i składu epizody (Ważny prezes daje nagle wizytówkę złamanemu, nowemu pijanemu pracownikowi HR,
ponieważ jeszcze nie dał się wciągnąć tej korporacji. Właściciel firmy traci
kompletnie głowę dla kobiety i rywalizuje z drugim mężczyzną dając się upokarzać,
traci twarz przed całym personelem).
Komedia niby nie musi być
logiczna? Może i parę razy się zaśmiałam, jednak po Wyjeździe Integracyjnym pozostaje mi niesmak, że tylu rozpoznawalnych
aktorów pojawiło się w tej produkcji. Może i to obraz takich wyjazdów
integracyjnych (Mam nadzieję, że bardzo przerysowany, oby. Mnie nigdy nie było dane
udać się na taką pracowniczą wycieczkę, porównania więc nie mam). Może to
śmieszy tylko tych, którzy się tak potrafią bawić? Nie zmienia to faktu, że
film logicznie się nie klei (Picie i takie ekscesy też trzeba jakoś umotywować)
a oglądałam to tylko zdziwieniem jak
nisko jeszcze można upaść w tej bezsensowności. Słabe 3/10.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz