Życie jest bardzo długie T.S.Eliot
te oto słowa rozpoczynają film, wypowiedziane przez Beverly Westona. Eliot nie
napisał niczego odkrywczego, ale ponieważ jako pierwszy to spisał, od tej pory wypowiadając
te słowa należy dodać „T.S.Eliot”. Życie dla Beverly Westona okazało się nawet
zbyt długie zdaje się jego zdaniem, a mnie ten oto cytat i to co później
zobaczyłam na ekranie przypomniały słowa innego znanego pisarza Tłostoja, że Wszystkie
szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda zaś nieszczęśliwa rodzina
jest nieszczęśliwa po swojemu.
Gdy rodzina Westonów spotyka się w domu w skutek
przykrych dla nich wszystkich okoliczności jesteśmy świadkami jak bardzo
nieszczęśliwi są wszyscy i jak wiele żalu, goryczy i tajemnic może kryć się wśród
bliskich sobie ludzi. Każdy z nich przyjechał z jakimiś problemami, które
starają się ukryć przed pozostałymi (choć przed Violet nic się nie ukryje).
Na
początku film mi ten przypomniał Rzeź
Romana Polańskiego, gdzie podobnie jak i w tym przypadku grupa ludzi „uwięziona”
przez krótki czas w jednym miejscu, zmuszona do rozmowy, w pewnym momencie
wylewa wszystkie żale, złość i dochodzi do awantury. Sierpień
w Hrabstwie Osage podobnie jak Rzeź
jest adaptacją sztuki. (Sztuka Sierpień w
hrabstwie Osage jest autorstwa Tracy`ego Lettsa, który również jest autorem
scenariusza do filmu) i to właśnie owa teatralność i wiążący się z nią nacisk
na słowo, czyli świetne błyskotliwe dialogi przepełnione goryczą, z których to „wypływa”
gorzka prawda, sprawiły, że jest to doskonały materiał do przedstawienia pełni możliwości
aktorskich obsady. Na ekranie bezapelacyjnie błyszczy Meryl Streep i jeśli dwa
lata temu w końcu dostała Oscara za Żelazną
damę, to w tym roku rolą Violet Veston udowodniła, że to co zobaczyliśmy w
tamtym filmie zdecydowanie nie było w pełni pokazaniem jej aktorskich
możliwości. (Piszę, że w końcu, gdyż Meryl regularnie otrzymuje nominacje do
Oscara – średnio co 2 lata, choć jak dotąd może się pochwalić tylko(!) trzema –
za Żelazną damę, Wybór Zofii i Sprawę
Kramerów ). Violet w wydaniu Meryl, to uzależniona od leków, chora kobieta,
która gdy jej rodzina zbiera się w rodzinnym domu mówi co myśli i nie liczy się
uczuciami innych (podczas modlitwy
przy rodzinnym stole nie kryje, że to przecież męczarnia dla nich wszystkich i
stek bzdur – świetne miny Meryl). Pozbawia córki złudzeń i demaskuje wszelkie
powszechnie powtarzane kłamstwa. Nie kryje, że rodzice bardziej kochają jedne
dzieci od innych i że Barbara zawsze była ulubienicą rodziców i od lat nie
mogli jej wybaczyć, że wyjechała z miasta. Otwarcie okazuje rozczarowanie drugą córką i z premedytacją ignoruje trzecią. Pozbawia złudzeń córki, ponieważ
kobiety im są starsze tym brzydsze (nie to co mężczyźni, którzy z wiekiem nie
tracą seksapilu).
Wszystkie kobiety
powinny się malować, żeby lepiej wyglądać, jedyną kobietą, która nie musiała
nosić make-up`u była Elizabet Tylor, a nosiła go na sobie tonę.
Przyznaje się
też do innych rzeczy i wyjawia nie tylko swoje, ale i innych grzechy, a była osobą,
która wie wszystko.
Znakomity scenariusz. Każda scena z Meryl w tym filmie jest popisem jej aktorskich
umiejętności. Jednak nie tylko jej rola zasługuje tu na uwagę, ponieważ
zdecydowanie Julia Roberts prawie dotrzymuje jej kroku. Jej postać wyprowadzona
z równowagi rzucająca się na własną matkę to jedna z lepszych scen w filmie
(nominacja do Oscara dla Juli za rolę drugoplanową zdecydowanie zasłużona, choć
po Globach wydaje się, że to Jenifer Lawrence drugi rok z rzędu dostanie Oscara
i Julia ma niewielkie szanse). Niestety Benedict Cumbertach nie miał okazji by
pokazać na jak wiele go stać w roli Małego Charlsa (nie rozumiem, dlaczego ten
aktor ma tendencję do wybierania ról niedojd i ludzi o słabych charakterach – Padadise End, Zniewolony, kiedy tak genialnie potrafi grać postać charyzmatyczną –
Scherlock). Na tle pozostałych postaci
kobiecych Argo Matindale (świetne sceny dwóch „czarownic” ekscytujących się życiem
uczuciowym córki Violet) i Julianne Nicholson nieco blado wypada Evan McGregor
(choć scena kłótni z Julią też była dobra).
Jeśli
miałabym ująć w kilku słowach wrażenia po Sierpień
w Hrabstwie Osage to byłoby to: świetny scenariusz i gra aktorska na najwyższym
poziomie. Oscar dla Meryl. 9/10.
SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Po scenie kiedy narzeczony Karen
przystawia się do 14 letniej Jean Karen pośpiesznie wyjeżdża wciąż mając zamiar
wyjść za mąż. Ciotka Mattie wyznaje Barbarze, ze miała romans z Beverly i że
Charles jest jej bratem i nie mogą dopuścić do tego by Ivy z nim wyjechała. Podczas
rozmowy Ivy z matką, kiedy córka cche jej wyznać, że związala się z Charlsem
Violet nie daje jej dojść do słowa i mówi, że Charles jest jej bratem 9Violet
od dawna wiedziała, nie rozmawiali o tym). Zrozpaczone Ivy wyjeżdża. Wściekła Barbara
również wsiada w samochód i odjeżdża. Violet zostaje sama, bez rodziny. W domu
pozostaje z nia tylko Indianka, którą kilka dni przed swoim „zniknięciem”
zatrudnił Beverly. Rodzina na końcu ją zostawiła. Koniec
Świetne są te dialogi w "Sierpniu...", a aktorzy poradzili sobie z nimi doskonale. Jestem ciekawa, czy czasami improwizowali, czy sztywno trzymali się scenariusza :)
OdpowiedzUsuńI faktycznie! Pierwsze słowa, które pojawiają się w filmie do złudzenia przypominają cytat z Tołstoja - o ile się nie mylę, pierwsze zdanie z "Anny Kareniny".
Pozdrawiam:)
Najlepsza scena z filmu moim zdaniem, to w tedy kiedy Violet odcinała się od otoczenia i zaczynała tańczyć do muzyki puszczonej z gramofonu, miała ona jakiś taki swój urok, właściwie przy całym tym przedramatyzowaniu była jak dla mniej najbardziej naturalna i świeża.
OdpowiedzUsuńMi się za to "Sierpień" skojarzył z takim belgijskim filmem - "W kręgu miłości", być może miały one podobny klimat...