Oto
i nowy film Martina Scorsese znanego z filmów gdzie paść muszą strzały, trup
ścielić się powinien seriami i prawdziwy twardziel powinien mówić Are you
talkin`me. Cóż o ile wcześniejszy film Scorsese, czyli Hugo i jego wynalazek (który do Oscara co prawda był nominowany dwa
lata temu w najważniejszych kategoriach, ale zgarnął 5 statuetek w kategoriach
„technicznych”) nieco wyłamywał się ze „stylu” tego reżysera, to Wilk z Wall Street jest dokładnie tym,
czego można było się spodziewać po reżyserze Taksówkarza czy Infiltracji.
Główny
bohater filmu Jordan Belfort (Leonardo Di Caprio) bez cienia zawstydzenia, z
brutalną szczerością przedstawia nam swoją historię. A jest to historia Wilka,
Robin Hooda z Wall Street (jak określił go magazyn Forbes), który zabierał bogatym i chował do własnej kieszeni, wciąż
pragnąc więcej, nie ograniczał się do „zwykłych” przyjemności i sypiał z
dziwkami, ćpał bez ograniczeń (Lumeny! - tabletki zakazane , ale za to dające "odjazd") i nie przyjmował słowa "nie" jako odpowiedź. Jordana uwielbiali jego współpracownicy, klienci mu
ufali, to był człowiek z charyzmą i potrafił sprzedać wszystko, nawet długopis.
Świetna scena w barze i potem jej kontynuacja pod koniec.
- Sprzedaj mi ten długopis.
- Brad pokaż mu jak sprzedać ten długopis.
- Stary zapisz mi to.
- nie mam nic do pisania
- Chcesz kupić długopis?
- Najważniejsze to wytworzyć potrzebę kupna.
- Wszyscy ludzie są chciwi
- No może poza buddystami i Amiszami.
Najważniejszy w tym filmie jest „środek”. Teoretyczne w filmie tym wykorzystanych schemat od zera do miliardera, ale to nie sposób dochodzenia do bogactwa, wyrzuty sumienia związane ze wszystkimi „szemranymi” elementami życia na Wall Street jest tu istotny. Nie dowiadujemy się jak Jordan nauczył się być Wilkiem. Właściwie można by powiedzieć, że początek filmu, młodość Jordana jest tu potraktowana zbyt pobieżnie i nie ma tu pogłębionej psychologii (jeśli ktoś taki jak Jordan mógłby mieć „głębszą psychologię”). Młody człowiek bez mrugnięcia okiem wysłuchuje jednej lekcji swego guru polegającej głównie na wybijaniu rytmu uderzeniami w pierś niczym Indianin i prostej zasadzie „namawiaj klientów by inwestowali dalej, nieważne w co, nie ważne czy oni zarobią, to ty zarabiasz na każdej transakcji prowizję” wszystko to jest takie ulotne takie fizzzy… (Właściwie świetne kilka minut Matthew McConaughey`a i jednak powinnam dać mu chyba szansę i obejrzeć jego nowsze filmy, bo mnie wciąż kojarzył się z romcomowym amantem). Jordan przyjął sposób życia na Wall Street takim jakim ono było, trzeba sprzedawać, sprzedawać a żeby sprzedawać trzeba ćpać. Śledzimy jego losy właściwie już w momencie, kiedy siedział w nim ten Wilk i kiedy wilk zaczyna się sycić rozpoczyna się najlepsza cześć filmu. Jordan sprzedawał, uczył tego innych, sprzedawał więcej i ćpał, chodził na dziwki, sprzedawał i dalej ćpał i stawał się coraz bardziej bogaty i nie miał dość. Wszystko to zostało przedstawione i zagrane w taki sposób, że choć teoretycznie nie powinno to śmieszyć, gdyż bohaterowie są śmiertelnie poważni podczas debaty na temat rzucania karłami, czy faktu że żona Donnie jest jego kuzynką, ale jest to zabawne (tak nawet scena czołgania się i turlania po schodach).
Świetna scena w barze i potem jej kontynuacja pod koniec.
- Sprzedaj mi ten długopis.
- Brad pokaż mu jak sprzedać ten długopis.
- Stary zapisz mi to.
- nie mam nic do pisania
- Chcesz kupić długopis?
- Najważniejsze to wytworzyć potrzebę kupna.
- Wszyscy ludzie są chciwi
- No może poza buddystami i Amiszami.
Najważniejszy w tym filmie jest „środek”. Teoretyczne w filmie tym wykorzystanych schemat od zera do miliardera, ale to nie sposób dochodzenia do bogactwa, wyrzuty sumienia związane ze wszystkimi „szemranymi” elementami życia na Wall Street jest tu istotny. Nie dowiadujemy się jak Jordan nauczył się być Wilkiem. Właściwie można by powiedzieć, że początek filmu, młodość Jordana jest tu potraktowana zbyt pobieżnie i nie ma tu pogłębionej psychologii (jeśli ktoś taki jak Jordan mógłby mieć „głębszą psychologię”). Młody człowiek bez mrugnięcia okiem wysłuchuje jednej lekcji swego guru polegającej głównie na wybijaniu rytmu uderzeniami w pierś niczym Indianin i prostej zasadzie „namawiaj klientów by inwestowali dalej, nieważne w co, nie ważne czy oni zarobią, to ty zarabiasz na każdej transakcji prowizję” wszystko to jest takie ulotne takie fizzzy… (Właściwie świetne kilka minut Matthew McConaughey`a i jednak powinnam dać mu chyba szansę i obejrzeć jego nowsze filmy, bo mnie wciąż kojarzył się z romcomowym amantem). Jordan przyjął sposób życia na Wall Street takim jakim ono było, trzeba sprzedawać, sprzedawać a żeby sprzedawać trzeba ćpać. Śledzimy jego losy właściwie już w momencie, kiedy siedział w nim ten Wilk i kiedy wilk zaczyna się sycić rozpoczyna się najlepsza cześć filmu. Jordan sprzedawał, uczył tego innych, sprzedawał więcej i ćpał, chodził na dziwki, sprzedawał i dalej ćpał i stawał się coraz bardziej bogaty i nie miał dość. Wszystko to zostało przedstawione i zagrane w taki sposób, że choć teoretycznie nie powinno to śmieszyć, gdyż bohaterowie są śmiertelnie poważni podczas debaty na temat rzucania karłami, czy faktu że żona Donnie jest jego kuzynką, ale jest to zabawne (tak nawet scena czołgania się i turlania po schodach).
Jeśli
Leonardo DiCaprio miał by w końcu dostać Oscara (to taki paradoks, tak
rozpoznawalny aktor, który zagrał w tylu dobrych filmach nie ma statuetki? Obok
Johnny`ego Deppa jest to jeden z aktorów, który prędzej czy później musi go
dostać. Tylko, że tym razem mam nadzieję, ze dla Leo nastał moment „prędzej”),
to powinna to być właśnie ta rola. Cały czas ekranowy DiCaprio daje popis
swoich umiejętności aktorskich i widać jaki jednak ten chłopak z Titanica ma warsztat. Począwszy od sceny
pierwszej sprzedaży śmieciowych akcji, poprzez demonstrowanie techniki
sprzedaży kolegom, kłótnie z żoną, noc z prostytutką sadomaso, odgrywanie scen
na haju, skończywszy na chłodnej biznesmena minie i próbie przekupienia agenta
federalnego.
Scena
za sceną są coraz lepsze a oprócz genialnego Leo na ekranie możemy również
oglądać popis Jonah Hilla w roli drugoplanowej. Trochę nie rozumiem sposobu
prowadzenia kariery tego aktora. Po dobrym występie w Moneyball (nominacja do Oscara) znowu zagrał w dwóch może nie
marnych, ale jednak głupkowatych komediach (Straż
sąsiedzka, 21 Jump Street) by powrócić (nieco znowu cięższym dosłownie) w
takiej roli w Wilku z Wall Street.
Świetnie partneruje Leo na ekranie, kilka świetnych scen (przekazanie walizki
pod sklepem).
Co
ciekawe na ekranie możemy zobaczyć jednego zdobywcę statuetki Oscara i to za rolę
pierwszoplanową! Niestety Jean Dujardin (Oscar za Artystę w 2011) po zdobyciu nagrody zagrał w bardzo marnej komedii Niewierni a i w tym filmie niespecjalnie
zachwyca (chociaż mogę przyznać, ze niewielka rola jaką gra może nie dała mu
takich możliwości) Jednak w zestawieniu Jeana i Leo zachodzę w głowę jak to
możliwe, że to nie Jean ma statuetkę w tej obsadzie? Trzymam kciuki i jak na
razie to Leo jest moim najmocniejszym tegorocznym kandydatem (jeśli porównywać
rolę Hanksa w Kapitanie Philipsie to
Leo Bije Toma na głowę).
Niestety
film jest dosyć przydługi i zmagania końcowe Jordana „Wolfiego’” można było
nieco skrócić. Nie zmienia to jednak faktu, że dla tych popisów Leo chętnie obejrzę
ten film jeszcze raz. 9/10 głównie za aktorską grę.
SPOILER
ZAKOŃCZENIE
Po kilku próbach wymigania się Jordan musi iść na współpracę
z FBI. Wydaje wszystkich swoich współpracowników. Żona mówi mu, ze już go nie
kocha i chce rozwodu. Dostaje wyrok tylko 3 lat więzienia. Na wolności prowadzi
seminaria z technik sprzedaży
–Sprzedaj mi ten
długopis.
[Edit 17.01.2014: Leonadro Di Caprio został nominowany do Oscara za rolę w Wilku z Wall Street, trzymam kciuki!] Film nominowany do Oscara w 5 kategoriach: Najlepszy film, najlepszy reżyser: Martin Scorsese, najlepszy scenariusz adoptowany, najlepszy aktor pierwszoplanowy: Leonardo Di Caprio, najlepszy aktor drugoplanowy: Jonah Hill.
[Edit 17.01.2014: Leonadro Di Caprio został nominowany do Oscara za rolę w Wilku z Wall Street, trzymam kciuki!] Film nominowany do Oscara w 5 kategoriach: Najlepszy film, najlepszy reżyser: Martin Scorsese, najlepszy scenariusz adoptowany, najlepszy aktor pierwszoplanowy: Leonardo Di Caprio, najlepszy aktor drugoplanowy: Jonah Hill.
Jeden z trzech najlepszych filmów jakie widziałam. Nic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuńU mnie również filmowo. Zapraszam!
do jakiej muzyki wybija rytm Matthew McConaughey?
OdpowiedzUsuńTrudno powiedzieć...
OdpowiedzUsuńDiCaprio nie niedawna za bardzo nie trawiłem, lecz kibicuje mu, jeśli chodzi o Oscary. Aktor dostał nominację, a szanse ma bardzo duże. Dał z siebie bardzo dużo w tej roli. Szalenie przekonująca postać. Ja bym kupił ten długopis od niego. Jean Dujardin zagrał spoko. Taki uśmiechnięty typowy bankier. :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za DiCaprio bardzo, bardzo mocno! Nie dlatego, że mu się należy w ogóle, ale dlatego, że mu się należy za tę konkretną rolę.
OdpowiedzUsuńNiestety, McConaughey podniósł strasznie wysoko oscarową poprzeczkę w "Dallas Buyers Club". Też już po obejrzeniu jego krótkiej kreacji w "Wilku.." przeżyłam niezły szok, że stać go na taką grę, a w "Dallas..." potwierdził, że komedie romantyczne to już tylko przeszłość.
Pozdrawiam!
P.S. Świetna recenzja, zgadzam się że film bardzo dobry, chociaż zdecydowanie za długi :)