środa, 11 kwietnia 2012

Szpieg – długie to, skomplikowane, ale z dobrą obsadą


Szpieg to jeden z tych filmów, w których narracja jest prowadzona tak, że od początku nasuwa się wiele pytań (Kim jest bohater? A ten kim jest? Gdzie oni jadą? Co to za dom?), na które zbyt prędko nie otrzymamy odpowiedzi. Wprowadzonych jest kilka postaci odgrywanych przez rozpoznawalnych aktorów (co jednocześnie insynuuje iż postać przelotnie wprowadzona w pierwszych kadrach filmów jednak będzie odgrywała istotną rolę) i potęguje to wszystko wewnętrzny „lek”, czy zrozumiem, o co chodzi w tym filmie? Przyznanie się do tego, że nie do końca pojęło się głębię, czy też zamysł fabularny jest nieodłącznym elementem tego leku, który może widzowi towarzyszyć przed obejrzeniem filmu nagradzanego na kilku festiwalach. Wiedziałam, że Szpieg nie będzie filmem łatwym. Po pierwsze produkcja ta otrzymała kilka nominacji do Oscara (nominacja: najlepszy aktor pierwszoplanowy: Gary Oldman, najlepszy scenariusz adoptowany, najlepsza muzyka oryginalna. Jak wiadomo Akademia raczej nie wyróżnia kina typowo rozrywkowego z lekką fabułą). Po drugie obsada: Colin Firth [No nie będę twierdzić, że darzę tego aktora jakimś specjalnym uwielbieniem. Doceniam jego rolę w Jak zostać królem, jednak przez długi jeszcze czas pozostanie dla mnie jednak panem Darcym, czy to w wersji BBC (mini serial - ekranizacja Dumy i Uprzedzenia Jane Ausetn) czy to we wcieleniu współczesnym tegoż pana (Dziennik Bridget Jones jakby ktoś nie kojarzył)], Gary Oldman (Nazwisko przeze mnie kojarzone, ale bez utożsamiania go z konkretną „ważną” rolą, no może nieco z Draculą, czy jego postacią z „nowego” Batmana) i Benedict Cumberbatch (Nie mogę się zdecydować, czy wolę go jako blondyna czy bruneta w wersji Shelockowej. Jednak głownie jego obecność na ekranie sprawiała, że Szpieg nie został jednym z tych filmów pozostawionych u mnie na liście „obejrzę kiedyś tam” zniechęcona „ciężką” fabułą).

Zasiadłam do niezwykle uważnego oglądania Szpiega gotowa nawet robić notatki, jeśli zajdzie taka potrzeba. To film polityczny, jak oryginalnie polski tytuł nam zapowiada: o szpiegach. Na szczęście dobrnąwszy do końca wiedziałam, jeśli mogę to ponownie ująć potocznie „o co chodziło”. Piszę, że dobrnęłam, ponieważ to ponad dwugodzinny film, w którym akcja się nieco „wlecze”. To studiowanie podsłuchów, akt, odtwarzanie dawnych wydarzeń, rozmowy z ludźmi, świadkami. Innymi słowy potoczna „nuda”. Mnóstwo początkowo niezrozumiałych haseł i kryptonimów:

Zgniłe jabłko, Kret kto to?
Teoria kontroli?
Czarna magia, informacje to złoto, wygnanie z cyrku.
Mówiąc coś Cyrkowi, mówić będą Kremlowi
Informacje Czarnej magii to złoto od Carli.
Mamy jedną rzecz, której chce Kret…
Któremu panu służysz?
Ktoś wynosi teczki z Cyrku…
Operacja Czarna magia

Skomplikowany to był szyfr. Ludzie jako pionki na szachownicy (dosłownie do pionków przytwierdzone zdjęcia twarzy), tajemniczy Carla o którym wszyscy mówią, nikt nie precyzuje kto to? czy co to? Film składa się z wielu retrospekcji, które jeszcze bardziej utrudniają poskładanie elementów tej układanki.

Było w tym filmie kilka dobrych scen (Wynoszenie dokumentów przez Cumberbatcha, motyw zapalniczki, żony Smiley`a), dialogów, dobra muzyka (zwłaszcza w końcowej scenie). Merytorycznie pewnie było to bardzo dobre, odbiorczo bardzo trudne. Dobry scenariusz (pierwsze sceny są bardzo istotne) i mocny koniec. W sumie 7/10.


PS. Chciał ostrzec cię, bo wiedział w głębi serca, że to ty. Nie wiem czy to moja wspaniała przenikliwość, ale jak na początku pokazano mi „głównych bohaterów” w głębi serca miałam pierwszy typ, kto był Kretem…i nie myliłam się.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Szpiegiem okazuje się być postać grana przez Colina Firtha.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz