sobota, 3 października 2015

Marsjanin – Robinson Crusoe na Marsie

Ridley Scott twórca Obcy - 8 pasażer "Nostromo", Łowcy Androidów, Gladiatora, Robin Hood`a i nowego Prometeusza tym razem, po tym jak i zeszłoroczny Exodus nie odniósł ogromnego sukcesu znowu zajął się tematem "gwiezdnym". Zdecydowanie tym razem wyszedł mu lepiej "powrót do korzeni".

Można by pokusić się o stwierdzenie, że ostatnio mamy również modę (oczywiście mniejszą niż na produkcje o superbohaterach i filmowe wersje baśni) na filmy, których akcja rozgrywa się w przestrzeni kosmicznej. Nie trzeba zbytnio wysilać „filmowej pamięci” by przywołać zeszłoroczne Interstellar Christophera Nolana, czy Grawitację Alfonso Cuarona sprzed dwóch lat.
Nolan pokusił się o narrację kosmiczno-metafizyczną dotyczącą refleksji nad ludzkością i przetrwaniem gatunku, wykorzystując złożoną narrację. Cuaron nakręcił wizualny majstersztyk, zgarniając statuetki Oscara za muzykę dziwię i montaż. Ridley Scott tworząc Marsjanina postawił na bardziej komercyjną produkcję. Scenariusz realizuje schemat gwiezdnych podróży z serii Huston mamy problem (patrz Apollo 13) miksując to z marsjańską wersją Robinsona Cruzoe.



W NASA sztab ludzi pracuje nad tym by uratować jednego człowieka od pewnej śmierci Pojawiają się znane elementy takie jak: budowanie makiet i rozpracowywania problemu, by nasz rozbitek stworzył potrzebne mu do przeżycia narzędzia, zespól zza monitorów wstrzymujący dech w kluczowych momentach i potem cieszący się w momencie sukcesu, konferencje prasowe, współpraca międzynarodowa, proces decyzyjny NASA, (ratować jednego człowieka, kontynuować misje?).
Rozbitek, Mark Watney (Matt Damon) sam na Marsie rozwiązuje kolejne problemy: trzeba jeść, potrzebna jest woda, potrzebne ogrzewanie, trzeba skomunikować się z NASA i wytrzymać na tyle długo by przybył ratunek. Kolejne problemy, należy rozwiązać, przemyślenia bohatera i sposób jego myślenia przedstawiono w postaci wideo dziennika, zapisywanego dla tych, którzy go odnajdą. Od początku do końca kibicujemy Markowi. To bohater, którego się od pierwszych minut da polubić. Człowiek, który w obliczu beznadziei nie poddawał się, rozwiązywał jeden problem, by zająć się kolejnym. Na tym polega sztuka przetrwania.

Wszystko to już w jakiejś formie było, jednak kto jak kto, ale Ridley Scott wie jak się kręci wysokobudżetowe komercyjne kino. Jest to wielka laurka wystawiona działalności NASA w stylu american way („ratowania jednego z naszych”). Zdjęcia bezkresu Marsa i tego jednego człowieka na wielkiej placencie, kolonizatora (jeśli coś wyhodowałeś to skolonizowałeś) pirata, (zajmując czyjś obiekt na wodach międzynarodowych jesteś piratem) robią wrażenie (Jeden punkcik na czerwonej plamie).Na szczęście jednak nie jest to śmiertelnie poważny film. Całości poczynań Marka towarzyszy muzyka z ubiegłego stulecia, hity lat 70 i 80 (Hot stuff , Abba - tylko taka muzykę na laptopie miała Pani komandor). W wydaniu Matta Damona Mark jest postacią, której kibicuje się od samego początku, żartuje, nie poddaje się, złości, a gdy coś się nie udaje walczy dalej.

Nic nowego, ale trzymanie napięcia i dobrze zrównoważony humor z powagą sytuacji oraz dramatem sprawia, że przez 140 minut to dobra rozrywka. Nie jest to kolejny ponadczasowy Gladiator, ale jako zdecydowany fan SF i gwiezdnych podróży daję w palni zasłużone 8/10. Warto!

SPOILER-ZAKOŃCZENIE

Ostatecznie załoga statku kosmicznego (załoga Marka), zamiast lądować, rozpędza się przy Ziemi (wynik wyliczeń jednego fizyka) zawróciła i poleciała z powrotem na Marsa (wbrew poleceniom NASA, w wyniku glosowania podjęli decyzję, że po niego wracają). W efekcie ogromnego poświecenia gdy w pewnym momencie Mark leci w przestrzeni kosmicznej jak Iron Man (dosłownie, Mark mówi, że jeśli przebije swój skafander przy ręce powietrze sprawi, że będzie mógł latać jak Iron Man) pani komandor łapie go w przestrzeni kosmicznej (podobne ujęcia prób łapania drugiego astronauty w przestrzeni mogliśmy oglądać w Grawitacji). Mark zostaje uratowany. Wszyscy przeżyli i szczęśliwe wrócili na Ziemię. Cały świat kibicował im w tym finalnym momencie misji. Po pól roku widzimy jak Mark rozpoczyna swój pierwszy wykład NASA dla studentów, rozpoczyna się również kolejny program kosmiczny i startuje kolejna wyprawa na Marsa. KONIEC.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz