sobota, 25 października 2014

Grace księżna Monako – nie bajkowa historia? Czyli nieudany wyścig po Oscara

Mówi się, że życie pisze najlepsze scenariusze. Może to i prawda, a kolejne filmy pokazujące historie sławnych, znanych, wizjonerów, traktujące o reżyserach, aktorach, politykach czy projektantach nie powinny dziwić w czasach, kiedy 90% filmów oglądanych przez nas na wielkim ekranie są na podstawie…powieści, komiksu, gry, czy prawdziwej historii jak to jest w przypadku filmu Grace księżna Monako.
Recenzent Filmwebu przy okazji oceniania filmu Yves Saint Laurent wspomina, że Quentin Tarantino  w jednym z wywiadów, stwierdza, że nie lubi całego biograficznego gatunku i radził: Jeśli chcesz zrobić film o Elvisie, zrób film o jednym dniu z życia Elvisa i niewątpliwie miał rację.
Grace Kelly była aktorką, ulubienicą Hollywood, zdobywczynią Oskara za rolę w Dziewczynie z prowincji, była też księżną Monako. Chwała za to Olivierowi Dahanowi, że na ekranie pokazał nam jedynie krótki wycinek z życia Grece nie próbując pokazać wszystkiego, bo zwyczajnie w ciągu stu dwudziestu minut się nie da (co jest słabością wielu filmów biograficznych).



Trudno stwierdzić, czy był to najciekawszy wycinek, jaki można było pokazać z życia Grace, niemniej jakiś pomysł na film był i starano się go ciągnąć przez cały seans rozpoczynając historie cytatem:

Koncept mojego życia jako bajki sam w sobie jest bajką

gdyż oglądamy Grace nie jako aktorkę i gwiazdę Hollywood, ale jako Księżnę Monako trzymaną „w złotej klatce” gdzie nie wolno jej podnosić rzeczy z podłogi, trzeba uważać co się mówi na przyjęciach, jakie kwiaty każe się wstawić do wazonu, służba konspiruje, a wymarzony książę jest zajęty polityką w trudnym dla kraju momencie. Motyw ułudy historii z bajki przewija się przez cały film, gdy Grace ogląda swój bajkowy ślub, gdy jej życie wcale takie bajkowe okazuje się nie być.

Niestety pokazuje nam się tu też schemat „dziewczyny z ludu” poślubionej arystokracie, która w pewnym momencie postanawia nauczyć się zwyczajów swojej nowej ojczyzny (mając za pomocników wiernego klechę i guru etykiety) i pokazuje, że potorfi być prawdziwą księżną Monako (kłania się schemat niczym z historii o Dianie, Księżniczki Sissi i wielu innych). Niestety ten watek wypada słabo, zwłaszcza w kontekście tego, że chwile, których oglądamy Grace była ona już księżną od lat pięciu, a przemiany i spektakularnego „wyuczonego” zachowania w drugiej części filmu trudno się doszukać.

To też historia kobiety mającej swoje zdanie w iście amerykańskim stylu, a odrzuciwszy propozycje zagrania głównej roli w nowym filmie Alfreda Hitchcocka Marnie wybiera inną rolę : księżnej Monako i staje się wsparciem dla męża monarchy, którego nie mogła zostawić, nawet gdyby tego chciała.

Fabularnie mamy więc niestety zlepek kilku wątków: rozdarcie Grace między tym kim była (aktorką) a kim powinna starać się być (księżną), obrazy adaptacji do nowej roli, polityczne tło i zaangażowanie w politykę oraz spiski pałacowe. Udało się wybrać krótki wycinek z biografii Grace Kelly, ale nie udało się reżyserowi i  scenarzyście wybrać jednego wątku.

W filmie Dahan zastosował wręcz już nudny i tak zestandaryzowany sposób sceny otwarcia filmu biograficznego kiedy to naszą postać historyczną oglądamy wpierw z daleka, wśród ludzi, nie widząc twarzy,  budując napięcie do momentu, gdy zobaczymy głównego bohatera (bardzo podobne do początkowych ujęć np. z filmu Diana). Reżyser starał się też nieco urozmaicić obraz drgającą kamerą, momentami, w których bohaterowie oglądają prawdziwe zapisy wydarzeń, ale film niestety pozostał liniowy pokazując nam punkt po punkcie kolejne wydarzenia aż do finałowej sceny przemówienia Grace na Balu Charytatywnym Czerwonego Krzyża.

Niestety oglądając w głównej roli Nikole Kidman, wciąż widzi się Nicole Kidman, a nie księżnę Monako. W tej kreacji brakuje znacznie oderwania się i upodobnienia do odtwarzanej postaci historycznej (z czym poradzili sobie inni aktorzy w filmach biograficznych), może to niewystarczający warsztat Kidman, może Grace nie była też aż tak charakterystyczną postacią której można naśladować sposób chodzenia (patrz Jobs) czy śmiech (patrz Marylin Monroe). Podglądanie prób aktorskich Kelly przed lustrem w wydaniu Kidman również nie porywa.
Nieco lepiej wypada Tim Roth (Magia Kłamstwa) jako książę Rainer, ale zdecydowanie w filmie tym nikt nie błyszczy.


Mówiło się w kontekście tej produkcji o nagrodach, o Oscarach. Marne szanse. Można obejrzeć, ale nic wyjątkowego 6/10.

1 komentarz :