Mówi się, że życie pisze
najlepsze scenariusze. Może to i prawda, a kolejne filmy pokazujące historie
sławnych, znanych, wizjonerów, traktujące o reżyserach, aktorach, politykach
czy projektantach nie powinny dziwić w czasach, kiedy 90% filmów oglądanych
przez nas na wielkim ekranie są na podstawie…powieści, komiksu, gry, czy prawdziwej
historii jak to jest w przypadku filmu Grace księżna Monako.
Recenzent Filmwebu przy okazji
oceniania filmu Yves Saint Laurent wspomina, że Quentin Tarantino w
jednym z wywiadów, stwierdza, że nie lubi całego biograficznego gatunku i
radził: Jeśli chcesz zrobić film o Elvisie, zrób film o jednym dniu z życia
Elvisa i niewątpliwie miał rację.
Grace Kelly była aktorką,
ulubienicą Hollywood, zdobywczynią Oskara za rolę w Dziewczynie z prowincji,
była też księżną Monako. Chwała za to Olivierowi Dahanowi, że na ekranie
pokazał nam jedynie krótki wycinek z życia Grece nie próbując pokazać wszystkiego,
bo zwyczajnie w ciągu stu dwudziestu minut się nie da (co jest słabością wielu filmów
biograficznych).
Trudno stwierdzić, czy był to najciekawszy wycinek,
jaki można było pokazać z życia Grace, niemniej jakiś pomysł na film był i
starano się go ciągnąć przez cały seans rozpoczynając historie cytatem:
Koncept mojego życia jako bajki sam w sobie jest bajką
gdyż oglądamy Grace nie jako
aktorkę i gwiazdę Hollywood, ale jako Księżnę Monako trzymaną „w złotej klatce”
gdzie nie wolno jej podnosić rzeczy z podłogi, trzeba uważać co się mówi na przyjęciach,
jakie kwiaty każe się wstawić do wazonu, służba konspiruje, a wymarzony książę
jest zajęty polityką w trudnym dla kraju momencie. Motyw ułudy historii z bajki
przewija się przez cały film, gdy Grace ogląda swój bajkowy ślub, gdy jej życie
wcale takie bajkowe okazuje się nie być.
Niestety pokazuje nam się tu też schemat
„dziewczyny z ludu” poślubionej arystokracie, która w pewnym momencie
postanawia nauczyć się zwyczajów swojej nowej ojczyzny (mając za pomocników wiernego
klechę i guru etykiety) i pokazuje, że potorfi być prawdziwą księżną Monako
(kłania się schemat niczym z historii o Dianie, Księżniczki Sissi i wielu
innych). Niestety ten watek wypada słabo, zwłaszcza w kontekście tego, że chwile,
których oglądamy Grace była ona już księżną od lat pięciu, a przemiany i spektakularnego
„wyuczonego” zachowania w drugiej części filmu trudno się doszukać.
To też historia kobiety mającej
swoje zdanie w iście amerykańskim stylu, a odrzuciwszy propozycje zagrania głównej
roli w nowym filmie Alfreda Hitchcocka Marnie
wybiera inną rolę : księżnej Monako i staje się wsparciem dla męża monarchy, którego
nie mogła zostawić, nawet gdyby tego chciała.
Fabularnie mamy więc niestety zlepek
kilku wątków: rozdarcie Grace między tym kim była (aktorką) a kim powinna
starać się być (księżną), obrazy adaptacji do nowej roli, polityczne tło i
zaangażowanie w politykę oraz spiski pałacowe. Udało się wybrać krótki wycinek
z biografii Grace Kelly, ale nie udało się reżyserowi i scenarzyście wybrać jednego wątku.
W filmie Dahan zastosował wręcz już
nudny i tak zestandaryzowany sposób sceny otwarcia filmu biograficznego kiedy
to naszą postać historyczną oglądamy wpierw z daleka, wśród ludzi, nie widząc
twarzy, budując napięcie do momentu, gdy
zobaczymy głównego bohatera (bardzo podobne do początkowych ujęć np. z filmu Diana). Reżyser starał się też nieco urozmaicić
obraz drgającą kamerą, momentami, w których bohaterowie oglądają prawdziwe
zapisy wydarzeń, ale film niestety pozostał liniowy pokazując nam punkt po
punkcie kolejne wydarzenia aż do finałowej sceny przemówienia Grace na Balu Charytatywnym
Czerwonego Krzyża.
Niestety oglądając w głównej roli Nikole Kidman, wciąż widzi się Nicole Kidman, a nie księżnę Monako. W tej kreacji brakuje znacznie oderwania się i
upodobnienia do odtwarzanej postaci historycznej (z czym poradzili sobie inni aktorzy
w filmach biograficznych), może to niewystarczający warsztat Kidman, może Grace
nie była też aż tak charakterystyczną postacią której można naśladować sposób
chodzenia (patrz Jobs) czy śmiech (patrz Marylin Monroe). Podglądanie prób aktorskich
Kelly przed lustrem w wydaniu Kidman również nie porywa.
Nieco lepiej wypada Tim Roth (Magia
Kłamstwa) jako książę Rainer, ale zdecydowanie w filmie tym nikt nie błyszczy.
Mówiło się w kontekście tej produkcji
o nagrodach, o Oscarach. Marne szanse. Można obejrzeć, ale nic wyjątkowego
6/10.
Eh, szkoda, że spieprzyli.
OdpowiedzUsuń