sobota, 7 lutego 2015

Ziarno prawdy – dobry polski kryninał i słów kilka o kinie polskim

O polskim kinie piszę absurdalnie mało. Ostatnim filmem jakiemu poświeciłam cały tekst był Sęp przy okazji którego wyjaśniam również, czemu tekstów poświęconym rodzimej produkcji jest tu tak niewiele. Ostatnio piszę raczej o filmach dobrych, które mnie zaskoczyły i tych które widziałam w kinie (a mam zasadę, że do kina na filmy polskie idę tylko gdy wygram zaproszenie w jakimś konkursie i raz do roku na Noc kina Polskiego w Multikinie, żeby nieco nadrobić zaległości). Od czasów Sępa z 2013 roku obejrzałam ledwie 6 polskich filmów (Shame on me!) i moje zdanie od tamtej pory niewiele się zmieniło.

Kac Wawa okazała się produkcją tak złą jak wszyscy twierdzili.

Wałęsa był filmem który ponownie ściągnąć do kina miała nasza polska historia z wstawkami dokumentalnymi. Czasami jednak dobry Więckiewicz to za mało.

Obywatel, czyli Stuhr i Stuhr okazał się filmem nudnym, choć miał to być chyba takim naszym polskim Forestem Gumpem, który przez lata przez przypadek był wplątywany w ważne wydarzenia historyczno-społeczne. Jednak coś poszło w tym filmie nie tak, ponieważ fabuła wlecze się niemiłosiernie, ani nam nie szkoda obywatela Jana Bartka, ani mu nie kibicujemy. Jedynie dobrze wypada „spójność” postaci przez lata gdy młody Stuhr gra jak stary Stuhr (albo odwrotnie).

Po Idzie zostało mi tylko uczucie znużenia i niezrozumienia, o co tyle hałasu (tak o Oscary tyle hałasu). Zdjęcia dobre, gra aktorska może też, ale jakie to nużące…

Filmem dobrym okazało się Chce się żyć. Smutna historia, przyzwoicie nakręcona (nie sposób nie skojarzyć tego filmu z Motyl i Skafander). Film ogólnie dobry. Świetna rola Dawida Ogrodnika (choć chciało by się rzec, tak to było wyzwanie, które pozwoliło mu się wykazać). Zaczynać jednak od dramatów (ma również rolę w oscarowej Idzie) by następnie zagrać w filmie Disco Polo?
Oj można było rozwijać karierę nieco ambitniej, ale co mógł zrobić, jeśli na ekranach polskich kin pojawiają się takie tytuły jak Polskie gówno (Serio? Trailer zapowiada tu kpinę z poleskiego show biznesu, ale jednak po zapowiedziach wnioskuję, że to co miało być pastiszem stało się produkcją tego samego rodzaju, z którego miało kpić).

Nadzieję jednak pozostawiają takie filmy jak Bogowie (dobra rola Kota, solidnie nakręcone, bez szalu i fajerwerków, ale dobrze poprowadzona historia).
Równie przyzwoicie zapowiada się Warsaw by Night czy Carte Blanshe, Serce Serduszko i pewnie inne tytuły, których nie jestem w stanie tu przywołać, ponieważ zdecydowanie kino polskie nie jest moim „pierwszym wyborem”.


Jak wspomniałam ostatnio pisałam o Sępie jako o próbie stworzenia na polskim gruncie gatunkowej sensacji i wysiłki te zostały przeze mnie docenione. Dlatego też, pomimo pewnych niedociągnięć uważam, że warto obejrzeć Ziarno prawdy – polski kryminał.
Jest to ekranizacja powieści Zygmunta Miłoszewskiego (i chwała za to, że biorąc się za kryminał sięgnięto po powieść nie próbując tworzyć scenariusza „na własną rękę”). To już druga ekranizacja powieści tego pisarza. Pierwszym „polskim  nowym ekranowym kryminałem” było Uwikłanie, gdzie prokuratora Szackiego zamieniono na Panią Prokurator Szacką we wcieleniu Mai Ostaszewskiej.



Powieści nie czytałam, dlatego też oceniam tylko film. Tym razem w Ziarnie Prawdy mamy już jak trzeba mężczyznę prokuratora Teodora Szackiego (Robert Więckiewicz), który prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa Elżbiety Budnik w Sandomierzu. Znaleziono nagie ciało porzucone na dawnym cmentarzu żydowskim z poderżniętym gardłem specjalnym narzędziem, jakim rytualnie Żydzi zarzynali zwierzęta ofiarne.

Pod względem realizacyjnym trzeba przyznać Lankoszowi, że podjął temat ambitnie. Początkowe intro, które jest animacją przedstawiającą makabryczne obrazy, lejącą się krew wijąca wśród tuneli wygląda „światowo”. Punkt za interesujące napisy początkowe niczym z jednego z nowszych Bondów lub jak jest to robione w produkcjach Marvela (jasne, może nie ten poziom, ale było to w filmie obiecującym początkiem). Scenariusz, jak to z produkcjami na podstawie powieści, na szczęście bardzo dobry. Mamy zawiłą intrygę, śledztwo prokuratora, zagadkę, kolejne trupy. Fabularnie film jest interesujący, są zwroty akcji, gdy kolejni podejrzani zostają wykluczeni, a winnym okazuje się „pozornie” najmniej prawdopodobna postać, by ponownie wszystko to, czego się dowiedzieliśmy zostało odwrócone o 180 stopni. W filmie jest kilka bardzo dobrych scen jak przesłuchanie Szyllera w jego domu, rozmowa z rabinem, seria retrospekcji z przeszłości. Jest kostnica, kościół mroczne tunele i straszny cmentarz. Wszystko czego można by oczekiwać po kryminale. Tu pewnie jest to zasługa fabuły Miłoszewskiego. Warto film obejrzeć dla samej zagadki kryminalnej, ponieważ mam wrażenie, że czegoś takiego nie mieliśmy jak dotąd w polskiej produkcji (Pod względem fabularnym i intrygi z pewnością lepsze od Uwikłania).

Więckiewicz jest aktorem dobrym i od lat gra zwyczajnie po prostu świetne role i widać w jego kolejnych filmach, że potrafi wcielać się w różne postaci (niewątpliwie dobre odgrywanie maniery i sposobu mówienia Wałęsy). W Ziarnie prawdy Więckiewicz gra twardego, bezwzględnego, piekielnie inteligentnego prokuratora, który wie gdy jego świadkowie kłamią, jest spostrzegawczy i wyciąga błyskotliwe wnioski. Pewny siebie potrafi prowadzić cięte dyskusje i wprost wypowiadać się przed prasą, że schwyta winnego nieważne kim on jest Żydem, papieżem, czy sklepikarzem. Jest rozwiedziony, ma romans z o wiele młodszą kobietą, którą traktuje okropnie (w roli naiwnej i histerycznej przewodniczki muzealnej Klary: Aleksandra Hamałko). Prawdziwy „twardziel” oddany swojej pracy.
Równie dobrą kreacją jest ta (Krzysztofa Pieczyńskiego) grającego Grzegorza Budnika. Magdalena Walach jako Barbara Sobieraj zagrała przyzwoicie. Pokazywany w trailerach Arkadiusz Jakubk gra małą istotną rolę, ale widocznie jest to postać na tyle rozpoznawalna, że musiał się pojawiać w spotach promujących film.

Jeśli więc fabuła była bardzo dobra, aktorstwo również, czemu się nie zachwycam i nie oświadczam że w końcu mamy świetny polski film gatunkowy? Ponieważ ma kilka „niedociągnięć”.

Niestety nie udało się uniknąć zupełnie niepotrzebnych nagich piersi Hamałko [która nie ma problemów z rozbieraniem się na ekranie (już w Big Love pokazała wszystko)]. Widocznie naga scena w polskim filmie, kryminał czy komedia, musi być. Porzucona naga ofiara, trup w prosektorium wpisują się w konwencje kryminału. Jednak nie jedna scena nagości, ale dwie (naga Hamałko) plus nagie pośladki Więckiewicza to już przesada. Postać Klary jest najsłabszym ogniwem tego filmu. Histeryczna, żaląca się niczym rozkapryszona nastolatka Klara, która jęczy Szackiemu o uczuciach i o tym jak on ją zranił jest zwyczajnie żałosna. Dodatkowe wplątanie jej w dalsze śledztwo zupełnie niepotrzebne. Wystarczyłaby w filmie jedna scena, w której Szacki przypomina Klarze, że jest od niej o wiele starszy i nie mogła się spodziewać przecież poważnego związku, która charakteryzuje go wtedy jako zimnego wyrachowanego prokuratora.

Ponadto miałam wrażenie, że momentami jednak aktorsko jest ten film przeszarżowany, że w rozmowie Szackiego z  Barbarą gdy dyskutują o śledztwie, a on prowokacyjnie przekłada noga na nogę Więckiewicz wypada z roli robiąc z siebie flirciarza? Podobnie Sobieraj, gdy Barbara komentuje słowa Szackiego, że pora iść spać (po tym jak do późnych godzin nocnych analizują tropy). Interakcja tych dwojga nieco niestety zgrzytała w filmie. Jeśli w trakcie poważnej rozmowy komentarz jednego z bohaterów wywołuje śmiech na sali kinowej na filmie, który chyba miał być ciężkim kryminałem coś tu chyba jest nie tak? I nie mam tu na myśli lekkiego uśmiechu, gdy cięta ripostą bohater zakańcza dyskusję, ale śmiech rodem z komedii, a komedią to nie miało być (Może to jednak tylko moje odczucia?).

Pod względem reżyserskim momentami niektóre sceny są urywane zbyt nagle, a tok rozumowania prokuratora niejasny. Scena nagłego olśnienia okazała się mało spektakularna. Ponadto tajemniczy kruk prowadzący przechodnia do ciała i żydek na nagraniu pozostawiają po seansie pytania bez odpowiedzi.

Pomimo niedociągnięć film zdecydowanie warto obejrzeć dla samej zagadki kryminalnej (dobrze przemyślane) i oglądania Więckiewicza. 7/10. Jeśli polskie kino, to Ziarno prawdy warte jest obejrzenia.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Czasami jednak jest tak, że to właśnie najbardziej oczywisty wniosek i pierwszy podejrzany okazuje się mordercą. Kiedy ginie żona pierwszym podejrzanym jest mąż. To Budnik zabił Elżbietę. Dowiedział się o jej romansie z Szyllerem i zaplanował ich morderstwo. Problemem było jednak: jak uniknąć kary. Po zamordowaniu żony Budnik zabił włóczęgę, który był do niego podobny. To ciało włóczęgi znajduje Szacki, ale to Szacki zidentyfikował to ciało stwierdzając, że jego pierwszy podejrzany mąż denatki został zamordowany. Budnik wszystko przemyślał kreując dwa morderstwa by wyglądały jak żydowskie rytuały i ziszczenie się miejskich legend. Do tego wykorzystał historię z Sandomierza o lekarzu Żydzie, którego żona umiera w połogu. Położna, która zostawiła rodząca miała córkę, która to była matką Elżbiety, żony Budnika. Natomiast Leon wilczur okazuje się być potomkiem lekarza, który stracił wtedy żonę, ponieważ nie wypuszczono go z wiezienia. W ten sposób Budnik naprowadził Szackiego na innego podejrzanego. Wszystko po to by zmylić śledztwo i wyrobić sobie paszport na nazwisko bezdomnego i uciec z kraju. Jednak prokurator Szacki skojarzył nagle fakty kładąc się do łóżka (po tym jak aresztował Wilczura). Szacki łapie Budnika, gdy ten zjawia się w urzędzie by wyrobić sobie paszport. Budnik podczas przesłuchania usiłuje grać niepoczytalnego, ale Szacki nie daje się zwieść. To była zbrodnia zaplanowana z zimną krwią, z całym planem mającym odciągnąć uwagę prokuratury od prawdziwego motywu morderstwa. (i tu świetna scena Pieczyńskiego jako psychopaty). Szacki zamyka Budnika. Sprawa zakończona. Koniec.


1 komentarz :

  1. Dla mnie akurat Sęp to parodia hollywoodzkich produkcji, a w Polsce wychodzi co roku przynajmniej kilka (nie oglądam tych bardziej niszowych, a sądząc po komentarzach przynajmniej kilkanaście) dobrych produkcji. Oglądam raczej starsze polskie kino, z premierowych ostatnio byłam na polskim filmie dosyć dawno (w sumie to na trzech) w październiku - ostatni był Jeziorak, 7/10. Naprawdę przyzwoity film.

    OdpowiedzUsuń