Studio Gibi wyprodukowało klasykę
japońskiej animacji. Oczywiście nim w Polsce zapoznaliśmy się z twórczością Miyazakiego
zaczynaliśmy od takich serii jak Gigi la
Trottolla , Kapitan Dajmos, Kapitan Tsubasa, Yattaman, Tygrysia Maska
emitowanych na Polonii 1, potem Polsat i
TVN7 puściły Czarodziejkę z księżyca (wkrótce
pojawi się kolejna odświeżona seria!) i Dragon
Balla. Dzieciaki, które bardziej się wciągnęły w anime zapoznały się również
z takimi tytułami jak Neon Genesis
Evangelion, Naruto (emitowany do dziś), Ranma, Inu Yasha, Full Metal Alchemistst, , Vision of Escaflowne i wielu,
na prawdę wielu innymi tytułami. Z filmów
pełnometrażowych do naszego kraju dotarła Akira i Ghost In the Shell. Kiedy pomyślę,
jak trudne kiedyś było zdobycie tej klasyki, to nie chce mi się wierzyć, że dziś
dostęp do wszystkiego jest tak prosty. Na świecie anime jest dostrzegane nawet
przez tak iście amerykańską nagrodę jaką jest Oscar. Spirited Away: W krainie Bogów w reżyserii Hayao Mijazakiego w 2003
roku dostało statuetkę w kategorii najlepsza animacja, Ruchomy zamek Hauru był nominowany do Oscara w 2006 roku (widziałam
tę animację chyba ze 4 razy, jedna z moich ulubionych). Przy okazji wypada jeszcze
wspomnieć Księżniczkę Mononoke (eh
dawno to było, skoro miałam to na kasecie Video…) i Mojego sąsiada Totoro (logo studia Gibi). Przyznam, że okres fascynacji anime już u mnie minął jakiś czas
temu (chociaż śmiem twierdzić, że nie jest to coś z czego się wyrasta, mnie
zwyczajnie przeszło i nie ma to niewiele wspólnego z wiekiem), a Kaze Tachinu (The Wind Rises) trafiło na
moją listę do obejrzenia właściwie nie dlatego, że to nowe anime „mistrza” lecz
raczej ze względu na nominację tej produkcji do tegorocznych Oscarów (nadrabiam
ostatnie nominowane w tym roku tytuły).
Miyazaki od lat się odgraża, że
odchodzi na emeryturę a tu o dziwo możemy obejrzeć jego najnowszą animację,
choć tym razem nie trafił do mnie z tą fabułą. Zdecydowanie wolę magię, duchy,
demony w wersji japońskiej niż realizm (aczkolwiek sceny życia codziennego
potrafią Japończycy pokazywać w jakiś taki jednak niezwykły interesujący sposób). Bardziej podobają
mi się zwariowane animacje gdzie człowiek przeistacza się w świnię, czarownica
przeklina niewinną dziewczynę, można spotkać smoka, duchy potrafią zabić, a na brzegu
lasu można spotkać dziwne stworzenie.
Niestety Kaze Tachinu (The Wind Rises) to przedstawienie losów inżyniera samolotów
Jirô Horikosh od lat dzieciństwa, kiedy śniły mu się samoloty i postanowił zostać
inżynierem (nie mógł zostać pilotem bo miał słaby wzrok – nosi okulary) aż po dorosłość,
pracę dla firmy Mitsubishi próbującej skonstruować samolot na miarę tych europejskich,
kolejne próby i romantyczne spotkanie dziewczyny w pociągu. Smutna to właściwie
historia i niestety mnie nie ujęła. Jak dla mnie fabuła była zbyt monotonna, liniowa,
pozbawiona napięcia. Typowy film biograficzny. Oczywiście sama animacja to
jakość sama w sobie (piękne kolory, ta znana kreska) a i muzyka jest ujmująca i
wzruszająca, doskonale komponuje się z warstwą wizualną. Sam przekaz też jest
niezwykle życiowy. Mały chłopiec marzył o lataniu samolotem i w swoich snach
rozmawiał z konstruktorem panem Caproni (Tylko w scenach snów Jiro mamy tę
odrobinę magii z filmów Miyazakiego).
Airplanes are not tols
for war.
They are not for
making money.
Airpalnes are
beautiful dreams
Engineers turn dreams
into reality
Potem ten sam chłopiec udaje się na
Uniwersytet i staje się inżynierem samolotów wojskowych. Życie.
W
ramach przyzwoitości 7/10, film mi się dłużył, raczej nie dla każdego (i
chyba nikt nie ma tu wątpliwości: nie jest to film dla dzieci. To animowana
biografia JIro). Jednak Panie Miyazaki
nie idź pan na emeryturę, ale nakręć jeszcze choćby jeden magiczny film.
SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Jiro udaje się na ostateczne
testy zaprojektowanego przez siebie samolotu. W tym czasie Naoko postanawia
jednak wyjechać do sanatorium (zostawia dla wszystkich listy). Ostateczny test
samolotu kończy się sukcesem. Przenosimy się do snu Jiro, widzimy zniszczone
samoloty. Joro po raz ostatni rozmawia z panem Caproni. Udało się Jiro stworzyć
wspaniały samolot, choć żadne z nich podczas wojny nie wrócił. Koniec.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz