środa, 11 stycznia 2012

W ciemności - Agnieszka Holland o Żydach ze Lwowa.


Czegoś w tym filmie zabrakło. Jednak nie można pisać o tym, czego nie ma. Można pisać i oceniać to, co było.
Eh to polskie kino, ze swym werystycznym widzeniem świata. Takie to wszystko prawdziwe, takie naturalne, takie dokładne i...nużące niestety. Tak, gra aktorska Więckiewicza, tak ciekawy montaż, praca kamery (ruchoma kamera w momentach ucieczki, szamotanin, kontrast ciemności kanałów i jasności świata na górze). Niestety to też zlepek scen,  krótkich epizodów rozwleczonych w dokumentalnym obrazie przedstawiającym próby przeżycia Żydów ukrywających się we lwowskich kanałach i ich słono opłacanego pomocnika Leopolda Sochy.

W ciemności to polski kandydat do Oskara, który, nie oszukujmy się, kandydatem jedynie pozostanie. O ile Amerykanie z historii człowieka potrafią zrobić wielkie, patetyczne kino (i za złe im tego nie mam) jak choćby w Jak zostać królem (zeszłoroczny laureat), to w nowym filmie Agnieszki Holland mamy historię, która się ciągnie. Można kiwać głowami: tak świetna gra aktorska, tak ta prawdziwość języka, którym posługują się bohaterowie, tak ten ukazany brud i szczury, tak przejmująca historia i mini dramaty poszczególnych bohaterów, tak…wierciłam się nieco w kinowym fotelu.

Z czystej przyzwoitości bo tak, film o ważkim temacie i zrealizowany bardzo dobrze 7/10, ale żeby zachwycił, poruszył? Nie. Może nie miał…Czego zabrakło? Choć pisać o tym nie powinnam (Kimże ja niby jestem?): poruszającego "mocnego" zakończenia, które daje to magiczne kinowe katharsis. Film Holland się tak zwyczajnie nijako kończy, jak to bywa w filmach opartych na prawdziwych historiach, krótką notką: co się stało później z bohaterami.
Obejrzeć drugi raz, nie obejrzę. Pamiętać będę: dziewczynkę w słońcu wyglądającą z kanałów, załamanie Sochy i jego końcową walkę w kanałach podczas ulewy.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz