Les Intouchables - Nietykalni to jedna z tych produkcji, na
którą ani nie czekałam, nie miała kampanii reklamowej zakrojoną na szeroką skalę,
nie było bilbordów rozwieszonych nie mieście, brak reklam w TV. Nawet nie wiem,
kiedy ten film ukazał się w polskich kinach. Nic w tym właściwie dziwnego,
przecież nie każdy film wchodzący do kin reklamują (na taki luksus stać, a
właściwie wymagają tego jedynie wielomilionowe produkcje). Dlaczego więc od kilku
tygodni narastało we mnie przemożne poczucie, że muszę w końcu zobaczyć ten
film? Wewnętrzna potrzeba z dnia na dzień narastała pod wpływem zmasowanego ataku
wypowiedzi z mego otoczenia bym w końcu poddała się dnia dzisiejszego i
obejrzałam Nietykalnych. Nie
pamiętam, żeby o jakimś filmie ludzie tak spontanicznie i pozytywnie się wypowiadali
„Wie Pani, byłam w kinie tan takim super filmie” „Znajoma mi mówiła o filmie o
kalece i jego opiekunie, ponoć bardzo dobry, polecała go.”; „Mój dobry przyjaciel był na takim dobrym filmie, że zaciągnął mnie do kina, żebym to obejrzał, a
on oglądnął drugi raz”; „Byłam na porannym seansie, niewiele ludzi było, bo kto
do kina chodzi rano, ale na takim filmie, że poszłabym jeszcze raz”; „Taki
scenariusz, niesamowity film”. Fenomen, największą reklamą tego filmu są niezwykle
pozytywne recenzje ludzi. W czym tkwi
wiec urok, czar, tego filmu, że ludzie wciąż o nim mówią?
Historia,
która wydarzyła się naprawdę. Sparaliżowany milioner zatrudnia do opieki
czarnoskórego dryblasa z przedmieścia, który wyszedł z więzienia i trafia do
jego rezydencji właściwie przypadkiem. Driss potrzebował tylko podpisu, żeby
otrzymać zasiłek. Dostał pracę opiekuna bez jakichkolwiek kwalifikacji, ale w przeciwieństwie
do innych kandydatów podczas krótkiej wizyty w rezydencji jako jedyny potrafił
potraktować Philippe „zwyczajnie”.
Historia prosta, pokazująca rutynę dnia codziennego (kąpiel, ćwiczenie mięśni,
ubieranie, posiłek, segregacja listów), potrzeby, pragnienia, lęki człowieka całkowicie
zdanego na innych. Urok tej historii prawdopodobnie polega na pogodzie ducha
Drissa, który przyjmował wszystko takim jakim jest, potrafił żartować ze stanu
Philippe. Kilka prześmiesznych scen, wszystko to jakoś tak dziwnie
pozytywne pomimo jednak żywciowo trudnej sytuacji obu bohaterów. Scenka wysłuchiwania muzyki klasycznej i kojarzenia tych utworów z reklam czy też Tomem i Jerrym (w tym
punkcie jako dziecko współczesnych multimediów w 100 % utożsamiam się z
pojęciem o muzyce klasycznej Drissa), wewnętrzny talent malarski, który okazał się
wart sporo euro, żartowanie z fryzury. Film bardzo dobry, z
pewnością jeden z tych, które pamięta się długo. Czy był rewelacyjny, jak to
słyszałam od ludzi? Dla mnie nie, jednak rozumiem fenomen tego filmu,
zwyczajnie bardzo dobry 8/10.,
Ps. Film ten przypomniał mi Choć goni nas czas (Bucket List z Jackiem Nicholsonem i Morganem Freemanem).
Kino w stylu: pozytywne nastawienie do życia naprzeciw losowi.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz