poniedziałek, 23 stycznia 2012

Monte Carlo – niewiele oczekujesz, nie rozczarowujesz się.

Widzę plakat. Trzy piękne młodociane aktorki nowego pokolenia o twarzyczkach wprost z ekranu telewizora.
Selena Gomez uosobienie słodkości i niewinnego dziewczęcia o złotym sercu, wcielenie roztańczonego kopciuszka (Kopciuszek roztańczona historia - film z serii nakręćmy kolejną wersję tej bajki...) i czarodziejki z Waverly Place.


Leighton Meester niezłomna „B” z Plotkary usiłująca wybić się na wielkim ekranie (Podkreślam usiłująca, gdyż ani jej Współlokatorka, ani owe Monte Carlo nie dotarły na wielki ekran w Polsce).
Katie Cassidy bohaterka Merloce Place i kilku innych seriali.

Te trzy piękne, młode żądne przygód bohaterki jadą do Europy na wakacje.

Ciekawe, że dla Amerykanów Europa, Paryż są uosobieniem miejsca idealnego na wakacje i letnie romanse nastolatek, zaś dla nas Europejczyków Stany to  miejsce do robienia kariery. Ah ten mit starego lądu!
Historia w tym filmie jest tak banalna, że aż nie dziwiły mnie kolejne „zbiegi” okoliczności. Całkowicie przypadkiem jedna z bohaterek okazuje się być podobna do pewnej zadufanej w sobie arystokratki. Dziewczęta nie wyprowadzają z błędu obsługi hotelowej i łaskawie śpią w luksusowym apartamencie, ubierają się w suknie wprost od sławnych projektantów i chodzą na charytatywne przyjęcia. Całkowicie przypadkiem oczywiście każda z nich popoznaje na tych wakacjach chłopaka. (Nie no, przypadki  mają swoje granice. Ja rozumiem, dopuszczalna by była jedna love story. Ale żeby aż trzem przyjaciółkom „poszczęściło” się na raz?).
Śliczne widoki, śliczne twarzyczki, dobre serce nagrodzone, uczciwość doceniona i na koniec zachód słońca.
5/10 Wiedziałam, że to będzie proste, wiedziałam, że to będzie śliczne. Dla popatrzenia sobie na ładne rzeczy, Paryż i Monte Carlo - ok. Dobry film z serii: przy okazji posprzątam, zjem obiad, leci w telewizji, to czemu nie.

Tak, niewiele oczekując, nie można się rozczarować…

Pytanie za sto. Czemu piszę o tym filmie? Czemu go obejrzałam? Jak nie obejrzeć filmu, na który "rzucili" się wszyscy pracownicy pewnego przybytku i mieliśmy wczoraj wieczorem sytuację patową: kto bierze film do domu? Jeśli wszyscy tego chcieliśmy? To pewnie te śliczne twarzyczki, albo widoczki...?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz