Niestety tym razem nie pokuszę się
o analityczny tekst porównujący film z książka, ponieważ jak to w wypadku większości
serii przenoszonych na wielki ekran, gdy wyszła część pierwsza sumiennie
nadrobiłam od razu książkową trylogię chcąc wiedzieć jak większość osób, obejrzawszy
część pierwszą filmu, co będzie dalej (Jednak zapraszam do pozostawienia komentarzy,
jeśli ktoś wyłapał różnice pomiędzy książką a filmem).
Idąc na ten obowiązkowy seans w
tym roku (Igrzyska do zdecydowanie
należały do mojego Top 10 must see in ciemna this year) nie miałam zbyt
wygórowanych oczekiwań. Co prawda nie zbyt szczegółowo pamiętałam książkę (poza
najważniejszymi wydarzeniami), ale wiedziałam jedno: książkowo część trzecia,
tj. Kosogłos, który na potrzeby filmowej ekranizacji (i potrzeby zbicia większej
ilości kasy na niestety „tylko” trylogii) zdecydowano się zrealizować w postaci
filmów czterech (co jest standardem zapoczątkowanym przez serię o Harrym
Potterze) podobała mi się na mniej. Nie przepadam generalnie za filmami
wojennym (gatunek zaraz koło westernów znajdujący się na ostatnich pozycjach kolejności
gatunków filmowych które lubię oglądać).
Spodziewałam się działań
wojennych, przygotowań do wojny i polityki. I dokładne to można zobaczyć w
Kosogłosie. Fabuła nie porywa. W przeciwieństwie do części drugiej zbyt mało tu
akcji, na ekranie głównie mamy serię dialogów, zmagań, filmów propagandowych i
irracjonalnych działań gdzie w obliczu nalotu siostra bohaterki ratuje kota… Obiektywnie
analizując przedstawione wydarzenia nie było w części pierwszej Kosogłosa przecież zbyt wielu „istotnych
wydarzeń” i zdecydowanie widać tu „rozciąganie” fabuły na siłę. Wiele scen
spokojnie można by usunąć i skrócić jeśli chciałoby się jednak zekranizować trzecią
książkę jak należy - kręcąc jeden film. Paradoksalnie to co mogłoby być
najciekawszą sceną zmagań wojennych oglądamy z perspektywy Katniss na ekranach
telewizorów i później śledzimy ją zaniepokojoną, bezsilną w oczekiwaniu na wieści
dotyczące towarzyszy broni. Zazwyczaj pierwsza część z dwóch mających pokazać
finał historii jest zbyt rozwleczona i czekamy na wielki finał kolejny rok. To słabość
większości takich ekranizacji.
Nie wiem jak to jest (choć
powinnam) i jedynie po trosze jestem w stanie wskazać dlaczego, ale jednak Kosogłos
jest filmem dobrym.
Katniss jest w szoku po
wydarzeniach z 75 Głodowych Igrzysk. Nie może sobie darować, że uratowano ją, nie
Peetę. Prezydent Coin i Plutarch chcą by była symbolem i zaangażowała się w
walkę przeciw Panem. Dystrykt 13 stara się walczyć i manipulować rzeczywistością tak jak ci z którymi
chcą walczyć: propaganda przeciwko propagandzie. Mamy więc na ekranie głównie
politykę, zmagania bohaterki, patetyczne sceny, mające zachęcić lud do
działania spoty mające wywołać rewolucję. Jeśli by ten film nie nakręcił
ponownie Lawrence (który wyreżyserował coś tak dobrego jak W pierścieniu ognia) i gdyby nie ta obsada, fabularnie ten film powinien
być klapą (rozciągniecie fabuły na potrzeby dwóch filmów), ale nie jest.
Jednak Jennifer Lawrence może za właśnie
takie aktorskie umiejętności dostała Oskara (przypominam zdobywczyni statuetki
za rolę w Poradniku pozytywnego myślenia,
co dla mnie jest niezrozumiałe, ale Jennifer ostatnio udowadnia, że na prawdę
potrafi grać). W jej wydaniu Katniss beznadziejnie wypada przed kamerą wykrzykując
wyuczone i wyreżyserowane słowa, w jej wydaniu Katniss jest prawdziwa gdy
walczy i targają ją emocje. Na ekranie możemy wręcz uchwycić różnice między
Katniss zagubioną a Katniss dziewczyną, która roznieca i igra z ogniem. Paradoksalnie
jak na blok blockbuster gdzie należałoby się spodziewać, że najmocniejszą
strona filmu będą spektakularne sceny batalistyczne to partie dialogowe wszystkich
bohaterów sprawiają, że uważam, że pomimo braku „akcji” to jest dobry film. Wszystkie
sceny począwszy od rozmowy Plutarcha z Effie (najlepsze sceny tej postaci ze wszystkich
jak dotąd części), negocjacje Katniss dotyczące zostania „symbolem rewolucji”
(dodanie na koniec warunku dotyczącego kota) skończywszy na wkroczenie Haymitcha
(wciąż dobry Harrelson) na ekran i świetnej sceny dyskusji „kiedy Katniss potrafiła
porwać za sobą lud?”. Nawet Peeta (Josh Hutcherson) który początkowo mi nie przypadł
do gustu w tej części bardzo zyskuje.
Kiedy juz widzimy na ekranie to,
co powinno nas wzruszyć, pokazać determinację bohaterów ja w to wierzę. Bardzo
doba scena przemówienia po zbombardowaniu szpitala i piosenki nad rzeką. Świetna
robota zważywszy na materiał. Dobra reżyseria, świetna obsada. Rozwleczenie
fabuły do wydarzenia z nadzieją, na spektakularne zakończenie serii w przyszłym
roku. Warto wybaczając dłużyzny, raczej polecam. Nie mocne, ale jednak 8/10 (obiektywnie słabiej od W Pierścieniu ognia).
Dobry "motyw muzyczny":
https://www.youtube.com/watch?v=uCzX_6kOgVY
Dobry "motyw muzyczny":
https://www.youtube.com/watch?v=uCzX_6kOgVY
SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Plutarch dostaje cynk dotyczący
miejsca uwięzienia Peety, Annie i Johanny. Katniss dowiaduje się o akcji
odbicia zakładników gdy ta już jest w toku (Gale bierze w niej udział). Finnick
nagrywa film propagandowy, który zakłóca system obronny Panem, kiedy ekipa
ratunkowa włamuje się do wieży, by odbić zakładników. By odwrócić uwagę Panem i
podtrzymać nagranie Katniss nawołuje prezydenta Snowa. Ten jej odpowiada mówi, że nie ma już odwrotu od wojny zdradza
jej, że wie iż właśnie próbują odbić Peetę. Katniss załamana czeka
zniecierpliwiona nie wiedząc co się stało z ekipą ratunkową. Okazuje się, że
wszyscy wrócili wraz z uratowanymi towarzyszami. Katniss biegnie by zobaczyć
się z Pieetą. Strasznie wyglądający, poobijany i wychudzony Peeta gdy widzi
Katniss atakuje ja i próbuje udusić. Katniss budzi się w szpitalu. Dowiaduje
się, ze zrobiona Peecie pranie mózgu i zrobiono z niego maszynę do zabicia Katniss.
Prezydent Coin oznajmia dystryktowi 13 sukces odbicia zakładników. Katniss idzie
do Sali gdzie jest trzymany Peeta i widzi jak chłopak rzuca się przywiązany do łóżka.
Koniec
Spoiler dotyczący kolejnej części w tekście Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia.
Również uważam, że ta część jest jak do tej pory najsłabszą. Dałam jedynie 6/10, film niezły i tylko tyle.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że Lawrence dała radę - faktycznie różnica w jej przemówieniach, które miały wyglądać na wystudiowane, a tymi, które miały być wygłaszane spontanicznie pod wpływem emocji jest ogromna.