czwartek, 27 lutego 2014

American Hustle – tak to się zdobywa Oscary w Ameryce?

To już finisz recenzji z serii Oscarowych nominacji. Na sam prawie koniec przyszło mi obejrzeć silnego kandydata z aż 10 nominacjami, w tym z tymi najważniejszymi w kategoriach najlepszy film, reżyser i najważniejsi aktorzy plus Oscary techniczne, które dla zwykłego kinomana nie są aż tak istotne (Po obejrzeniu filmu prędzej zachwycam się historią czy grą aktorską niźli montażem). Do seansu zasiadłam bardziej by przekonać się i zweryfikować słuszność nagród, czy film zasługuje na taką uwagę, niż jak do zwykłej rozrywki. Paradoksalnie jednak można tę produkcję traktować jako film dla mas. Amerykańska opowieść częściowo inspirowana prawdziwą historią o oszustach w latach siedemdziesiątych. On (Christian Bale) i Ona (Amy Adams) z aspiracjami, gotowi by wykorzystywać słabości innych, by przetrwać. Połączyło ich zamiłowanie do muzyki Ellingtona i gotowość do tego by przetrwać.

Był niespecjalne wysportowany i czesał się na pożyczkę, ale miał w sobie to coś  i pewność siebie która przyciągała był jaki był nie przejmował się tym.

Była nietuzinkową osobowością
Tak jak ja przyjechała do miasta bez perspektyw

Tak jak ja nauczyła się walki o byt i szukania nowych sposobów na życie, nowej tożsamości i jak ja postawiła na lepszą elegantszą przyszłość.

Byli naciągaczami i zostali zmuszeni do tego by naciągnąć bardzo dużą rybę, a wiedzieli jak się to profesjonalnie robi (Im bardziej odmawiasz tym bardziej zaostrzasz ich apetyt). Wielki przekręt, przygotowywanie skomplikowanej akcji. Pytanie tylko, kto tu kogo ostatecznie wykiwa?



Niewątpliwie film jest serią świetnie odegranych aktorsko scen. Nie ma wśród obsady słabego ogniwa. Christian Bale ponownie udowadnia jak bardzo potrafi wcielić się w odgrywaną przez siebie postać. Tym razem możemy go oglądać z wyhodowanym brzuszkiem i w fryzurze z czesaniem się na pożyczkę (świetna pierwsza scena filmu), noszącego welurowe garnitury. Bale to tak dobry aktor, że pomimo tej niezbyt atrakcyjnej aparycji wciąż z spod tej charakteryzacji potrafił wydobyć jednak człowieka, który wie jak prowadzić interesy, postępować z ludźmi i przekonać ich do wszystkiego. Amy Adams już od dawna zwraca na siebie uwagę, ale dla mnie to wciąż nie jest to, co by mnie olśniło i byłabym gotowa stwierdzić, że jest to aktorka wybitna. Jednak jeśli chodzi o żeńskie kreacje niestety dużo ciekawsze sceny w tym filmie ma Jennifer Lawrence, choć gra znowu postać „wariatki” (uwierzę w tę „zdolną” aktorkę jak zobaczę ją w dobrej roli dramatycznej). Ma świetną scenę tańczenia i śpiewania, gra rozchwianą emocjonalnie kobietę i to wychodzi jej najlepiej. Cały urok roli Bradleya Coopera polega na jego fryzurze, tych lokach, które kręci sobie na głowie (Zabawne sceny gdy bohaterowie rozmawiają przez telefon i oboje mają wałki na głowie). Nawet Jeremy Ranner jest ciekawy w fryzurze ala Elvis. Przyznaję, że oglądając stroje, głównie Adams i Bale`a, widać oryginalność w doborze kreacji, które moim zdaniem w znaczącym stopniu „tworzą” ten film.  Nominacja w kategorii najlepsze kostiumy jest zasłużona. Ponadto świetne teksty (Ludzie wierzą w to  w co chcą uwierzyć. Fałszerz był tak dobry, że jest prawdziwszy dla wszystkich. Kto jest mistrzem? Malarz czy fałszerz? Świat nie ma bieli i czarni. Jest intensywna szarość.), dobry scenariusz, bardzo dobra ścieżka dźwiękowa (nośne piosenki). Bardzo dobry film do obejrzenia nawet kilka razy, niewymagający jednocześnie specjalnej uwagi ni skupienia by dobrze się na nim bawić.
Czy to film wyjątkowy? A kto pamięta o operacji Argo? Dobre sceny w wałkach, zwroty akcji (poznajemy Irvinga i Sydney dopiero z czasem więcej dowiadując się o ich życiu, na szczęście trailer nie zdradził również roli jaka w filmie odgrywa Richie), budowanie napięcia i dobre (choć do przewidzenia) zakończenie.8/10

Czy jest to najlepszy film roku? Może i jestem staromodna, przestarzała, ale uważam, że statuetkę dla najważniejszego filmu roku powinna jednak dostać produkcja „głębsza” wznioślejsza, czy innowacyjna zmieniająca współczesne kino (eh ten Czas wojny Spielberga sprzed kilku lat, który mnie ujął, uniwersalne Zostać królem i eh Avatar), dlatego bardziej skłonna jestem przełknąć Oscara dla Grawitacji czy Zniewolonego niż produkcji o naciągaczach (bardzo jestem rozczarowana zeszłorocznym wyróżnieniem Operacji Argo nie tylko ponad Nędznikami, ale chociażby Życiem PI). Jeśli już „komedia” miałaby zgarnąć statuetkę za najlepszy film to powinien być to Wilk z Wall Steet [Z genialnym Leo, który i tak jest najlepszy jeśli go porównać do kreacji Bale`a w American Hustle (niczego nie umniejszając Bale`owi)].


SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Irving traktował Carmine`a jak przyjaciela, nie chciał by burmistrz poszedł do więzienia na długie lata. Wiedział też, że podpuszczanie i igranie z mafią znacząco przekracza zakres współpracy na którą się zgodził z Richiem. Ostatecznie Irving i Sydney wykiwali FBI podstawiając fałszywego prawnika mafiosa. Pieniądze z konta FBI zostały przelane na ich konto. Zgodzili się je oddać, jeśli burmistrz zostanie łagodnie potraktowany za swoje oszustwa finansowe, a oni Sidney i Irving będą wolni. FBI nie miało wyjścia. Cały splendor i pochwały za ujawnienie oszustw polityków zgarnęli szefowie Richiego. O Richim i jego całym ogromnym wkładzie w sprawę nikt nie usłyszał. Sidney i Erving zostali razem, otworzyli galerię sztuki, przestali naciągać ludzi. Irving wciąż spotyka się z synem, a jego żona spotyka się z poznanym politykiem.

Kanciarz na zawsze potaje kanciarzem. I kantownicy na końcu wszystkich okantowali. Koniec.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz