Po obejrzeniu kolejnej próby
zekranizowania historii Supermana, mam mieszane uczucia. Nie oszukujmy się,
wcześniejsze filmy miały więcej wad niż zalet, mówiło się nawet o klątwie
Supermana – nie da się zrobić udanego filmu a i aktorzy odgrywający tę rolę nie
kończyli najlepiej (patrz Christopher Reeve). Już więcej szczęścia miał
Superman serialowy, tj. Nowe przygody
Supermana z lat `90 (oglądałam regularnie!) czy Tajemnice Smalville, które doczekały się aż (!) 10 sezonów [nie
oglądałam, ale jak jakiś serial doczekuje się takiej ilości sezonów musi mieć
wiernych fanów (albo i fanek)]. Do znudzenia powtarzam, że żyjemy w czasach
rebootów i po ogromnym sukcesie Mrocznego
Rycerza Nolana, kolejni bohaterowie wkraczają w nowej odsłonie do kin. (Mroczne
wersje kolejnych superbohaterów, patrz. Niesamowity
Spider-Man). Nie byle kto też zajął się reżyserią, ponieważ sam Zack Snyder
(300!, Wachmen, Sucker Punch) a
producentem jest Christopher Nolan. Można było oczekiwać „wielkiego dzieła” na
miarę trylogii Mrocznego rycerza. Po obejrzeniu Człowieka ze stali, wciąż twierdzę, że nie dano nam odrodzenia
postaci bohatera na miarę Batmana, choć Superman jak już wspomniałam nie musiał
mierzyć się z wcześniejszymi wybitnie udanymi adaptacjami.
Tworząc Supermana w wersji serio zgodnie z
panującą modą w Człowieku ze stali
wydaje się, że wzięli sobie do serca
słowa Billa z Kill Billa: (patrz Kill Bill 2, Tarantio), wszyscy zamaskowani
bohaterowie Bruce Wayne, Peter Parker zakładają maski, by stać się
bohaterami. Kiedy budzą się rano są ludźmi, wieczorem przywdziewają maski. Natomiast Superman przebiera się za Clarka Kenta, bo przecież tak
naprawdę jest Kal-Elem, kosmitą, przybyłym na Ziemię. Na prawdę, początek Człowieka ze Stali był bardzo obiecujący.
Wszystko szło świetnie począwszy od prologu w postaci upadku Kryptona (no
dobra, może poza motywem wygnania zdrajcy Zoda, by ten patrzył, gdy planeta
ulega zagładzie i motyw z codexem, który w pierwszym momencie skojarzył mi się z
Matrixem – sposób ukazania hodowanych płodów.
Choć sam koncept narodzin dzieci, które są przeznaczone do określonych ról
społecznych uważam za ciekawy, rodem z filmów typu Gattacka-szok przyszłości,
czy Orwellowskiego Roku 1986 lub
Equliribium, który to wątek odpowiednio podkreślony mógł nadać temu filmowi nieco
głębszego wymiaru, mógł, ponieważ niezaakcentowano odpowiednio wolnej woli
Kal-Ela i tego jak było to ważne dla Jor-Ela). Podobało mi się pokazanie
trudności małego chłopca, który był „inny”, odrzucenie, trudne wybory. Dobrze pokazano
nieszablonowo, nie w ujęciu chronologicznym, a jako wspomnienia zagubionego już dorosłego Clarka sceny z dzieciństwa odrzuconego społecznie odludka. Clark był właściwie człowiekiem bez
imienia, zmieniającym ciągle swą tożsamość, ponieważ gdy ratował komuś życie
musiał zniknąć. Była to historia kosmity, który nie mógł się ujawnić, ponieważ ludzie
nie byli na to gotowi, jak uczył Clarka jego ojciec (bardzo dobra scena tornada,
tak buduje się motywację bohatera). Pokazano nam bohatera w innym ujęciu, bez
naiwnego noszenia kostiumu pod garniturem i okularów spod których nikt nie rozpoznaje
Supermana. Tak buduje się bohatera "w nowym stylu". Walka z Zodem (nakręcone sceny z ogromnym rozmachem), który okazał się wyrazistym
Schwartz charakterem, podstawowe wyjaśnienie czemu Superman staje się słabszy w
kontakcie z Kryptonitem, co naprawdę oznacza to „S” wszystko to składa się na
poprawnie wprowadzone ważne elementy historii Supermana. Wydanie się
ludziom dla ich dobra, rozmowa z księdzem służyła poznaniu lepszemu postaci
Kal-Ela, przyjmując zasadę, że pogłębiamy motywacje bohatera, wyzbywamy się
absurdów. Jednak są zasady!!! Niestety od momentu pojawienia się postaci Lois
Lane wszystko to zaprzepaszczono. Przy ponownym nakręceniu Supermana zapomniano
o tym, że pewnych aksjomatów związanych z danym bohaterem nie należy zmieniać.
Bruce Wayne stracił rodziców jako dziecko, był miliarderem, miał wiernego sługę
Alfreda i stać go było na najwymyślniejsze zabaweczki by nocą stać się Mrocznym
Rycerzem. Jedną z podstawowych zasad świata Supermana jest fakt: Lois Lane nie wie kim
jest Superman!!! Lois Lane, ambitna dziennikarka ignoruje ciapowatego Clarka,
gdy pojawia się w redakcji Daily Planet (Oklepany dramat, piękna kobieta wzdycha do superbohatera podczas gdy ludzkie alter ego jest ignorowane, to cena jaka płaci bohater za anonimowość ludzkiej postaci, patrz Spider-Man, Batman). Larance Fishburne jako Perry White?
Jakaś pomyłka Perry powinien być biały, kolejne złamanie aksjomatu (no dobra w
Avengersach mnie to tak nie zirytowało, kiedy zrobiono to Nickowi Furemu, ale
to ze względu na mój brak przywiązania i znajomości podstawowych komiksowych
oczywistości Avengersów).
Ten film miałaby u mnie spokojne
8/10, jeśli nie więcej, gdyby jednak przede wszystkim nie takie rozwiązanie
wątku Lois (Czyżby też zapomniano, że Lois Lane powinna być brunetką? Amy Adams
nie jest złą aktorką, ba nawet z kilkoma nominacjami do Oscara na koncie, ale pewnych
rzeczy jak tu narzekam nie wolno absolutnie zmieniać). Gdyby generalnie nie
było tej postaci, Człowiek ze Stali byłby
doskonałym początkiem trylogii, w której pojawia się właśnie na początku
Superman – kosmita, który dopiero potem przebiera się za człowieka. Wszystko byłoby
świetnie, gdyby Lois nie pojawiła się na statku kosmicznym, gdyby nie odszukała
tajemniczego chłopaka ratującego ludzi, zmieniającego tożsamości nie dotarła do
Marthy Kent. Czemu? Czemu?! Lois Lane nie wie kim jest Superman. Bohaterowie
muszą ukrywać swoją ludzką tożsamość! Czy tak trudno to zapamiętać jak fakt, że Superman musi mieć czerwoną pelerynę, doskonały słuch, laser w oczach i rentgenowski wzrok?
Na plus, jak większość opinii uznaję fakt, że nauczył się i nie nosi się gaci
na wierzchu (patrz setki memów z tym związanych). Kupuję tego Supermana i
chętnie zobaczyłabym go w Lidze sprawiedliwych. Mimo wszystkich narzekań daję
filmowi aż mocne 7/10 mimo tego rażącego błędu Lois, mroczne wersje bohaterów
są w modzie i ponieważ jak Pani kapitan na końcu zauważa, „on jest niezłym
ciachem” (od dziś Henry`ego Cavilla mam na liście aktorów, których kolejne filmy
na pewno trafią na moją listę do obejrzenia). [Tak przy okazji obsada w tym filmie
doprowadziła mnie do refleksji, że chyba się starzeję, jeśli aktorzy, których
pamiętam jako amantów i bohaterów stają się postaciami drugoplanowymi,
wcielającymi się w ojca (Russell Crove, Kevin Costner), Diane Lane staje się
matką dorosłego syna].
SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Po tym jak Superman zostaje
wydany Zodowi. Lois Lane również zostaje zabrana na statek kosmiczny. Tam
Kal-El jest bezsilny, ponieważ na statku obowiązuje grawitacja Kryptona. Lois
podłącza klucz do kokpitu w statku i ukazuje jej się Jor-EL, który pomaga jej
uciec ze statku i przekazuje informacje jak pokonać Zoda. Ludzie zaufali
Supermenowi, pomagają mu przenieść kapsułę, której przybył na ziemię, która
może doprowadzić do wytworzenia czarnej dziury przy kontakcie ze statkiem
obcych. Statek kosmitów zostaje zniszczony. Superman walczy z Zodem.
Ostatecznie go pokonuje (skręca mu kark) gdy ten grozi zabiciem ludzi. (Dramatyczna
udana scena). Superman wybrał ludzi. Clark postanawia udać się do miasta,
zostać reporterem, by nie było dziwne, gdy nagle znika, gdy coś się dzieje. Wchodzi
do redakcji Daily Planet jako nowy reporter. Lois udaje, ze go nie znal. Koniec.
Mogli darować sobie to zakończenie w gazecie…
Zauważyłem, że wszyscy zarzucają coś filmowi, ale ostatecznie ocena jest naprawdę wysoka - to dobrze. Ja o poziomie filmu dowiem się w czwartek :) Choć do filmu podchodzę obojetnie, nie mogę się doczekać co pokaże Zack Snyder :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie na recenzję filmu "Skowyt" - www.filmowe-abecadlo.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBo to dobry film i dobrze się go ogląda, tylko że musiał się zmierzyć z wielkimi oczekiwaniami, a każdego może drażnić coś innego ;-)
OdpowiedzUsuńOgólnie film ogląda się bardzo przyjemne, lecz pewne nieścisłości fabularne sprawiają, że nie należy on do najlepszych filmów o superbohaterach - chociaż kto wie. Z pewnościa Batmana Nolana jest wyżej. Ja oceniłem nowego supermana na 6 w skali do 10.
OdpowiedzUsuńmoja recenzja supermana