sobota, 26 maja 2012

Faceci w czerni 3 – urok kontynuacji z dawnych lat



Pierwsza część Facetów w czerni ukazała się w roku 1997. Dawne dzieje te lata 90. Wtedy to doświadczony agent K rekrutował młodego policjanta i objawia mu tajemnice wszechświata, czyli obcy są wśród nas! Agenci specjalni (Faceci w czarnych garniturach, czarnych okularach błyskający nam po oczach specjalnym urządzeniem wyjaśniają nam, że nie, nie widzieliśmy statku kosmicznego tylko odbicie Wenus) uratowali świat dwukrotnie (Część druga ukazała się w 2002).  Man In Black byli komedią osadzoną w konwencji filmów o kosmitach i specjalnych agentach, którzy mieli chronić Ziemian. W dwóch pierwszych częściach zapoznaliśmy się ze światem, w którym celebryci okazują się kosmitami, obcy miewają dwie głowy, mogą być ogromnymi robalami a agenci dysponują wysoce zaawansowaną technologią do obrony przed obcymi. Na część trzecią przyszło nam czekać 10 lat. Po latach współpracy agenci J. i K wciąż bronią nas przed nieautoryzowanymi poczynaniami kosmitów.  Pewnego pięknego zwyczajnego dnia (albo nocy, na Księżycu chyba nie ma pór dnia?) niebezpieczny kosmita ucieka z wiezienia i tak się składa, że 40 lat wcześniej został on uwieziony przez agenta K. Borys Bestia chce się zemścić i zabić agenta K. Fabuła MIB nie była nigdy zbyt skomplikowana. To lekka komediowa akcja. W części trzeciej jednak zaserwowano nam motyw podróży w czasie rodem ze świetnej serii Powrót do Przyszłości. Agent J (Will Smith wciąż energiczny i zabawny) musi cofnąć się w czasie by ratować J (Tomy Lee Jones jednak już młody nie jest i przez większość filmu gdy J cofa się do lat `60 na ekranie w tej roli możemy oglądać Josha Brolina). W tym sequelu otrzymujemy wszystko to, co bawiło nas w częściach wcześniejszych. (Wiedziałam, no wiedziałam, że wszystkie modelki to kosmitki!). Obcy są przezabawni (Świetny Griffin, który żyje na raz w kilku rzeczywistoścach), rzucanie głową w kręgle pewnego biedaka podczas przesłuchania. Tajny agent okazał się być artystą. Bardzo lubię motyw podróżowania w czasie i w tym filmie bardzo podobało mi się postrzeganie rzeczywistości przez Griffina rodem z Efektu Motyla. Jeden mały szczegół a właściwie setki małych szczegółów mogą doprowadzić do niesamowitego wydarzenia. Do kilku motywów można by się przyczepić (Kosmita mówi J. żeby unikał K z przeszłości bo to niebezpieczne a przez ¾ akcji potem agenci współpracują. Jeśli J i K. spotkali się w przeszłości, to czy K gdy rekrutował J. o tym pamiętał?). Zabawy z czasem wymagają konsekwencji. Twórcom Facetów w czerni mimo wszystko nieźle się udało z tego wybrnąć. Na tyle dobrze, że z pewnością obejrzę ten film ponownie, by tym razem uważniej przyjrzeć się pewnym szczegółom, które okazały się później istotne. Duet Willa Smitha i Brolina udany. Bardzo dobra kontynuacja serii, którą oglądałam z sentymentem po 10 latach (To już 10 lat temu było? Eh młodości miniona). 8/10 nieco na wyrost, ale robię się sentymentalna na stare lata. To było dokładnie to, czego się spodziewałam, czyli dokładnie to samo, co znałam z części poprzednich.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Oczywiście udaje im się na końcu pokonać Borisa Bestię. Musieli umieścić mini pole ochronne na rakiecie, która startowała na księżyc. Co ciekawe okazało sie, że generał który pomógł J. i K. dostać się do rakiety było Ojcem J.! Niestety zostaje on zabity przez Borisa i chwilę później K zabija tym razem Borisa. k. małemu j mówi, ze jego ojciec był bohaterem. na końcu jedzą szarlotkę w barze i wychodzą dalej ratować świat. W tym barze też siedział Griffin i na szczęście to była ta rzeczywistość, w której K. nie zapomniał zostawić napiwku. [Gdyby zapomniał na ziemię spadłby meteoryt ;-)]

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz