Nolan podobnie jak Fincher jest
reżyserem na którego filmy idę do kina właściwie w ciemno. To nazwisko jest
gwarantem filmu bardzo dobrego, jeśli nie rewelacyjnego (w zależności od
gatunku, jednak każdy ma swoje predyspozycje). Nolan ma na swoim koncie filmy,
których nie wypada nie znać począwszy od majstersztyku narracyjnego jakim jest Memento, poprzez Incepcję (Co jest twoim
Totemem?) skończywszy na „nowym mrocznym Batmanie” (Dlaczego upadamy? Żeby nauczyć się podnosić).
W zeszłym roku Alfonso Cuaron
dostał Oscara za reżyserię Grawitacji,
nawet Sandra Bullock została nominowana za rolę w tym filmie. I to właśnie
Cuaron nico inaczej podszedł do tematu przebywania w kosmosie dając nam
wizualny i muzyczny majstersztyk.
Co zrobił Nolan? Podjął się
zrealizowania filmu opierającego się na dobrze wszystkim znanej kliszy (Grupa
dzielnych Astronautów wyrusza w nieznane przez portal do odległej galaktyki by
ratować ludzkość w obliczu obumierającej Ziemi). Do odegrania głównych ról
wybrał aktorów, którzy już na swoich półkach mają Oscary:
Matthew McConaughey już od
jakiegoś czasu uznaję za aktora bardzo dobrego a nie tylko komediowego amanta
jak to było z dziesięć lat temu i ponownie w Interstellar pokazuje, że jest aktorem bardzo dobrym (Oscar za Dallas Buyers Club).
Anne Hathaway dwa lata temu
zgarnęła statuetkę właściwie za 5 minutową scenę w Nędznikach (moim zdaniem
zasłużenie). Pracowała również wcześniej z Nolanem na planie Mroczny rycerz powstaje.
Z tej nagrodzonej dwójki w Interstellar
zdecydowanie pierwsze skrzypce gra Matthew a w roli żeńskiej lepiej wypada Jessica
Chastian (co prawda nie ma Oscara, ale już dwie nominacje do statuetki na
koncie).
Ponadto na ekranie możemy
zobaczyć Michaela Caine`a (ponownie aktor pracujący z Nolanem na planie Batmana
i Incepcji) w roli niestety bardzo
schematycznej „naukowca usiłującego rozwiązać równinie pozwalające na
uratowanie ludzkości”) a i Matt Damon ma w tym filmie swoje 5 minut.
Mamy więc gwiazdorską obsadę i
banalną kliszę jako podstawę historii. Mamy w składzie wyprawy kilku mężczyzn i
oczywiście tę emocjonalną kobietę oraz rzucającego żartami robota, presję czasu,
problem brakującego paliwa i tracenia kolejnych członków załogi (ale na
szczęście i sami bohaterowie potrafią dostrzec tę ironię). Były już czarne
dziury, była względność czasu i inne
fizyczne teorie (które prawdopodobnie zostaną zakwestionowane i uznane za niemożliwe
z fizycznego punktu widzenia przy okazji komentarzy do tego filmu). Mamy też
wiersz wypowiadany przez bohaterów i dramatyczne decyzje.
Nolan jednak potrafił w nowy
sposób pokazać nam film o super bohaterze i również na swój sposób
przekształcił schemat filmu o wyprawie dzielnych astronautów by ratować
ludzkość. Film ten nie jest pasjonującą wyprawą w kosmos, a bardziej dramatem
rodzinnym. Na początku można się zastanawiać po co pokazuje nam się wywiadówkę
w szkole, rozpacz małej dziewczynki gdy jej ojciec ją opuszcza by ratować świat? na rzecz tych scen minimalizuje się i stosuje ogromną elipsę od momentu trafienia
bohatera do NASA do rozpoczęcia wyprawy (rodzą się w tedy pytania, jakim to
sposobem były pilot nagle awansuje na kapitana statku gwiezdnego, kiedy zdążył
przejść szkolenie i kogo zastąpił t takim razie w tej misji skoro wszystko już
było gotowe). Tyle samo czasu poświęca się eksploracji obcej planety, co serii
„wideo listów”.
Wszystko to miało sens, ponieważ Nolan
nakręcił film o rodzinie i naturze ludzkości. Potrafimy myśleć i poświęcać się
dla swoich bliskich, ale o wiele trudniej myśleć nam o przetrwaniu gatunku.
Gotowi jesteśmy umrzeć dla tych, których znamy i już żyją nie dla przyszłych
pokoleń. Taka jest natura człowieka. W jego naturze również tkwi podążanie za
głosem serca wbrew rozsądkowi, potrafi być też samolubny wybierając siebie
ponad dobro ogółu. Wierzymy w to, że sposób na uratowanie ludzkości pokazują
nam „obcy” a nie w to, że możemy dokonać tego sami.
Refleksja jaką wywołuje
Interstellar sprawia właśnie, że nie jest to „tylko” film o gwiezdnej wyprawie.
Historia jest pokazana tak, że prawie trzy godzinny seans wcale się nie dłuży. Film
trzyma w napięciu i ma niebanalną konstrukcje
(zgrabna klamra na końcu). Bardzo dobre kino. Warto 8/10 (jednak nie rewelacyjne.
Film do obejrzenia raczej na raz).
SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Duchem, który zrzucał książki z półki
w pokoju Murphy był jej ojciec. Cooper usiłując dotrzeć do trzeciej planety (po
tym jak profesor Mann ich zdradził i zginął) wiedział, że nie będą mogli
wylądować jeśli nie zrzuci więcej balastu. Poświęcił siebie i spuścił swoją
kapsułę w głąb czarnej dziury. Wewnątrz niej katapultował się ze statku i wpadł
w dziwny błyszczący tunel. Wpadł go dziwnej konstrukcji gdzie znajdował się za
półką z książkami, czas był wielowymiarową przestrzenią. Mógł zaglądać zza półki
w różnych punktach w czasie. Widział Murphy obserwującą regał. To nie kosmici
go wysłali w kosmos. On sam to zrobił. Najpierw widząc siebie opuszczającą
córkę wypchnął książki tak by Murphy odczytała słowo „Zostań”, potem uświadomił
sobie, że to on sam siebie wybrał i siebie wysłał do NASA. Podał sobie
lokalizację. Uświadomił sobie, że to wcale nie obcy pokazali im drogę wyjścia i
sposób na uratowanie ludzkości, to ludzkość dała sobie szanse, z momentu w przyszłości
gdy zapanują nad czasem. Cooper podaje dane z czarnej dziury Murphy z pomocą
drgania wskazówek zegara, ponieważ wiedział, że Murph wróci po ten zegarek i
wróciła. Cooper wypada z przestrzeni i znajduje się w kosmosie. Zostaje
odnaleziony w pobliżu Saturna. Budzi się w szpitalu na stacji kosmicznej w
pobliżu Saturna w „przyszłości”. Murphy uratowała ludzkość poprzez rozwiązanie równania.
Cooper spotyka się ze swoja córką, która jest już staruszką. Wiedziała, ze on
do niej wróci. Murphy mówi ojcu, żeby leciał do Brand, która samotnie
na trzeciej planecie prawdopodobnie rozpoczyna realizacje planu B. Cooper
kradnie statek. KONIEC.
Zdjęcia i muzyka - genialne, tylko na dużym ekranie, dobra rola II planowa.
OdpowiedzUsuń