niedziela, 22 września 2013

1000 lat po ziemi – schemat goni schemat, banał goni banał a przewidywalność fabuły kłuje w oczy

Ileż to się nasłuchałam o przewidywalności i banalności tego filmu nim przyszło mi go obejrzeć. Cóż czasami większość ma rację. Fakty są niestety takie, że nawet dziesięciolatek byłby w stanie przewidzieć rozwój wypadków w tym filmie, tak mało oryginalna jest to fabuła.
Ponownie filmowcy przestrzegają nas, przed niszczeniem własnej planety i tego konsekwencjami. Zanieczyszczenie środowiska i inwazja obcych zmusza ludzkość do ewakuacji z Ziemi i kolonizacji innych planet (Więcej o tym oklepanym motywie wspomniałam przy okazji filmu Niepamięć). Sam więc początek i sytuacja Ziemian w przyszłości już nie jest zbyt oryginalna (ale to by można wybaczyć, ot taka specyfika gatunku). Ziemia stała się planetą objętą kwarantanną 1 klasy, gdzie wszystko ewaluowało tak, by zabijać ludzi...



Należy w takiej zarysowanej wizji przyszłości pokazać chłodne relacje ojca, którego nigdy nie ma w domu – głównego dowodzącego floty (Will Smith) z synem (Jared Smith) rodem z filmu o trudnym dorastaniu dzieci żołnierzy. Raige traktuje syna jak kadeta, który nie spełnia jego oczekiwań (dręczą ich wydarzenia z przeszłości, kiedy to mały Kitai nie wykazał się odwagą). Mądra żona i matka stara się poprawić ich relacje (chłopiec potrzebuje ojca a nie dowódcy). Ta dwójka wyrusza na wspólną misję szkoleniową (Sic! Raige postanowił przejść na emeryturę po wykonaniu ostatniego zadania) by przy okazji poprawić swoje relacje. Niestety statek się rozbija i tak się składa, że udaje się przeżyć tylko tej dwójce. To, że akurat Kitai przeżył nie jest wcale takie dziwne, ponieważ był jedynym pasażerem, który przypiął się do pasów bezpieczeństwa, podczas gdy wszyscy inni biegali po statku, ale fakt że po tym ja bezwładnie obijał się po statku akurat jego ojciec musiał przeżyć (ranny z dwoma złamanymi nogami) kwalifikuje się już jako absurd. Niestety sygnalizator, dzięki któremu mogli wezwać pomoc uległ zniszczeniu, ale Reige wysyła syna by odnalazł tył statku położony 100 km dalej, w którym znajduje się drugi nadajnik (akurat były tylko dwa?) i oczywiście mieli nadzieję, że będzie działał. W obliczu tej katastrowy i tak mieli mnóstwo szczęścia. Komputer działał, Raigle zlokalizował tył statku, zrobił wyliczenia, sprawdził jak zły jest stan jego zdrowia. Świetnie, tylko akurat ten nadajnik nie działał (podczas gdy reszta maszynerii świetnie funkcjonowała) i mieli tylko 6 ampułek z dawką leku, która pozwala oddychać podczas wędrówki Kitaia. (SPOILER: a w tylnej części statku był tego ogromny zapas, a żeby było dramatyczniej chłopak po drodze rozbił dwie cenne dawki). Dzięki temu fabule wprowadzono presję czasu - chłopak musiał dotrzeć do celu jak najszybciej. Żeby jednak utrudnić to zadanie każdego dnia musiał przebyć odpowiednią odległość, ponieważ okazuje się, że na Ziemi w nocy robi się niezwykle zimno, ale znajdują się ciepłe miejsca, gdzie może przeżyć człowiek w nocy (wtf?). Oczywiście tę małą robinsonadę (Jedna przygoda w ciągu dnia: raz trzeba zażyć antytoksynę [koniecznie wstrzyknąć sobie trzeba lek w serce] po ugryzieniu robala, uciekać przed małpami, zmierzyć się z tygrysami) należało trochę urozmaicić widmem spotkania z niebezpiecznym Ursem (ślepy potwór wyhodowany do zabijania ludzi, wyczuwający ludzkie feromony wytarzane podczas uczucia strachu), który był przewożony na statku (jechali z tym potworem na trening z tzw. maskowania – trzeba wyzbyć się strachu, wtedy potwór nie widzi człowieka). Ważne to było dla „niezwykle wzruszających” scen, gdy ojciec opowiada synowi jak przezwyciężył swój strach przed laty.

Strach nie jest prawdziwy. Może istnieć tylko w naszych myślach odnośnie przyszłości,. To wytwór naszej wyobraźni, przez który lękamy się rzeczy które nie istnieją i mogą nigdy nie istnieć. Niebezpieczeństwo jest prawdziwe, lecz strach wybieramy sami. Wszyscy piszemy własna historię. A tamtego dnia moja ulęgła zmianie

Do tego Kitai czyta Moby Dicka…

Scenariusz tego filmu jest tak bardzo liniowy, że właściwie można powiedzieć, że widziało się setki takich filmów i nie ma tu ani jednej oryginalnej sceny. Oczywiście obecnie właściwie żaden film nie jest oryginalny (a o każdej scenie z nowej produkcji można powiedzieć, że już gdzieś kiedyś się coś podobnego widziało). Jednak banalność tego akurat filmu raczej polega na tym, że nawet używając niezwykle oklepanych elementów nie starano się tego urozmaicić (SPOILER: jakby chociaż na końcu okazało się, że ojciec nie przeżył nadało by to jakiegoś dramatyzmu finałowi, ale serwują nam tu ckliwy happy end. Rany nawet odtworzenie sceny z początku, gdzie jakiś żołnierz salutuje Reigowi, a potem, gdy syn go uratował Raige salutuje synowi?). Słabość tego filmu polega głównie na nagromadzeniu banałów (Dosłownie da się wymienić po kilka przykładów analogicznych scen z innych produkcji do każdego wydarzenia).
Jeśli chodzi o grę aktorską właściwie nie mam tu większych zastrzeżeń (choć ponoć narzeka się na jeden przestraszony wyraz twarzy Jareda) chociaż wolę Willa Smitha w komediach. Nie było tu właściwie czego grać, albo inaczej, czego popsuć. Will Smith przez cały film siedzi i ma surową minę twardego dowódcy starającego się poprowadzi syna tak, by im obojgu udało się przeżyć, a chłopak musi dużo się nabiegać.
Niemniej nie mogę powiedzieć, żebym nudziła się oglądając 1000 lat po Ziemi. Lekki film, ładne krajobrazy (dzika zielona puszcza, wodospady) trochę efektów specjalnych (zwierzęta), patos w przemowach Reiga. Można obejrzeć jeśli nie spodziewać się niczego wyjątkowego. Właściwie jeśli porównać ten film z Niepamięcią (która miała premierę kinową miej więcej w tym samym czasie i podejmuje podobną tematykę) to tu przynajmniej cały czas coś się dzieje. Nie uważam czasu spędzonego nad tą produkcją za zmarnowany i daję właściwie w  wyniku gradacji tego typu produkcji 5/10 [Niepamięci dałam 6, ponieważ zakończenie i rozwiązanie fabularne było ciekawe (choć generalnie Niepamięć była trochę nudna), a 1000 lat po Ziemi było boleśnie przewidywalne] ponieważ dziś bardziej ceni się oryginalność ponad przewidywalność, After Earth oceniam o oczko niżej]. Dobry przykład jeśli by chcieć stworzyć schemat filmu przygodowego [SPOILER: jasny cel (dotrzeć z punktu A do punktu B), ograniczenie czasowe (ampułki z lekiem), podział na równe odcinki (w dzień walka o przeżycie, w nocy odpoczynek) i wyraźny finał (walka z Ursem, przezwyciężenie strachu, ocalenie)].


SPOILER-ZAKOŃCZENIE

Kitai chcąc udowodnić ojcu, że nie jest tchórzem nie słucha jego rozkazu i skacze ze skały. Podczas lotu (kostium był tak skonstruowany że mógł szybować) Kitaia atakuje ptak (podobny do orła). Kitai budzi się w gnieździe ptaka. Komunikator został uszkodzony. Chłopak traci kontakt z ojcem. Gniazdo zostaje zaatakowane przez „tygrysy”. Chłopak broni piskląt, wydostaje się z gniazda. Płynie rzeką na tratwie, ze zmęczenia zasypia. Budzi się i biegnie, by dotrzeć do „ciepłego miejsca” na noc. Nie udaje mu się, pada w śniegu i zaczyna zamarzać. Jednak „orzeł” przeciąga go do ciepłej jamy. Kitaj nad ranem widzi martwego ptaka i rusza dalej w drogę. Dociera do tyłu wraku statku. W ostatniej chwili znajduje potrzebny lek. Orientuje się, ze Urs się wydostał. Sygnalizator nie może wysłać sygnału z powodu zakłóceń. Chłopak domyśla się, że musi wspiąć się na górę by złapać sygnał [wtf?] (Były zakłócenia jonowe). Ojciec mógł to tylko obserwować (żeby było dramatyczniej), ponieważ mimo odnalezienia innego komunikatora mieli problem z łącznością (słyszeli się nawzajem, ale nie mogli rozmawiać). Kiedy Kitai wspina się na górę zaczyna go ścigać Urs (wiadomo było od początku, że chłopak będzie się musiał z nim zmierzyć). Stacza walkę z Ursem, przypomina sobie słowa ojca dotyczące strachu i udaje mu się przeżyć swój lęk, zabija Ursa, wysyła sygnał. W epilogu widzimy, że ratownicy odnajdują Reiga. Przez chwilę powinniśmy oglądając niepokój na twarzy Kitaia, gdy wnoszą ciało ojca na pokład statku ratowniczego. Kitai widzi jak ojciec podnosi rękę. Reige każe się podnieść i salutuje synowi (jak jakiś żołnierz jemu na początku filmu). Kitai wpada w objęcia ojca. Koniec

4 komentarze :

  1. widziałam ten film, myslałam ze bedzie miał wiecej watków a jednak dla mnie film o niczym. Nie wiem co onim myśleć ale jest sredniawy. Dobrze że do kina nie poszłam na to

    OdpowiedzUsuń
  2. Już po trailerach wiedziałem, że będzie schematyczny i prosty.

    OdpowiedzUsuń
  3. jak to słyszeli się nawzajem, ale nie mogli rozmawiać ? (wtf ? )

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej tam, mi się akurat film podobał. Owszem, może nie było w nim wielkiej głębi, ale czy jest aż tak zły? Czy film koniecznie musi powodować myśli samobójcze, napady depresji i mizoginię? I czy oglądając SF nie możemy choć na chwilkę "zawiesić" swoją znajomość fizyki, by się nie czepiać (mentalnie) nieistotnych szczegółów? Oglądałam film w kinie, więcej - kupiłam na DVD i za każdym razem jak oglądam, sprawia mi masę przyjemności, relaksu i pozytywu. A chyba o to chodzi, prawda?

    OdpowiedzUsuń