Film w reżyserii Jamesa Marsha (zdobywcy
Oskara za Człowieka na linie w 2008
roku) nominowany w 5 kategoriach do tegorocznych Oskarów, zdobywca 2 Globów (najlepsza
muzyka, najlepszy aktor). Jednak Teoria
wszystkiego nie trafiła na moją listę „must see” dzięki tym wyróżnieniom (jak
w kilku innych przypadkach, kiedy z poczucia chęci „sprawdzenia” nominowanego filmu,
oglądam, choć wcale temat mnie nie interesuje). Tym razem nawet gdyby Teoria nie była wyróżniona prestiżowymi
nagrodami i tak zobaczyłabym to w kinie.
Każdy fan teorii Wielkiego podrywu (Big Bang Theory- amerykański sitcom) wie, że Geekowie szanują i
cenią Stephana Hawkinga, o którym nasi ulubieni pokręceni fizycy dosyć często wspominają
(a Wolowitz parodiuje jego „elektroniczny” głos i jest to jeden z niewielu
autorytetów Sheldona). Każdy fan również pamięta odcinek, w którym Sheldon
błaga Wolowitza, by pokazał on Hawkingowi jego pracę (Wolowitz zajmował się wózkiem
Howkinga gdy przebywał on w Kalifornii). To pamiętny epizod gdy Sheldon był
gotowy na wszystko (nawet ubranie stroju pokojówki i pokazaniu się w nim w pracy)
by tylko móc spotkać genialnego fizyka. Jest to też odcinek, w którym Sheldon
mdleje, gdy Hawking mówi mu, że znalazł błąd w obliczeniach na pierwszej
stronie jego pracy. To był prawdziwy Stpehan Howking, który wystąpił gościnnie w
serialu. W innym odcinku Wolowidz i Raj wpadają do Howarda z nagraniem wykładu
Hawkinga sprzed „elektronicznego głosu” podekscytowanie, że musza to koniecznie
wspólnie obejrzeć. Mówi się, że seriale to czysta rozrywka, ale tak nazwisko
Hawking pamiętam dobrze dzięki Teorii
wielkiego podrywu. (Ponieważ fizyka nigdy mnie nie interesowała).
Gdyby jednak nie był to film o
autorze Krótkiej historii czasu
wystarczyłoby mi obsadzenie w roli głównej Enddiego Redmayne`a. Jest to aktor,
którego śledzę od czasów Uwikłanych (2007
film z Julianne Mooore), ale przede wszystkim Błękitnego deszczu (2009 z Whitakerem i Jessicą Biel), choć żadnego
z tych filmów nie oceniłam zbyt wysoko, ale Eddie jako aktor dał się zapamiętać.
Zagrał tez w moim zdaniem lepszej
serialowej wersji Tess D`Urbervilles
(lepszej od wersji Polańskiego) w Mój tydzień z Marylin i bardzo dobrze w LesMiserables. Nędznicy. W końcu
doczekał się głównej roli i to takiej na miarę nominacji do Oscara i zdobycia
Złotego Globa. Niewątpliwie była to kreacja wymagająca ogromnego wysiłku i
ciągłego „trzymania się” roli. Pokazanie pierwszych objawów, postępującej
choroby (Sceny nieudolnego trzymania kredy, krzywe pisanie, wykrzywienie
kończyn, chód) by na końcu grać jedynie
spojrzeniem to kawał świetnego aktorstwa. Nie można zaprzeczyć Eddie zasłużył
na to wyróżnienie i gdyby nie wielki powrót Keatona w tym roku stawiałabym na
niego. Eddie zdobył Globa, a jak wiadomo Akademia uwielbia fizyczne przemiany na
potrzeby roli, więc kto wie, czy i nie Oscara (Wystarczy przypomnieć sobie zeszłoroczny
triumf McConaughey`a nad DiCaprio czy wyróżnienie Jareda Leto).
Ponieważ jednak Teoria wszystkiego jest filmem, którego scenariusz
powstał na podstawie powieści Jane Hawking Travelling
to Infinity: My Life with Stephen równie ważną rolę w filmie odgrywa żona
Hawkinga. Historia rozpoczyna się od poznania Jane i Stephena i przez lata śledzimy
głównie ich życie rodzinne, w które wplecione są kolejne etapy kariery naukowej
i postępującej choroby Hawkinga. To również historia niezwykle silnego uczucia, ustępstw na jakie musieli się zdobyć, by wciąż być razem, serii wyrzeczeń. W roli Jane Felicity Jones wypada równie znakomicie w filmie co Redmayne. Na ekranie widzimy determinację młodej dziewczyny,
jej przytłoczenie obowiązkami, rodziną, potrzebę pomocy, niewypowiedziane żale
i niespełnienie naukowe. To jej wyjaśnienie o co chodzi w teoriach Stephana za pomocą
ziemniaka i groszku jest jedną z bardziej przystępnych przedstawień różnicy
teorii względności Einsteina i teorii kwantowej (dla mnie, bo nigdy mnie to nie
interesowało).
Teoria Wszystkiego w tym samym stopniu jest biografią Jane Hawking
jak i Stephana Hawkinga. Nie jest to film lekki i przyjemny, seans może się
dłużyć gdy od jednych wydarzeń przeskakujemy do innych (nie da się tego
uniknąć, więcej o biografiach tutaj), choć Marsh stosując wstawki w postaci
rodzinnych nagrań kamery z uroczystości, chwil szczęścia uchwyca esencję tej
historii, gdzie nacisk fabularny jest postawiony na dramaty rodzinne i walkę z przeciwnościami.
Warto obejrzeć, dla ról i przybliżenia
sobie historii akademickiej sławy Stephana Hawkinga (chęć zakładania się o
wyniki eksperymentów naukowych, uwielbienie muzyki Wagnera, poczucie humoru). 8/10,
ale film na raz i jednak dla widzów cierpliwych.
SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Film kończy się wyróżnieniem
Hawkinga przez Królową brytyjską i jego odmową szlachectwa po tym jak już
rozwiódł się z Jane.
...a czemu rozwiodl sie z Jane? Hmmm...
OdpowiedzUsuńPrzez sprawy religijne (on ateista, ona wierząca)
UsuńPewnie dlatego bo Jane miała dość opiekowania się nim... a poza tym zakochała się w Jonathanie
OdpowiedzUsuńNie jestem wielkim fanem tego gatunku, ale na pewno niedługo zobaczę. ;)
OdpowiedzUsuń