Ileż
to się nasłuchałam o przewidywalności i banalności tego filmu nim przyszło mi
go obejrzeć. Cóż czasami większość ma rację. Fakty są niestety takie, że nawet
dziesięciolatek byłby w stanie przewidzieć rozwój wypadków w tym filmie, tak
mało oryginalna jest to fabuła.
Ponownie
filmowcy przestrzegają nas, przed niszczeniem własnej planety i tego
konsekwencjami. Zanieczyszczenie środowiska i inwazja obcych zmusza ludzkość do
ewakuacji z Ziemi i kolonizacji innych planet (Więcej o tym oklepanym motywie
wspomniałam przy okazji filmu Niepamięć). Sam więc początek i sytuacja Ziemian
w przyszłości już nie jest zbyt oryginalna (ale to by można wybaczyć, ot taka
specyfika gatunku). Ziemia stała się planetą objętą kwarantanną 1 klasy, gdzie
wszystko ewaluowało tak, by zabijać ludzi...
Należy
w takiej zarysowanej wizji przyszłości pokazać chłodne relacje ojca, którego nigdy
nie ma w domu – głównego dowodzącego floty (Will Smith) z synem (Jared Smith)
rodem z filmu o trudnym dorastaniu dzieci żołnierzy. Raige traktuje syna jak
kadeta, który nie spełnia jego oczekiwań (dręczą ich wydarzenia z przeszłości, kiedy
to mały Kitai nie wykazał się odwagą). Mądra żona i matka stara się poprawić
ich relacje (chłopiec potrzebuje ojca a nie dowódcy). Ta dwójka wyrusza na
wspólną misję szkoleniową (Sic! Raige postanowił przejść na emeryturę po
wykonaniu ostatniego zadania) by przy okazji poprawić swoje relacje. Niestety
statek się rozbija i tak się składa, że udaje się przeżyć tylko tej dwójce. To,
że akurat Kitai przeżył nie jest wcale takie dziwne, ponieważ był jedynym
pasażerem, który przypiął się do pasów bezpieczeństwa, podczas gdy wszyscy inni
biegali po statku, ale fakt że po tym ja bezwładnie obijał się po statku akurat
jego ojciec musiał przeżyć (ranny z dwoma złamanymi nogami) kwalifikuje się już
jako absurd. Niestety sygnalizator, dzięki któremu mogli wezwać pomoc uległ
zniszczeniu, ale Reige wysyła syna by odnalazł tył statku położony 100 km dalej,
w którym znajduje się drugi nadajnik (akurat były tylko dwa?) i oczywiście mieli
nadzieję, że będzie działał. W obliczu tej katastrowy i tak mieli mnóstwo szczęścia.
Komputer działał, Raigle zlokalizował tył statku, zrobił wyliczenia, sprawdził
jak zły jest stan jego zdrowia. Świetnie, tylko akurat ten nadajnik nie działał
(podczas gdy reszta maszynerii świetnie funkcjonowała) i mieli tylko 6 ampułek
z dawką leku, która pozwala oddychać podczas wędrówki Kitaia. (SPOILER: a w
tylnej części statku był tego ogromny zapas, a żeby było dramatyczniej chłopak
po drodze rozbił dwie cenne dawki). Dzięki temu fabule wprowadzono presję czasu
- chłopak musiał dotrzeć do celu jak najszybciej. Żeby jednak utrudnić to
zadanie każdego dnia musiał przebyć odpowiednią odległość, ponieważ okazuje się,
że na Ziemi w nocy robi się niezwykle zimno, ale znajdują się ciepłe miejsca,
gdzie może przeżyć człowiek w nocy (wtf?). Oczywiście tę małą robinsonadę (Jedna
przygoda w ciągu dnia: raz trzeba zażyć antytoksynę [koniecznie wstrzyknąć
sobie trzeba lek w serce] po ugryzieniu robala, uciekać przed małpami, zmierzyć
się z tygrysami) należało trochę urozmaicić widmem spotkania z niebezpiecznym
Ursem (ślepy potwór wyhodowany do zabijania ludzi, wyczuwający ludzkie feromony
wytarzane podczas uczucia strachu), który był przewożony na statku (jechali z
tym potworem na trening z tzw. maskowania – trzeba wyzbyć się strachu, wtedy
potwór nie widzi człowieka). Ważne to było dla „niezwykle wzruszających” scen,
gdy ojciec opowiada synowi jak przezwyciężył swój strach przed laty.
Strach nie
jest prawdziwy. Może istnieć tylko w naszych myślach odnośnie przyszłości,. To
wytwór naszej wyobraźni, przez który lękamy się rzeczy które nie istnieją i mogą
nigdy nie istnieć. Niebezpieczeństwo jest prawdziwe, lecz strach wybieramy sami.
Wszyscy piszemy własna historię. A tamtego dnia moja ulęgła zmianie
Do
tego Kitai czyta Moby Dicka…
Scenariusz tego filmu jest tak bardzo
liniowy, że właściwie można powiedzieć, że widziało się setki takich filmów i
nie ma tu ani jednej oryginalnej sceny. Oczywiście obecnie właściwie żaden film
nie jest oryginalny (a o każdej scenie z nowej produkcji można powiedzieć, że już
gdzieś kiedyś się coś podobnego widziało). Jednak banalność tego akurat filmu
raczej polega na tym, że nawet używając niezwykle oklepanych elementów nie
starano się tego urozmaicić (SPOILER: jakby chociaż na końcu okazało się, że
ojciec nie przeżył nadało by to jakiegoś dramatyzmu finałowi, ale serwują nam
tu ckliwy happy end. Rany nawet odtworzenie sceny z początku, gdzie jakiś
żołnierz salutuje Reigowi, a potem, gdy syn go uratował Raige salutuje synowi?).
Słabość tego filmu polega głównie na nagromadzeniu banałów (Dosłownie da się wymienić
po kilka przykładów analogicznych scen z innych produkcji do każdego
wydarzenia).
Jeśli chodzi o grę aktorską właściwie nie
mam tu większych zastrzeżeń (choć ponoć narzeka się na jeden przestraszony
wyraz twarzy Jareda) chociaż wolę Willa Smitha w komediach. Nie było tu właściwie
czego grać, albo inaczej, czego popsuć. Will Smith przez cały film siedzi i ma
surową minę twardego dowódcy starającego się poprowadzi syna tak, by im obojgu udało
się przeżyć, a chłopak musi dużo się nabiegać.
Niemniej nie mogę powiedzieć, żebym nudziła
się oglądając 1000 lat po Ziemi. Lekki film, ładne krajobrazy (dzika zielona
puszcza, wodospady) trochę efektów specjalnych (zwierzęta), patos w przemowach
Reiga. Można obejrzeć jeśli nie spodziewać się niczego wyjątkowego. Właściwie jeśli
porównać ten film z Niepamięcią (która miała premierę kinową miej więcej w tym
samym czasie i podejmuje podobną tematykę) to tu przynajmniej cały czas coś się
dzieje. Nie uważam czasu spędzonego nad tą produkcją za zmarnowany i daję właściwie
w wyniku gradacji tego typu produkcji 5/10
[Niepamięci dałam 6, ponieważ zakończenie i rozwiązanie fabularne było ciekawe
(choć generalnie Niepamięć była trochę nudna), a 1000 lat po Ziemi było
boleśnie przewidywalne] ponieważ dziś bardziej ceni się oryginalność ponad
przewidywalność, After Earth oceniam o oczko niżej]. Dobry przykład jeśli by
chcieć stworzyć schemat filmu przygodowego [SPOILER: jasny cel (dotrzeć z punktu
A do punktu B), ograniczenie czasowe (ampułki z lekiem), podział na równe
odcinki (w dzień walka o przeżycie, w nocy odpoczynek) i wyraźny finał (walka z
Ursem, przezwyciężenie strachu, ocalenie)].
SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Kitai chcąc udowodnić ojcu, że nie jest
tchórzem nie słucha jego rozkazu i skacze ze skały. Podczas lotu (kostium był
tak skonstruowany że mógł szybować) Kitaia atakuje ptak (podobny do orła).
Kitai budzi się w gnieździe ptaka. Komunikator został uszkodzony. Chłopak traci
kontakt z ojcem. Gniazdo zostaje zaatakowane przez „tygrysy”. Chłopak broni
piskląt, wydostaje się z gniazda. Płynie rzeką na tratwie, ze zmęczenia
zasypia. Budzi się i biegnie, by dotrzeć do „ciepłego miejsca” na noc. Nie
udaje mu się, pada w śniegu i zaczyna zamarzać. Jednak „orzeł” przeciąga go do
ciepłej jamy. Kitaj nad ranem widzi martwego ptaka i rusza dalej w drogę. Dociera
do tyłu wraku statku. W ostatniej chwili znajduje potrzebny lek. Orientuje się,
ze Urs się wydostał. Sygnalizator nie może wysłać sygnału z powodu zakłóceń. Chłopak
domyśla się, że musi wspiąć się na górę by złapać sygnał [wtf?] (Były zakłócenia
jonowe). Ojciec mógł to tylko obserwować (żeby było dramatyczniej), ponieważ
mimo odnalezienia innego komunikatora mieli problem z łącznością (słyszeli się nawzajem,
ale nie mogli rozmawiać). Kiedy Kitai wspina się na górę zaczyna go ścigać Urs
(wiadomo było od początku, że chłopak będzie się musiał z nim zmierzyć). Stacza
walkę z Ursem, przypomina sobie słowa ojca dotyczące strachu i udaje mu się przeżyć
swój lęk, zabija Ursa, wysyła sygnał. W epilogu widzimy, że ratownicy odnajdują
Reiga. Przez chwilę powinniśmy oglądając niepokój na twarzy Kitaia, gdy wnoszą
ciało ojca na pokład statku ratowniczego. Kitai widzi jak ojciec podnosi rękę. Reige
każe się podnieść i salutuje synowi (jak jakiś żołnierz jemu na początku filmu).
Kitai wpada w objęcia ojca. Koniec
widziałam ten film, myslałam ze bedzie miał wiecej watków a jednak dla mnie film o niczym. Nie wiem co onim myśleć ale jest sredniawy. Dobrze że do kina nie poszłam na to
OdpowiedzUsuńJuż po trailerach wiedziałem, że będzie schematyczny i prosty.
OdpowiedzUsuńjak to słyszeli się nawzajem, ale nie mogli rozmawiać ? (wtf ? )
OdpowiedzUsuńEj tam, mi się akurat film podobał. Owszem, może nie było w nim wielkiej głębi, ale czy jest aż tak zły? Czy film koniecznie musi powodować myśli samobójcze, napady depresji i mizoginię? I czy oglądając SF nie możemy choć na chwilkę "zawiesić" swoją znajomość fizyki, by się nie czepiać (mentalnie) nieistotnych szczegółów? Oglądałam film w kinie, więcej - kupiłam na DVD i za każdym razem jak oglądam, sprawia mi masę przyjemności, relaksu i pozytywu. A chyba o to chodzi, prawda?
OdpowiedzUsuń