poniedziałek, 5 stycznia 2015

Wielkie oczy – Burton w formie!

Nareszcie chciałoby się rzec. Burton powrócił do formy. Jego ostanie filmy niestety nie zachwycały, a reżyser zdawał się zaczynać zjadać własny ogon odświeżając swoją animację z lat osiemdziesiątych Frankenweenie. W końcu wyrwał się ze współpracy wciąż z tymi samymi aktorami, choć nie można zaprzeczyć że duet Depp i Bonham Carter zagrali razem w jednych z lepszych filmów reżysera. Mroczne cienie z 2012 roku były filmem jedynie dobrym z jak zwykle fantazyjnie ucharakteryzowanym Johnnym i Heleną i ciekawą kreacją Ewy Green (która ostatnio jest już wszędzie powielając raz sprawdzone kreacje aktorskie), ale film ten nie zachwycał.

Miałam nadzieję po spadku formy Barton znowu nakręci coś w stylu Soku z żuka czy Edwarda Nożycorekiego. Na ekranach kin pojawiły się jednak  Wielkie oczy. Dziwne smutne duże nieproporcjonalnie wielkie oczęta sierotki spoglądają z filmowego plakatu. Burton nakręcił biografię.



To właściwie nieskomplikowana historia małżeństwa Keane. W trailerze otrzymujemy ogromny spoiler, z którego wiemy jak potoczą się kariery bohaterów (i każdy kto przed obejrzeniem zainteresował się malarstwem współczesnym lub zadał sobie dość trudu by wygooglować kim jest Margaret Keane i Walter Keane wiedział jak to się zakończy). Tajemnicą jednak nie jest, że czasami nie chodzi o to co, ale jak jest zrealizowane.

Nie ma w Wielkich oczach charakterystycznej dla stylu Burtona magii, ekscentryków, duchów, znamion baśniowości, jednak sam sposób wykreowania tej historii sprawia, że jest to obraz przerysowany, przekoloryzowany, nasycony intensywnymi ciepłymi barwami z ciemnymi punktami w tej historii jak na obrazach Keane.
W pierwszej scenie widzimy Margaret opuszczającą ładniutki kolorowy domek na przedmieściach, gdzie wszystkie trawniki są idealnie przystrzyżone, na ulicach nie ma samochodów i panuje sielska cisza. Malarka trafia do miasta, gdzie musi sobie radzić by utrzymać siebie i córkę. Poznaje Waltera Keana, który stanie się jej mężem, wsparciem jej artystycznych inspiracji, choć będzie to miało swoją cenę.

Wielkie oczy są znakomitym przedstawieniem jak działa współcześnie promowanie sztuki. Ludzie nie wiedzą, co im się podoba, trzeba im to powiedzieć. Kupują to, co się znajduje w Galerii sztuki i jest promowane w mediach.

Walter był znakomitym zdeterminowanym sprzedawcą, który potrafił wykorzystać nadążające się okazje, dla którego wszystko było na sprzedaż. Wywołał bójkę w barze, wzrosło zainteresowanie obrazami? Trzeba to podkręcić i zainscenizować kolejną kłótnię. W telewizji komentują jego obrazy? Trzeba udzielić wywiadu opowiadając smutną historię oglądania biedoty i smutnych dzieci po wojnie w Berlinie. Ludzie przychodzą tylko oglądać obrazy? Lepiej sprzedać 1000 reprodukcji po dolarze niż jedno oryginalne malowidło.
W opozycji do Waltera Margaret poświęcała się w całości malowaniu swoich smutnych oczu. Zapytana dlaczego maluje tak nieproporcjonalnie wielkie oczy odpowiedziała, że są one zwierciadłem duszy i maluje je duże by było je dobrze widać. Dlaczego małe dzieci? Bo centrum jej życia była córka, malowała osobę, która była jej najbliższa, na obrazy przelewała swój świat, bo sztuka musi wychodzić z wnętrza. W przeciwieństwie do Waltera nie miała odwagi, nie potrafiła promować siebie, rozmawiać z ludźmi, zachęcać, rozpościerać historii wokół obrazów. Kobieta, która dała się przytłoczyć dominującemu mężczyźnie.
Biografia, jak już nie raz wspomniałam nie jest łatwym materiałem (patrz Filmy biograficzne) i sztuką jest opowiedzenie spójnej historii „przeskakując” od jednych ważnych wydarzeń do kolejnych na przestrzeni lat. Trzeba było pokazać początki twórczości, ważniejsze, najbardziej rozpoznawane obrazy Keane, przechodząc do momentu sukcesu i na koniec do scen walki o swoje. W Wielkich oczach postawiono na narrację trzecioosobową reportera Dicka Nolana. To on opowiada całą historię dodając komentarz do poszczególnych wydarzeń, jak te, że niełatwo było kobietom zależnym od mężów w latach 60`70, jeszcze trudniej było być artystką. Podkreśla, że Margaret do wielkiego świadczenia wybrała lokalną rozgłośnię radiową, zamiast tak jak trzeba zgłosić się do ogólnokrajowej gazety, podkreślając tym samych charakter malarki. Dzięki temu nie jest tylko historia malarzy, a raczej dramat małżeński. To twórczość Keane, kolejne znane obrazy są zręcznie wplecione w dramat małżeński i relacje między bohaterami. 
Film jest pełen świetnych dialogów i scen: Margaret przychodząca do knajpy, w której wystawiane były jej obrazy z jednym z bardziej rozpoznawalnym płócien (dziewczyna w żółtym kubraczku) obserwuje rozemocjonowanego męża będącego w centrum zainteresowania, gady nadchodzi moment kiedy trzeba powiedzieć, kto jest artystą stoi sparaliżowana, a Walter zaczyna rozpościerać swój czar. Dodatkowo przez cały film przewija się charakterystyczny muzyczny motyw podkreślający charakter poszczególnych scen dodając swoistej lekkości całej historii.
Burton znakomicie wybrał aktorów do odegrania dwóch głównych postaci i to dzięki tym kreacjom film jest rewelacyjny.
Christoph Waltz (Walter Keane)  przynosi szczęście „znanym” reżyserom, którzy decydują się podstawić na niego i angażują go w swoich filmach do odgrywania postaci „specyficznych”, charyzmatycznych. W Django u Tarantino odegrał również w pewnym sensie przedsiębiorcę i w Wielkich oczach można odnaleźć podobieństwa do odegranej wcześniej przez niego roli. Postać Waltera niesamowicie dominowała otoczenie. Wcielenie kombinatora, wymyślającego niestworzone historie, hochsztaplera,  który nie tracąc nigdy rezonu. Szczytem popisu aktorskiego Waltza był w filmie cały końcowy proces w sądzie (świetne sceny, przesłuchiwanie samego siebie, opowiadanie historii dramatycznych ławie przysięgłych skończywszy na końcowym bólu ręki). Gdyby to miał być tylko dramat, rzetelna biografia uznałabym, że Waltz „przeszarżował” ale to film Burtona. Zakładam, że celowo miało to być przerysowane.
Natomiast jeśli Amy Adams (Margaret Keane) w tym roku nie sięgnie po statuetkę Globa czy Oscara bez cienia wątpliwości można stwierdzić, że i tak nastąpi to wkrótce. Znakomicie sprawdziła się w roli w opozycji to Waltza grając właściwie tylko spojrzeniem, ustępliwością, rysującą się na twarzy niepewnością, swoją postawą obrazując całkowite przytłoczenie, bezwolność by w  końcu pokazać swoją bohaterkę odmienioną na końcu historii.

Film do którego będę wracać, 9/10. Zdecydowanie warto. Dla wszystkich.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE

Po latach wykorzystywania Margaret w końcu opuszcza męża, gdy wściekły Walter po porażce na Wystawie światowej staje się agresywny. Margaret wyjeżdża wraz córką na Hawaje (do raju). Tam poznaje świadków Jehowy i zgodnie i ich ideologią postanawia, że w jej życiu nie może być kłamstwa. W lokalnej stacji radiowej Margaret ogłasza, że to ona jest autorką obrazów wielkie oczy. Pozywa Waltera. Na rozprawie sadowej dochodzi do kuriozalnych przesłuchań. Słowo Waltera przeciwko słowom Margaret. W końcu sędzia nie wytrzymuje i zarządza najprostsze rozwiązanie. Każe obojgu namalować obraz. Margaret spokojnie siada i pewna siebie zaczyna malować. Walter czeka na natchnienie, potem łapie go skurcz w ręce. Nie maluje ostatecznie nic. Nigdy już nic nie malował. Jak odkryła Margaret nawet jego widoczki z Paryża nie były jego autorstwa. Nie potrafił nawet rozróżnić akwareli od farb olejnych. Margaret wygrywa proces, oficjalnie potwierdzono, że to ona jest autorką. Walter już nigdy niczego nie namalował. Na ekranie pojawiają się prawdziwe zdjęcia Margaret i Waltera. Margaret żyje do dziś.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz