wtorek, 25 września 2012

Połów szczęścia w Jemenie – jest bogaty szejk, jest projekt, jest poparcie rządu , jest Evan i Emili, to i będą łososie w Jemenie


Ostatnio przy okazji I że cię nie opuszczę pisałam, że są takie filmy, w przypadku których już po kilku pierwszych scenach, minutach, wiem, że to będzie to. Podobnie było z Polów szczęścia w Jemenie. Już po trailerze wiązałam z tym filmem wielkie nadzieje. W tym filmie już na początku było to, co bardzo cenię w filmach (głównie w obyczajach lub komediach): elementy narracji książkowej (I tej w stylu Tarantino jak podział na „rozdziały”, jak i tej Allenowskiej z komentarzem zza ekranu, jak i tej prostszej wersji rodem z np. Jak ona to robi, Niani w Nowym Jorku, Dziennika Bridget Jones, Spadkobierców lub jak ostatnio w I że cię nie opuszczę) pojawiające się w filmach [To pewnie taka słabość wynikła z mojego wykształcenia].
Uwielbiam też angielskich sztywniaków na swój sposób uroczych  [patrz Colin Firth z Bridget Joness,  Hugh Granta w całej okazałości). Lubię też Evana McGregora od czasu Autora Widmo. Połączenie Ewana z angielskim typem sztywniaka to było to. Noszący sweterek na białą koszulę, pasjonat chruścików (cokolwiek za owad to jest), grający na wiolonczeli, pasjonat wędkowania, który pije wino tylko w weekendy i to po 19 i ma na imię Alfred. Czy może być coś bardziej angielskiego? Bardzo udana rola Evana McGregora. Partnerująca mu w tym filmie Emili Blunt nie zachwyca, nie denerwuje, jest i nie przeszkadza, nawet całkiem nieźle gra bardzo konkretną osóbkę, która ma dane, ma pieniądze i projekt do zrealizowania.

Przechodząc jednak do rzeczy, czyli do opowiedzianej historii. Bogaty szejk chce łowić łososie w Jemenie. Szejk ma pieniądze, dużo pieniędzy. Zatrudnia się ludzi, którzy mu sprowadzą łososie do Jemenu. Brzmi absurdalnie? Podobnie twierdził dr Alfred Jones (Jeśli Szejk chce w czymś utopić forsę, to niech kupi sobie klub piłkarski). Jednak jak niestety przyznać musiał Alfred „Projekt sprowadzenie łososia do Jemenu”...

-Więc jest to teoretycznie możliwe?
-Podobnie jak lot załogowy na Marsa
-Robi wrażenie
-To nonsens!

Projekt jest kompletnym absurdem, ale nie znalazłem żadnych przesłanek aby stwierdzić, że jest niewykonalny, teoretycznie.



Jeśli jeszcze na zrealizowaniu projektu zależy rządowi, to musi się udać. Bardzo udane zobrazowanie sposobów działania  specjalistów od PR-u (Poszukuję dobrego newsa z Bliskiego Wschodu. Macie godzinę! 2 miliony facetów moczących kija, 2 miliony! Faceci, co za gatunek!)


- Premierze, wędkuje pan?
- To zależy
- Tak, czy nie?
- Potencjalnie, tak.
- Do cholery, chodzi o 2 miliony wyborców!
- W takim razie tak.


Wędkarze to szajbnięte oszołomy! Al-Kakida to przy nich armia zbawienia. Nie zabierzesz nam ryb z brytyjskich rzek!

Za wiarę i ryby!

Bardzo dobra, ciepła historia, opowiedziana z humorem. Polecam 8/10.

PS. Taka oczywista oczywistość: Scenariusz do filmu powstał na podstawie powieści Paula Torday pt. Połów łososia w Jemenie. Jakby ktoś jeszcze miał wątpliwości żyjemy w epoce ekranizacji, rebootów, prequeli i sequeli..


SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Chłopak Harriet jednak żyje, w celach reklamowych sprowadzono go do Jemenu by przed kamerami pokazać szczęśliwe spotkanie. Alfred traci nadzieję na szanse u Hariet. Wrogowie szejka przygotowali sabotaż. Zwolnili tamę i zalało całe łowisko. SSzejk spłaca dług u Alfreda. Wszyscy tracą nadzieję. Jednak w ostatnich chwilach widza, że ryby jednak przeżyły. Postanawiają znowu spróbować. Tylko tym razem małymi krokami, zaczną od kilku ryb, zaangażują lokalną społeczność. Harriet też zostaje, a jej chłopak wsiada do samochodu i odjeżdża. Minister spraw zagranicznych zostaje oddelegowany do działy rybołówstwa.




2 komentarze :

  1. Film brzmi naprawdę zachęcająco, szczególnie, ze uwielbiam Ewana McGregora i mam ogromną ochotę na tego typu ciepłą i przyjemną opowieść.

    P.S. Bardzo mi się tu podoba i z pewnością będę tu wracać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję ;-)Dokładnie, to historia optymistyczna na spokojny wieczór.

    OdpowiedzUsuń