czwartek, 22 sierpnia 2013

Dary anioła: Miasto Kości książka a film. Modne ekranizacje powieści

Na ekrany kin trafiła kolejna ekranizacja książki dla nastolatek. Właściwie swoisty bum na przenoszenie na wielki ekran literatury młodzieżowej rozpoczęła Saga Zmierzch (razem z modą na wampiry) i Hollywood sięga po kolejne serie powieściowe. Jeden film to teraz za mało, o wiele lepszą inwestycją jest trylogia. Paradoksalnie moda na te serie książkowe powstaje w momencie powstania filmu i wznawia się książki z filmowymi okładkami, chociaż poszczególne tytuły funkcjonują na polskim rynku od kilku lat. Tak było z Igrzyskami śmierci (Druga część w kinach jesienią, cała trylogia książek już wydana) i Pięknymi istotami (kolejna trylogia). Do czego to doszło, żeby literatura (może i nie najwyższych lotów, ale jednak słowo pisane) sprzedawała się dzięki obrazkowej promocji? Seria Casandry Clare najprawdopodobniej nie sprzedawała się jakiś czas temu najlepiej i zalegała w Empikowych magazynach, skoro udało mi się ją nabyć w promocji 1+1 przy okazji uzupełniania mojej kolekcji książek True Blood. Ja o Darach Anioła usłyszałam właśnie dzięki temu, że kręcono film. Historia dystrybucji serii Czysta krew to przypadek, kiedy nie udało się w pełni wykorzystać medialnej reklamy i pokazuje, jak istotny jest moment popularności filmu. Moda na tę serię wybuchła w momencie pojawienia się serialu HBO, ale wtedy niestety tylko pierwsze 3 tomy były przetłumaczone na język polski i wydane. Oczywiście od razu je wznowiono z odpowiednią filmową okładką. Kolejne książki oczywiście się ukazywały, ale tłumaczenie niestety wydawcom zajmowało zbyt wiele czasu i fascynacja minęła (Identycznie było w przypadku Pamiętników Wampirów). Mogę się założyć, że najnowsze części nie osiągają takiego nakładu jakie miały te pierwsze, gdy wszyscy usłyszeli o Czystej Krwi. Pewnym jest też, że obecnie również dzięki HBO saga Pieśni i Lodu Ognia Georga R.R. Martina przeżywa swój renesans.
Ekranizacje bywają bardzo dokładne i takie, które w zasadzie niewiele mają wspólnego z pierwowzorem. Czysta krew jest już właściwie zupełnie odrębnym fabularnym tworem, Gra o tron stara się być wierna powieściom, ale jest to przypadek, kiedy producenci ściśle współpracują z autorem i wszelkie zmiany fabularne są przez niego akceptowane (Podobna współpraca miała miejsce przy okazji kolejnych ekranizacji Harrego Pottera. Konsultowano się z Rowling). Zmierzch został bardzo wiernie zekranizowany (fabuły tam było tak mało, że w filmie się wszystko zmieściło). Igrzyska śmierci przeniesiono na duży ekran w miarę wiernie. Natomiast Piękne istoty i Dary anioła: Miasto kości to serie, gdzie pozwolono sobie na wprowadzenie kilku zmian. Niestety dla osób, które przeczytały tylko pierwszą część książki i udały się do kina, do ekranizacji wprowadzono, jak się domyślam, wątki, które pewnie pojawiają się w kolejnych częściach.



Dla osób, które ani nie widziały filmu, ani nie czytały książki: 
SPOILER ALERT
dalej zdradzam istotne fabularne szczegóły.

Film Dary anioła: Miasto kości ogląda się całkiem nieźle. Fabuła gna właściwie do przodu, a bohaterowie nie mają nawet chwili by odetchnąć. Niestety postaci drugoplanowe nie miały czasu by się odpowiednio zaprezentować. Wnioski Clary co do uczuć Aleca wobec Jace`a są właściwie bezpodstawne, ponieważ Alec wypowiada w sumie niewiele kwestii poza jedną istotną sceną, którą w  miarę wiernie przeniesiono na ekran (Gdy Clary mówi Alecowi, że wie, że on kocha Jace`a, tylko właściwie w filmowej wersji trudno doszukać się takich spostrzeżeń i zachowania Aleca). Podobnie niestety jest z Isabelle, która w filmie stała się tylko twardą laską z miotaczem ognia. Niestety nie wydała mi się ona pożądaną przez wszystkich kobietą i pominięto wątek, w którym Simon się za nią ugania. Kosztem Aleca i Isabelle natomiast o wiele więcej czasu poświęcono Simonowi i oczywiście głównym bohaterom tj. Clarie i Jace`owi. Akurat w tym przypadku w pełni się zgadzam z wyborem castingowym i Jamie Campbell Bower jest dla mnie idealnym Jace`m. Jego twarz i zachowanie w tym filmie sprawiają, że rzeczywiście wydaje się być nie z tej ziemi. Nawet moja awersja do Lily Collins (jestem ogromną antyfanką jej brwi i niestety we wszystkich filmach, w których ona występuje raz na kilkanaście minut seansu myślę o tym, czemu ona musi mieć takie brwi) nie przeszkadzała mi w śledzeniu losów jej postaci. Jeśli by porównywać tę nastoletnią „romansowa” parę z kreacjami Pattinsona i Stewart ze Zmierzchu, to z całą pewnością Bower i Collins grają lepiej). Do roli Valentina niestety nie pasował mi Jonathan Rhys Mayers (Dynastia Tudorów, Inkarnacja) jako aktor wyglądający zbyt młodo jak na ojca nastolatki, a już zwłaszcza na ojca kogoś takiego jak Jace (Mayes ma 36 lat a Bower 24). Dla mnie on wciąż może grać role amantów. Lena Headey lepiej pasowała do roli matki, ale nie miała zbyt wiele kwestii do wypowiedzenia.


Książka zawierała liczne wydarzenia i właściwie nie powinno dziwić, że nie wszystko udało się umieścić w dwugodzinnym filmie. Z ważniejszych różnic pomiędzy książką a filmem:


  •  Z płynnych, mniejszych różnic pomiędzy książką a filmem należy wyróżnić fakt, iż pozamieniano powody i sposób w jaki bohaterowie znajdowali się w kolejnych miejscach, np. Clarie upada chora dopiero jak wszyscy bezpiecznie zjawiają się w instytucie. Pierwotnie Jace ją tam zabiera właśnie dlatego, że zagrażała jej śmierć zaraz po potyczce z potworem w jej domu.
  • Imię Valentina pada z ust matki Clarie i od razu informuje ona córkę, czego szukają w ich domu demony przez telefon (w książce Clarie dowiaduje się tego stopniowo. ANjpierw podsłuchuje rozmowę Jace`a z demonem z klubu).
  • Pominięto wątek portalu w domu Dorothey. W książce Clarie przez portal przemieściła się do domu Luka. W filmie demon zwyczajnie opętał czarownice i czekał na Łowców.
  • Simmon na przyjęciu u Bane`a w książce przypadkiem pije napój zamieniający go w szczura i zostaje zabrany przez wampiry do ich gniazda również przez przypadek. Za to w filmie celowo dolano mu czegoś do napoju i porwano w celu zwabienia Nocnych Łowców i zdobycia kielicha. Właściwie tę zmianę zaliczam na plus, ponieważ cała walka z wampirami w filmie miała jakiś sens, a w książce była to dodatkowa przygoda spowodowana gapiostwem Simmona.
  • Przy okazji ucieczki z gniazda wampirów nie było niestety jazdy na latającym motorze, również nie zindywidualizowano żadnego z wampirów (w książce przed wejściem Clarie i Jace rozmawiali z ich dowódcą).
  • Cała finałowa scena w Instytucie została zmieniona i skrócona. W książce Jace rozpoznał Velentina jako swojego ojca i odszedł z nim przez portal do miejsca gdzie się ukrywał Valentine (jakiś zamek). Clarie była świadkiem tej sceny, ale odgrodzona barierą przez Hodge`a nie mogła nic zrobić. Hodge uciekł z instytutu a Luke go gonił. Clarie odnalazła Jace`a po tym jak poznała całą historię swoich rodziców i dopiero wtedy doszło do finałowej walki, z której Valentine uchodzi cało.  W filmie wszystko to skrócono do scen w Instytucie, dodano wezwanie demonów do Instytutu, by reszta grupy miała z kim walczyć.Generalnie najwięcej zmian wprowadzono własnie w końcowej części filmu, kondensując wydarzenia z końca książki.
  • W książce Clarie wcale nie wkładała i wyciągała kielicha w kartę. Jak już go raz wyciągnęła to pozostał on w tej postaci.
  • Najprawdopodobniej uprzedzono fakty, i w rozmowie Valentina z Hodgem pada zdanie, by Valentine skłamał, że są rodzeństwem. Kończąc pierwszą część książki czytelnicy pozostają w przekonaniu, że Clarie i Jace są bratem i siostrą.
  • Wyprzedzono również wątek „Inności” Simona. W książce pozostaje on zwyczajnym chłopakiem, w filmie zasugerowano, że został ugryziony przez wampira, poprawił mu się wzrok, czyli będzie z nim później coś nie tak.
  • Motyw Bacha jako Nocnego łowcy i muzyki, która drażni demony został dodany (nie wiem po co?)
  • Pominięto całą historię Luka, tego jak stał się wilkołakiem, oraz nie wyjaśniono dokładniej jak działa instytucja Clave, nie ma ani jednego słowa o rodzicach Aleca i isabelle.
  • Dodano „specjalne” moce Clarie, w książce nie potrafiła używać run, które by powstrzymywały demony, pewnie pojawia się to w kolejnych powieściach.
  • To nie Bane w książce powiedział Clarie, że to nie żołnierz jest jej ojcem, w książce całą prawdę Clarie opowiada Luke.
  • Motyw portalu w Instytucie również został zmieniony. W książce nikt o nim nie wiedział aż do finałowej sceny kiedy Hodge wzywa Valentina.



I prawdopodobnie jeszcze wiele, wiele innych, ale minęło trochę czasu odkąd przeczytałam książkę. Film to niezłe kino fantasy z demonami, wampirami i wilkołakami. Uważam, że całkiem dobrze zagrane i zawiera sporo zabawnych kwestii, które rozładowują powagę wydarzeń. Simon wzbudza sympatię, a Jace jest boski, czyli taki jaki powinien być. To typowe kino dla nastolatek, i niestety mnie już nie ruszają takie książki i filmy. (Fascynacja i mania podobna do Zmierzchu widać trafia się tylko raz…). Daję 7/10 za grę aktorską (oczywiście jak na ich możliwości i w porównaniu z innymi „nastoletnimi” ekranizacjami) i w sumie dobrą ekranizację książki (jest sporo różnic, ale generalnie całkiem sprawnie przeniesiono tę historię na ekran) i dlatego, że lubię generalnie takie filmy. Dla fanów zmierzchowej estetyki film powinien być ok. Jeśliby porównywać do nowszych produkcji, to na pewno lepsze od Intruza, czyli najnowszej ekranizacji wg. powieści Mayer.


Niestety gdzieś czytałam, że film ten nie odniósł spektakularnego sukcesu, jaki zakładano ekranizując kolejny cykl młodzieżowy. Kolejne części stoją pod znakiem zapytania, a mimo wszystko szkoda...(Do dziś nie mogę przeżyć, że nie nakręcono kontynuacji Złotego kompasu...)

Edit 24.10.13: Producenci jednak zdecydowali się (mimo klapy finansowej Miasta kości, zwalając kiepskie wyniki  na nieudaną akcję marketingową) nakręcić kontynuację Dary Anioła i Miasto Popiołów powstanie. Wstępna data premiery: sierpień 2014

niedziela, 11 sierpnia 2013

Wielki Gatsby – i cały ten blichtr…

Kolejna ekranizacja wielkiej powieści Francica Scotta Fitzgeralda Wielki Gatsby (W wersji z 1970 roku grał Robert Redford i Mia Farrow, według scenariusza Copolli). Wypadałoby znać pierwowzór i domyślam się, że amerykanom ta powieść jest doskonale znana, mnie jednak przyszło obejrzeć tę najnowsza wersję bez znajomości powieści. Od czego jednak jest kino?Oceniam Wielkiego Gadsby`ego jedynie w kontekście tego, co zobaczyłam na ekranie w wersji Luhrmanna. Postać reżysera w tym przypadku jest o tyle istotna, gdyż po zapoznaniu się z jego wcześniejszymi filmami (Romeo i Julia, Australia, Moulin Rouge), a zwłaszcza znając Moulin Rouge można się przygotować na sposób przedstawiania i specyficzną estetykę filmów tego reżysera. Zresztą powraca nie tylko do szaleństwa kolorów i przepychu w swoim najnowszym filmie, ale również ponownie na planie pojawił się Leonardo Di Caprio (Romeo i Julia).
Przyjmując zatem, że miało być kolorowo, miał na ekranie panować luksus, przepych, alkohol, tańce, a momentami obraz na ekranie miał dryfować na granicy kiczu przypominając kalejdoskopowy karnawał w Wielkim Gatsby`m otrzymałam wszystko to, czego się spodziewałam. To nie miał być prawdziwy Nowy Jork roku 1922, to była raczej idylliczna wizja tego miasta tamtych czasów. Sama historia przedstawiona w filmie ani nie jest zbyt skomplikowana, ani oryginalna. Jednak nie o oryginalność historii chodzi w tej tym filmie, raczej o specyficzną estetykę i samą postać Gatsby`ego znakomicie zagraną przez DiCaprio. Młody człowiek, Nick Carraway (Tobey Maguire) z aspiracjami do bycia pisarzem, choć otrzymał pracę jako makler giełdowy, przybywa do Nowego Jorku w roku 1922. Zamieszkał w niewielkim domku, a jego sąsiadem okazał się być tajemniczy milioner. Pan Gatsby (Leonadro DiCaprio) w każdy weekend wydaje przyjęcia, na które nie trzeba mieć zaproszenia, mówi się, że jest spadkobiercą wschodniej fortuny, że zabił człowieka i wiele, wiele innych plotek, choć mało kto może powiedzieć, że poznał Gatsby`ego osobiście. Na samym początku filmu Luhrmann buduje aurę tajemniczości wokół postaci milionera, a gdy już wraz z bohaterem go spotykamy robi on ogromne wrażenie i przez resztę snutej historii wraz z Nickiem, starającym się dostrzegać w ludziach to, co najlepsze, będziemy się zastanawiać kim tak naprawdę jest Jay Gatsby, czego chce, dlaczego wydaje te przyjęcia? Postać jaką wykreował w tym filmie Leo jest momentami pewnym siebie biznesmenem, zdenerwowanym mężczyzną zachowującym się jak mały chłopiec, wizjonerem wierzącym w swoje wielkie marzenie. Na jego twarzy malowało się zaniepokojenie, konsternacja i szaleństwo. Człowiek, który nie potrafi przyjąć zwykłej przyjacielskiej przysługi, który zwyczajne spotkanie na herbatę zamienia w ogromne przedsięwzięcie wymagające oprawy składającej się z setek kwiatów. Gatsby był Jamesem Gatzem, który gonił za marzeniem, za lepszą, bogatszą wersją siebie, niepotrafiącym przyjąć do wiadomości faktu, że nie można powtórzyć przeszłości.
Moim zdaniem z pewnością jest to kwestia czasu nim Leonardo dostanie w końcu zasłużonego Oscara (jego partnerce Kate Winslet z Tytanica udało się to już w 2009 roku za film Lektor, Leo jeszcze nie trafił na odpowiednią rolę). Pozostali aktorzy również dali popis umiejętności aktorskich. Carey Mugillan grająca rolę Daisy momentami grała teatralnie, jakby niektóre sceny polegały miały polegać jedynie na umowności przekazy, a i Joel Edgerton grający Toma Buchama potrafił stworzyć postać nieustępliwego męża z charakterem. Jedynie Tobey niczym mnie nie zaskoczył. Ponownie zagrał naiwnego chłopaka, a na jego twarzy w zestawieniu kreacji Leo zabrakło szerszego wachlarza emocji.
Jest to film, dla osób lubiących zabawę obrazem, estetyką i muzyką, ceniących aspekt wizualny filmu, choć w tym przypadku również warto obejrzeć film dla samego Leonardo DiCaprio. U mnie mocne 7, dobry, ale mną nie wstrząsnął. 
(z podobnych filmów,  które wywołują różnorakie opinie, zahaczająca o kicz i przepych: Wspaniała, teatralna Anna Karenina).

SPOILER-ZAKOŃCZENIE

Gatsby namawia Daisy, by wyznała w końcu mężowi, że nigdy go nie kochała. W końcu gdy dochodzi do tego mementu Daisy nie potrafi zaprzeczyć, że kiedyś kochała Toma. Gatsby wyprowadzony z równowagi prawie doprowadza do bójki z Tomem. Przerażona jego zachowaniem Daisy nie chce już słychać Gadsby`ego. Daisy i Gadsby wychodzą z pokoju, w którym cale towarzystwo (Tom, Nick, Jorda, Daisy i Gatsby) rozmawiali. Daisy i Gatsby wracali żółtym samochodem. Przejeżdżali koło warsztatu samochodowego. Gdy zobaczyła ten samochód kochanka Toma Myrtle, która kłóciła się z mężem, ponieważ podejrzewał ją o to, że żona go zdradza, Myrtle wybiega na ulice. Zostaje potracona przez złoty samochód i ginie na miejscu. Wracający później tą drogą Tom, Nick i Jordan dowiadują się o wypadku. Tom mówi mężowi zmarłej, że był to samochód Gadsby`ego. Tak naprawdę samochód wtedy prowadziła Daisy, co wyznaje Nickowi później przed domem Buchananów Gadsby. Następnego dnia Gadsby czeka na telefon od Daisy, wierząc, że wszystko sobie poukłada i postanowi do niego wrócić. Nick poszedł pod dom Daisy i zobaczył, że kobieta dała się przekonać Tomowi i postanawiają wyjechać. Następnego ranka Gadsby wciąż wierząc w uczucie Daisy czeka na jej telefon. Zrozpaczony mąż Myrtle strzela Gadsby`emu w plecy i popełnia samobójstwo. W dniu pogrzebu Gadsby`ego nikt z ludzi, którzy odwiedzali jego dom się nie pojawił. Był tam tylko Nick. Daisy również nie przyszła. Zgodziła się wyjechać z Tomem. Gadsby żył tylko marzeniem, nieuchwytnym zielonym światłem i wyobrażeniem dawnego uczucia Daisy. An koniec pozostał mu tylko Nick. Koniec.

sobota, 10 sierpnia 2013

Sęp – kryminalne intrygi w polskim wydaniu. Polskie produkcje ostatnich miesięcy

Bardzo rzadko zdarza mi się „popełnić” tekst dotyczący kina polskiego. Zakładka poświęcona naszej rodzimej produkcji na górze strony jest niezwykle uboga, a jest wynikiem kilku podstawowych faktów. Niestety polskie komedie są tak złe (przynajmniej te z ostatnich pięciu, sześciu lat. Można jedynie obserwować równię pochyłą w tym temacie), że po ich obejrzeniu nasuwa się jedynie refleksja nad tym jak nisko upadają polscy aktorzy. 

Dochodzę też do wniosku, że scenarzyści tychże produkcji uważają za zabawne jedynie upijanie się do nieprzytomności i zabawy w mylenie pokoi w hotelach. Ponadto podstawową atrakcją takich filmów muszą być nagie piersi celebrytek. Kac Wawa była „ponoć” tak zła, że nawet nie poświęciłam mego czasu na sprawdzenie tego na własne oczy, ale skoro film rok po premierze kinowej trafia jako premiera do ogólnodostępnej telewizji (Na Polsacie ma niedługo być emitowany), to chyba nikt nie chciał zapłacić za obejrzenie tego filmu. Lekka komedia romantyczna Podejrzani zakochani, w której trailerze obiecywano perypetie rodem z Masz wiadomość okazała się kolejną wariacją na temat To nie tak jak myślisz kotku. Last minute, które miały być chyba komedią familijną o perypetiach wakacyjnych polskiej rodziny w Egipcie okazały się zlepkiem niepowiązanych ze sobą scen, gdzie akcja pędzi przerywana ładnymi wklejonymi widoczkami, a potencjał komiczny wakacyjnych sytuacji jest zupełnie niewykorzystany. W filmie wymyślono chyba motyw zaginionego bagażu, by zaoszczędzić na kostiumach, a scena występu nastolatki jest nakręcona tak sztucznie, że nie trzeba się nawet specjalnie przyglądać, by zauważyć jak nieudolnie jest wmontowany playback.

Oczywiście nie samymi komediami człowiek żyje i przyznać trzeba, że owszem potrafimy kręcić niezłe, a nawet całkiem dobre filmy, ale jest to kino „festiwalowe”, historyczne, kontrowersyjne, wymagające, w najlepszym wypadku dołująco-społeczne (a mam tu na myśli produkcje typu Róża, Pokłosie, Obława, Yuma czy nawet nieco „lżejsze” Big Love). Ileż można oglądać kolejne „społeczne” filmy typu Bejbi Blues (będące wynikiem Galerianek?), a nawet podjęcie tematu jakim jest wyzysk pracowników supermarketów z Dnia kobiet jest tak przejaskrawione i zbanalizowane oraz jednocześnie fabularnie potraktowane skrótowo, że po obejrzeniu takiego filmu dochodzę do wniosku, że owszem słyszało się to takich rzeczach przed paru laty na temat jednej z sieciówek, ale film mną nie wstrząsnął, nie, nie było to nic ciekawego. Natomiast Drogówka Smarzowskiego (którego fanką nie jestem, może i dlatego film oceniany tak pozytywnie nie przypadł mi do gustu) owszem pokazuje nasz polski świat z tego najgorszego punktu widzenia tj. korupcja, bezwzględność, bieda, układy, bezsilność w obliczu niesprawnego systemu i przy okazji również nieco nagiego ciała i prostytutek udało się upchnąć na ekranie oraz eksperymenty montażowe, stosowane na szeroką skalę jako formę narracji w postaci filmików kręconych za pomocą komórek. Wiem, miało chodzić o realizm, ale to nie dla mnie. W każdym razie wymienionych tu produkcji z całą pewnością nie można uznać za "rozrywkowe".

Kino gatunkowe i tym samym schematyczne, które jednocześnie uznać można za dobre pod względem realizacji zasad gatunku, zaklasyfikowane jako komedia, sensacja, kryminał zdarza się u nas niezwykle rzadko (na myśl przychodzi mi jedynie dobre Uwikłanie, chociaż kto wie, może zniechęcona za mało polskich filmów oglądam…). Dlatego pozytywnym zaskoczeniem był da mnie Sęp.

Równanie nieśmiertelności? Co to ma do idei filmu? Już bardziej chwytliwe by było  "Zagadka porwanych kryminalistów"


Słyszałam o tym filmie sprzeczne opinie. Jedni mówili, że marny, słaby, inni, że pomimo kilku niedociągnięć całkiem dobry. Ja przychylam się do opinii tych drugich, ponieważ Sępa ogląda się pomimo właśnie kilku banalnych i przewidywalnych rozwiązań bardzo dobrze. Na początku zarysowano wciągającą intrygę. Jakaś organizacja pomaga w ucieczce z więzienia jednym z najgorszych przestępców schwytanych w Polsce. Gdy dochodzi do spektakularnego porwania kryminalisty z sali sądowej śledztwo zostaje powierzone najlepszym ludziom z wydziału wewnętrznego. Jednym z nich jest Aleksander Wolin zwany Sępem. Całość intrygi jest poprowadzona całkiem sprawnie. Motywacje przestępców intrygują i wraz z bohaterem naprawdę chcemy się dowiedzieć, dlaczego to robią. Dla pieniędzy? By im pomóc? Czy są opłacani, czy przestępcy są rekrutowani dla celów jakiejś organizacji? Moim zdaniem bardzo udane są sceny śledztwa, zbieranie materiałów, rozpisywanie wszystkich tropów na tablicy, sprawdzanie rodzin przestępców, przyklejanie zdjęć podejrzanych w biurze rodem z dobrego amerykańskiego serialu kryminalnego (no może poza faktem, że Sęp rozpisuje sobie to w tak staromodny sposób jakim jest zwykła tablica i kreda…). Wszystkie części łamigłówki sprawy nabierają sensu i na ogromny plus zaliczam fakt, iż nie od samego początku rozwiązanie jest oczywiste. Niestety cały wątek „romansowy” jedynie psuje ten film. Postać grana przez niestety niewybitną Przybyszewską, która nie dość,że miała przeszczep serca, to jest mistrzynią Kick-boxsingu, ponadto prowadzi zajęcia z walki dla policjantów, i jeszcze ma chorego na serce syna, którego bliźniakiem genetycznym jest Woliński? Nie potrzeba na siłę wymyślać dodatkowych „powiązań”, by zyskać dodatkowe sceny, w których mogłaby pojawić się atrakcyjna aktorka (średnio co 20 minut bohaterowie mijają bilbord reklamujący fundację z jej podobizną). Dla mnie w zupełności wystarczyłoby, gdyby bohaterowie poznali się w szpitalu przy okazji transfuzji krwi i byłoby to o wiele bardziej wiarygodne i „naturalne” niż te wszystkie niepotrzebne powiązania. Właściwie poza Przybyszewską w Sępie mamy nawet udane występy wszystkich innych znanych nam twarzy. 
Żebrowskiego dawno nie widziałam na ekranie i dobrze było sobie przypomnieć, że całkiem niezły z niego aktor (w Sępie nie dość, że świetny śledczy, dobry policjant, to jednocześnie oczytany), wciąż wszechobecny Małaszyński nie przeszkadza, Fronczewski jak zwykle nie zwodzi i irytacja oraz złość w jego wykonaniu są dla mnie przekonywujące. Nawet Olbrychski się nieco u mnie zrehabilitował po degradującym jak dla mnie występie w Klanie. Tak poza tym reszta obsady jest doskonale znana z seriali, a nawet Dereszowska ma małą rólkę a i kryminaliści stanowią ciekawe zindywidualizowane postaci. Końcowe rozwiązanie intrygi było bardzo dobre poza niestety jednym faktem. Gdyby nie ostatnie poczynania bohatera dałabym temu filmowi mocne 7, a nawet zastanawiałabym się nad 8 (mimo moim zdaniem słabego wątku romansowego), ale niestety zakończenie zmarnowało ten potencjał i daję zawyżone 7, ponieważ jak na ostatnio przeze mnie obejrzane polskie filmy, akurat ten mnie nie rozczarował i nie oglądałam go z zegarkiem w ręku.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE

Okazuje się, ze Bożek współpracuje z całą grupa oraz z lekarzem ze szpitala. Porywają kryminalistów i wycinają im narządy, które potem są wykorzystywane w ramach fundacji, którą reklamuje Natasza. Gdy już narządy zostają pobrane pozbywają się kryminalistów (prowokują do wzajemnego zabicia aby zmylić trop policji). Zabijali i wrabiali przestępców, którzy przed laty zabili narzeczona lekarza. O wszystkim dowiaduje się Sęp. Zostaje złapany, grupa daje mu wybór, albo jest z nimi albo przeciwko nim. Sęp w domu pisze na swojej tablicy, że to niczyja wina i ze zgoda na pobranie narządów jest w kieszeni marynarki. Coś sobie wstrzykuje i dzwoni na pogotowie. Syn Nataszy miał przeszczep serca. Na pogrzebie Robaczewskiego (zginał w wyniku wypadku podczas śledzenia ciężarówki) Generał mówi, ze chce przejść na emeryturę i proponuje swoje stanowisko Bożkowi. Generał wspomina, że Natasza nie wierzy w samobójstwo Wolińskiego. Koniec. Gdyby nie to marne zakończenie- samobójstwo film byłby naprawdę dobry. Wystarczyłoby, że by śmiertelnie ranili Sępa podczas spotkania w biurze fundacji i trafiłby on do szpitala. Słabe było, że od początku było wiadomo, że ważny jest motyw bliźniaka genetycznego, ale wołałabym, gdyby rozwiązano to jakoś logiczniej. Sęp dowiaduje się o „misji” byłych policjantów/ żołnierzy sumienie nie pozwala mu ich wydąć, a ten wybiera śmierć?