sobota, 26 lipca 2014

Zimowa opowieść – ABC baśniowych wątków

Nowy film Akivy Goldsmana powstał na podstawie powieści Marka Helprina o tym samym tytule z 1983 roku. Jak już nie raz nie dwa pisałam ostatnio większość filmów w głośnej obsadzie jest na podstawie czegoś (książki, komiksu, gry, kontynuacją prequelem, spin-offem. Mam wrażenie, że ostatnio nowe scenariusze pisze tylko Woody Allen i Tarantino). Nie dziwi sięgnięcie po kolejną mało znaną powieść (no przynajmniej w Polsce) sprzed ponad dwudziestu lat. Dziwi jednak jak można było nie wykorzystać potencjału, który (jak się zdaje) tkwił w tej opowieści.



A jeśli Dawno, dawno temu na niebie nie było gwiazd? Jeśli gwiazdy nie są tym czym myślimy?

  • Zimowa opowieść rozpoczyna się jak każda baśń od słów „dawno, dawno temu” i żongluje najbardziej znanymi nam baśniowymi elementami.
  • Mamy złodzieja, sierotę którego znaleźli rybacy w malutkiej łódeczce City of justice (Wątek sieroty. Nie trzeba chyba przypominać innych „kultowych sierot”?).
  • Peter Lake (Colin Farrell) jest bardzo utalentowanym złodziejem, ma jednak dobre serce i postanawia odejść od grupy przestępczej (bohater o złotym sercu).
  • Nie chce mu na to pozwolić jego były szef Pearly (Russel Crowe). Pearly ściga Petera by nie pozwolić mu wypełnić jego przeznaczenia. (Mimesis głównego bohatera. Typowy z blizną na twarzy i zachrypniętym głosem).
  • Żyją w Mitycznym Nowym Yorku, gdzie przeznaczeniem Petera jest wypełnić jego „cud”. (wątek przeznaczenia).
  • W trakcie pościgu na ratunek Peterowi przybywa biały koń (gdzie następuje scena pokłonu przed zwierzęciem i jego ujarzmienia a Peter staje się „rycerzem na białym koniu” mającym ratować białogłowę).
  • Peter poznaje piękną jednak bardzo chorą dziewczynę rudowłosą Beverly (Jessica Brown Findlay) i zakochują się w sobie od pierwszego spotkania (miłość od pierwszego wejrzenia naznaczona fatum śmierci i rozłąki).
  • Beverly jest piękna i niewinna, ma zaledwie 21 lat i nigdy jej nie całowano (uosobienie cnót), ma pokój na dachu budynku gdzie jest najniższa temperatura (księżniczka uwięziona w najwyższej komnacie w najwyższej wieży) i akceptuje swój los starając się cieszyć z tego co jest jej dane nim umrze.


Życie jest jak wielki taniec a każdy ma w nim swoje role. A kiedy wypełnimy swoje zadanie czy to po jednym życiu czy po tysiącu unosimy się do nieba i stajemy się gwiazdami*

*Parafraza z Szekspira?  (Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają)

  • Beverly patrzy w gwiazdy i wymienia sobie znane konstelacje: Kastor, Pollukus, Kapella, Perseusz, Kasjopea by się uspokoić i obniżyć trawiąca ją przez chorobę gorączkę. (mantra, magiczne zaklęcie)
  • Peter wdrapuje się do domu Beverly po linie na najwyższe piętro (kłania się wątek z Roszpunki i Śpiącej królewny … w najwyższej wieży…) i zastaje zatopioną w grze na pianinie Beverly (tuż po kąpieli).
  • Pearly robi wszystko by rozdzielić zakochanych.
  • Pojawiają się wątki balu, trucizny, łoża śpiącej królewny, utraty pamięci, symbolu miłości, (kwiatek) poszukiwania własnej tożsamości, odkrycia innego znaczenia własnego przeznaczenia, ostatecznej walki pomiędzy dobrem a złem, pocałunku przywracającego do życia.
  • Film obfituje w sentencje i baśniowe motta:


Gdy traci się prawdziwą miłość życie może stracić sens. Zostajemy bez celu, ale wciąż możemy go odnaleźć. Możemy dopiero odkryć przeznaczenie A raz na bardzo długi czas podróż ku przeznaczeniu może pokonać nawet czas


Sięgnięcie po wątki znane nam z baśni miało ogromny potencjał. Początek filmu jest bardzo dobry, ponieważ obfituje w dobrze nam znane motywy. Scena poznania się Beverly i Petera jest słodka, niewinna, przez co niezwykle udana bo tak „baśniowa” (Beverly proponuje złodziejowi jak normalnemu gościowi herbatę).
Russell Crowe gra właściwie znakomicie niezwykle stereotypowo czarny charakter (zachrypły głos, brutalny, bezwzględny zaślepiony gniewem i zdeterminowany by osiągnąć swój cel), i właściwie w kolejnym filmie chętnie zobaczyłabym go w roli „Schwarz charakteru”.
Pojawienie się Willa Smitha w roli „sędziego” z równie zachrypłym głosem sprawia raczej pozytywne wrażenie, chociaż wydaje się być on obsadzony w tej roli na siłę do tego stopnia, że ma się odczucia, że pojawia się on akurat w tej roli dla żartu (a film zdecydowanie nie ma wymiaru humorystycznego, a tragiczny w swej wymowie).

Dlaczego ten film nie jest udany?

Pierwszym błędem było tu obsadzenie Collina Farrella w roli młodego chłopaka-złodzieja (bo chyba Peter poznający Beverly miał być młodym chłopakiem?). Niestety niezwykle rażąca jest różnica wieku głównych „zakochanych” bohaterów. Nieprzekonywujące są nawet te dobrze zagrane miłosne spojrzenia jeśli widzimy prawie czterdziestoletniego Collina Farrella (aktor ma 38 lat) który w filmie ma uchodzić za dwudziestolatka zakochującego się w 21 letniej Beverly (którą gra nieco ponad dwudziestoletnia Jessicę Brown i jej kreacja niewinnego dziewczęcia jest przekonywująca [aktorka ma 24 lata]). Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem filmie byłoby pozostawienie Farrellowi do odegrania roli w jedynie drugiej części filmu, zastępując go jakimś młodszym aktorem na początku. Szkoda bo Farrell zagrał dobrze (akcent prostego chłopaka w rozmowie z Beverly).

Film jest zbyt monotonny i rozwleczony. Zdecydowanie podjęto zbyt wiele wątków, gdzie tropy, kto jest naprawdę kim (Sędzia, Pearly, postać mężczyzny który ma dług u Pearly`ego) i zasady rządzące w świecie przedstawionym (podział na granice) są przedstawione zbyt pobieżnie (a wątki ciekawe). Z pewnością w książce (której nie czytałam. Może dla osób które czytały powieść film byłby bardziej przystępny) było to lepiej wyjaśnione i rozwinięte, jednak w filmie zabrakło na to czasu, więc rozsądniej by było dokonać jakiegoś wyboru z szerokiej puli podjętych wątków. Jest mnóstwo pojedynczych kwestii, które nie zostały wyjaśnione, więc w ogóle niepotrzebnie wspomniane (blizna Pearly`ego, ojciec Beverly czyta ”Krótką historię czasu”, wykorzystanie krwi prawiczka do wywołania wizji i wiele innych).
Druga cześć filmu jest zdecydowanie zbyt nużąca i rozwleczona. Kolejne elementy historii pojawiają się jedne za drugimi by jak najszybciej doprowadzić bohaterów do zaplanowanego końca historii. Czasami mniej znaczy więcej, a w tym filmie mamy zlepek wydarzeń, z których najwidoczniej reżyser nie potrafił odpowiednio wybrać by nadać tej historii znamiona spójności i ciągłości w niespełna 120 minutach.


Taka obsada, muzyka Hansa Zimmera (wielokrotnie nominowany do Oscara), ale nieumiejętne wykorzystanie historii. Uwielbiam takie filmy, ale tu za dużo było tego wszystkiego z czego połowa nie miała w filmie uzasadnienia. Tylko 6/10.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE

Beverly otruta umiera. Peter nie mógł jej uratować. Pearly ściga Petera. Peter nie widzi sensu życia i skacze z mostu. Pearly myśli, że Peter nie żyje. Peter wychodzi na brzeg, ale nie pamięta kim jest. Mijają lata. Peter chodzi po Nowym Yorku i wciąż nie wie kim jest. Spotyka w parku Virginię i jej córkę. Virginia pomaga Peterowi dowiedzieć się kim jest. Pearly dowiaduje się, ze Peter żyje. Okazuje się, ze rudowłosa dziewczyną, którą miał uratować Peter była córka Virgini chora na raka. Peter przypomina sobie kim jest. Dochodzi od ostatecznej walki Petera z Pearlym. Pearly zostaje zabity przez Petera. Córka Virginie słabnie, przestaje oddychać. Peter zanosi dziewczynkę na łoże królewny. Całuje ją. Dziewczynka się budzi. To był cud Petera. Peter wypełnił swoje przeznaczenie i na koniu odjeżdża w stronę gwiazd.



Zobacz też: 
Kraina lodu, czyli za co kochamy produkcje Disney`a
Filmowe wersje baśni

1 komentarz :

  1. Zgadzam się z większością uwag, ale mi jakoś wspomniana przez Ciebie różnica wieku między aktorami wcielającymi się w głównych bohaterów nie przeszkadzała. Dla mnie dużym rozczarowaniem była rola Jennifer Connelly. Aktorka snuła się bez większego celu po ekranie, bo w praktyce nie miała też zbyt wiele do grania.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń