środa, 5 czerwca 2013

Star Trek, Star Trek: W Ciemności - by śmiało dążyć tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek…

Tym razem należycie się przygotowałam do obejrzenia kontynuacji wersji kinowej Star Treka z 2009 roku w reżyserii J.J Abramsa (Dla mnie przede wszystkim twórca LOST-ów). Niestety nie należę do grona fanów serii i właściwie nigdy nie oglądałam wiernie serialu. Owszem jako dziecko popkultury słyszałam o Spocku, Kirku i statku Enterprise (i specyficzny znak/ułożenie reki bez problemów identyfikuję z tą serią). Wiem też dzięki Sheldonowi Cooperowi, że rolę Spocka w serialu grał Leonard Nimoy (patrz Big Bang Theory). Na szczęście XXI-wieczna wersja Star Treka jest zwyczajnie rebootem serii i nie wymaga od współczesnego widza znajomości Uniwesum serialu. W części pierwszej poznajemy głównych bohaterów, których historia, motywacje, bolączki są jasno i przejrzyście wyjaśnione. Spock jest pól-Wolkaninem, pół-człowiekiem, jego „słabością” w oczach Wolkanów jest zdolność do przeżywania/czucia/ emocji. Kirk jest buntowniczym, ambitnym kadetem, nad którym ciąży historia poświecenia jego ojca. Bohaterowie poznają się i początkowo nie darzą się sympatią, ale w pierwszej odsłonie „współczesnego” Star Treka musieli patrzeć na zniszczenie jednej planety i uratować inną, kilka razy się teleportować (podstawa uniwersum Star Treka), rozważyć prawdopodobieństwo możliwości podróży w czasie (Jeśli wykluczyć niemożliwe, cokolwiek pozostanie, musi okazać się prawdą). Pod koniec filmu „znana” załoga statku U.S.S. Enterprise była na pokładzie komplecie: Kapitan James. T. Kirk, Spock, lekarz Leonard McCoy, Scotty, Uhura i Sulu.


Kosmos, ostateczna granica. Oto podróże statku kosmicznego Enterprise. Jego misją jest odkrywanie nowych, obcych światów, poszukiwanie nowych form życia i nowych cywilizacji, by śmiało dążyć tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek.



W części pierwszej w główne role wcielili się może nie bardzo znani aktorzy. Zarówno Chris Pane – Kirk i Zachary Quinto - Spock mają na koncie po kilka filmów, ale nie są to jeszcze aktorzy na tyle rozpoznawalni, by móc jednym tchem wymienić głośne ich filmy. Z filmów Quinto warto zapoznać się z filmem Chciwość i obejrzeć go w drugim sezonie serialu American Horror Story. Pane właściwie poza Star Trekiem zagrał tylko jeszcze w średniej komedii z Reese Witherspoon A więc wojna i u boku Washingtona w Niepowstrzymanym. Głupio mi też się przyznać, ale nie od razu rozpoznałam Erica Banę(!) w roli "tego złego".

W części drugiej dzielna załoga musi unicestwić niecny plan terrorysty chcącego zniszczyć federację. Na szczęście wszyscy bohaterowie z części pierwszej ponownie pojawiają się na ekranie (nie lubię, gdy wymieniają obsadę, ktoś znika, ponieważ któryś aktor nie podpisał kontraktu).  I ponownie najbardziej znanym aktorem w obsadzie Star Trek: W ciemności jest odtwórca roli Khana, z którym będą musieli zmierzyć się bohaterowie. Tylko i wyłącznie właśnie dla niego - Benedicta Cumbertaha tak chętnie poszłam na nowego Star Treka do kina. [Należę do rzeszy fanów tego aktora i jego roli przede wszystkim w Sherlocku (serial BBC, pozycja ABSOLUTNIE obowiązkowa, nie tylko dla fanów słynnego detektywa i różnych wariantywnych jego wcieleń (Dr House i inni mu podobni), ale generalnie jest to produkcja warta obejrzenia) i „karmię” się produkcjami filmowymi z jego udziałem dopóki w końcu (!) nie nakręcą kolejnego sezonu (a zarówno Cumberbatch jak i jego filmowy asystent Martin Freeman są bardzo zajęci i to nie tylko na planie Hobbita)]. Z castingowych ciekawostek: w rolę Marcusa wciela się Peter Weller - Robocop(!). 

Przed seansem Star Trek: W ciemności należy pamiętać kilka podstawowych faktów z części pierwszej:

SPOILER ALERT Star Trek (2009)

- Kapitan Pike znajduje Kirka w barze i po bójce z kadetami namawia go do wstąpienia do floty
- między Spockiem a Uhurą „cos jest”.
- ojczysta planeta Spocka Woklan została zniszczona. Spock patrzył na destrukcje najej destrukcję. Uczucia, które wtedy nim targały umożliwiły Kirkowi wyprowadzenie Spocka z równowagi i przejęcie dowództwa na statku.
- ostatni przedstawiciele Wolkanów osiedlili się na nowej planecie, gdzie w odbudowie ich kultury pomaga im Spock w wersji o 120 lat starszej, który przybył z przyszłości.
- Ojciec Jamesa T. Kirka zginął, poświęcając własne życie, by uratować załogę swojego statku. Był kapitanem przez 14 minut, ocalił 800 osób.
- Kilngonie są źli.




Star Trek: W ciemności rozpoczyna się bardzo dobrą sceną akcji, w której załoga Enterprise stara się uratować pewną planetę przed zniszczeniem. Już na początku twórcy przypominają nam o różnicach pomiędzy głównymi bohaterami [logika, trzymanie się zasad (Spock) vs spontaniczność, uczucia, instynkt (Kirk)], które doprowadzają ostatecznie do zdegradowania Kirka. Historia swoiście zatacza koło, gdy ponownie kapitan Pike musi przekonać Kirka, żeby ponownie wyruszył z nim na misję. W obliczu zagrożenia i próby załoga Enterprise musi stawić czoła wrogowi. Benedict Cumberbatch w roli bezwzględnego i niejednoznacznego antagonisty spisał się znakomicie (Chyba sporo ćwiczył i „nabrał masy” do tej roli). Te puste niebieskie oczy, niewzruszona twarz, tak za to lubię Benedicta. (Poza tym o wiele bardziej wolę go w wersji z ciemnymi włosami). Jako czarny charakter spisał się świetnie. Za mocny punkt tych filmów uznaję jasno wytyczone, wręcz „schematycznie” prowadzenie akcji. Pojawia się arcyzły przeciwnik, załoga Enterprise wyrusza by go zabić (Kirk) lub schwytać (Spock: każdego przestępcę należy najpierw osądzić), choć nie wszystko jest takim, jakim się wydaje (ale widz może się tego również domyślić – patrz motyw z krwią Khana). Nic mnie specjalnie nie zaskoczyło, ale to nie tego oczekiwałam po tym filmie. Star Trek: W ciemności to znakomita produkcja o bohaterach, którzy muszą ratować ludzkość, pełna akcji i napięcia (na czas trzeba otworzyć właz, naprawić generator, uciec z wrogiego terytorium), strzelanin, brawurowych czynów. Kino przygodowe w gwiezdnym uniwersum w najlepszym wydaniu ze sporą dawką humoru rozładowującą momentami napięcie, byśmy nie brali wszystkiego "tak na serio". Film z serii „można obejrzeć kilka razy”. Polecam 8/10 w swoim gatunku. Niczego bym nie zmieniła, nic mnie nie zirytowało, dobra rozrywka, uwielbiam Cumberbatcha.


SPOILER-ZAKOŃCZENIE
W pewnym momencie ”tym złym” okazał się admirał Marcus. John Harrison-Khan okazał się być rozhibernowanym przedstawicielem pewnego gatunku genetycznie przeznaczonym do walki, inteligentnym, którego Marcus wykorzystywał (znaleziono ich dryfujący statek). Marcus więził 72 zahibernowanych członków jego załogi. Khan nie chciał słuchać Marcusa, ukrył swoja załogę w pociskach, które zaprojektował. Marcus wykorzystał Kikra (chciał by zabił Khana bez sądu i nie dowiedział się kim on naprawdę jest). Marcus postanowił ich wszystkich zabić z Khanem na pokładzie (Khan poddał się Kirkowi, gdy usłyszał o pociskach). Podstępem dzięki Scottiemu, który wślizgnął się na statek wroga Khan i Kirk dostają się na zaawansowany technologicznie statek Marcusa. W tym czasie Spock skonsultował się ze swoją wersją z przyszłości i dowiedział się od starszego Spocka, że Khan jest zły i dąży do destrukcji wszystkich mniej zaawansowanych cywilizacji. Khan zabija Markusa i obezwładnia Kirka. Spock przechytrzył Khana. Wysyła mu pociski, w których jak sądził Khan byli członkowie jego załogi. Khan odsyła Kirka, Scottiego i Carol na statek Enterprise (kapitan powinien zginąć wraz ze swoim statkiem). Pociski były puste. Spock je zdetonował na statku Khana, zahibernowanych członków załogi zostawił na Enterprise. Oba statki spadają w kierunku ziemi. W Enterprise rdzeń się poluzował. Kirk poświęcając swoje życie wchodzi go generatora, by go naprawić. Zostaje napromieniowany, ratuje całą załogę. Spock widzi jak umiera Kirk. Spock rusza w pościg za Khanem. McCoy orientuje się, że krew Khana potrafi ożywiać martwe komórki. Mogą ocalić Kirka, ale Khan musi żyć. Spock pokonuje Khana. Kirk zostaje uratowany. Khan zostaje zahibernowany ponownie. Załoga Enterprise wyrusza na kolejną 5-letnią misję. Koniec.



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz