Pewne nazwiska warto znać, a odkąd
film Wesa Andersona w zeszłym roku był nominowany do Oscara w kategorii
najlepszy film, nazwisko to znalazło się na moim „filmowym radarze”. Jeśli miałabym
scharakteryzować jego „dzieła” na myśl przychodzą mi jedynie takie określenia
jak dziwny, intrygujący, zabawny, oryginalny, w sposób typowy dla opowieści dziecięcych
prostolinijny, barwny, w sposób teatralny do pewnego stopnia umowny. Kochankowie z księżyca Monrise Kingdom
nie byli filmem, który mnie zachwycił, jednak na tyle intrygującym, że jednak
mi się podobał, choć nie wstrząsnął mną na tyle bym sięgnęła po inne głośniejsze
filmy Andersona: Genialny klan (Złoty
Glob 2002, nominacja do Oscara w kategorii najlepszy scenariusz), Podwodne życie ze Stevem Zissou (nominacja
do Złotego Niedźwiedzia na festiwalu Berlinale), Pociąg do Darjeeling (złote Lwiątko na Międzynarodowym festiwalu
filmowym w Wenecji). Może też dlatego, że inny film Wesa, który widziałam
wcześniej Fantastyczny Pan lis zupełnie
mi się nie spodobał pomimo nominacji tej animacji do Oscara! (Jestem staromodna
i zdecydowanie cenię wyżej klasyczne animacje w stylu Disneya bądź te nieco
bardziej współczesne „Pixarowe” ponad „eksperymenty” i „kreskę” doceniane przez
akademię Walaca i Gomita i Uciekających kurczaków).
Niemniej jednak Grand Budapest Hotel miał całkiem udaną kampanię reklamową, ponadto tak gwiazdorska obsada gwarantowała
film na wysokim poziomie. Na ekranie możemy zobaczyć w krótkich aczkolwiek charakterystycznych
rolach Tildę Swinton, Adriena Brody, Willema Dafoe, Juda Law, Edwarda Nortona,
Saorise Ronan a w pojedynczych scenach Owana Wilsona i Billa Muaray`a. Wszyscy
znakomicie ucharakteryzowani (zwłaszcza Dafoe) każdy oryginalny na tyle, że
pomimo kilku minut na ekranie zapadają w pamięć. Główną rolę gra tu Ralph Fineness,
aktor, który pojawia się w tylu „wielkich filmach”, że wymienianie go jako
jedynie odtwórcy postaci tego, którego imienia nie wolno wymawiać w Harrym Potterze to ogromne
niedopatrzenie. Aktor niewątpliwie z ogromnym warsztatem dwukrotnie nominowany
do Oscara (Angielski Pacjent, Lista
Shindlera) próbujący ostatnio swoich sił w reżyserii (Koriolan, Kobieta w ukryciu) w Grand
Budapest Hotel tworzy ciekawą postać Pana Gustawa H.. Gustaw to idealny konsjerż, oddający się swoim gościom bez
ograniczeń, poświęcający się swej pracy bez reszty, który staje się mentorem
młodego boja hotelowego Zero Mustafy. W filmie tym wykorzystano lubiany przeze
mnie sposób konstruowania filmowej historii, tj. podział na rozdziały niczym w książce
(zabieg często stosowany u niektórych reżyserów, np. Tarantino w Kill Billu, Woody Allen we wczesnych filmach
- Mężowie i żony), mało tego Anderson
sięgnął po kompozycję szkatułkową – opowieści zawierające opowieści. Na początku
obserwujemy dziewczynkę czytającą książkę, o tym jak pewien pisarz opisuje
swoją wizytę w pewnym hotelu (scena bezpośredniego zwracania się do widza - też bardzo to lubię), w
który to ów pisarz poznał jego właściciela, a właściciel ten opowiada mu jakim to
sposobem wszedł w posiadanie Grand Budapest Hotelu. Poszczególne opowieści
nawiązują do kilku gatunków filmowych – kina wojennego, schematu filmu o
ucieczce z więzienia, tajemnicy morderstwa, kradzieży cennego obrazu. Każdy
wątek potraktowany został z dystansem, ironią na skraju farsy, a wszystko to pokazano
za pomocą kolorowych obrazów niczym z książki dla dzieci. Film ani mnie nie
zachwycił, ani mną nie wstrząsnął, ale niewątpliwie był ciekawy, na swój sposób
intrygujący. Mocne 7/10 potrafię docenić oryginalność Andersona, ale mnie nie zachwyca.
SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Po ucieczce z więzienia Gustawowi
i Zero udaje się w końcu spotkać z Sergem X, który mówi im, że istniała jeszcze
jedna wersja testamentu. Gustaf i Zero wracają do hotelu ścigani przez
inspektora Hanclkesa. Dochodzi do starcia Gustawa z J.G. Goplingiem. Kiedy Agatha
wykradła z sejfu obraz podczas ucieczki odkryła, że z tyłu obrazu został
schowany dokument. Z testamentu wynikało, że wszystko po Madame D dziedziczy
Gustaw (w tym hotel) a winni jej śmierci byli jej krewni. Zero żeni się z
Agathą (chociaż dwa lata później zmarła przy porodzie). Gustaw potwierdził
przypuszczenia Zero, że on również zaczynał swoja karierę jako boy hotelowy. Podczas
podróży pociągiem Gustaw i Zero ponownie zostają zatrzymani przez żołnierzy. Gustaw
w obronie Zero zostaje rozstrzelany (mówi to Zero pisarzowi) a zgodnie z umową
jaka zawarł Gustaw z Zero w przypadku śmierci Gustawa wszystko po nim dziedziczył
Boy. Zero zatrzymał hotel z sentymentu i ponieważ przypominał jej o Agacie.
Nie widziałem, ale właśnie obawiam się czy Anderson nie idzie wytyczonym, znanym przez siebie torem. Ciężko po kolejnym tytule napisać czy jest on jeszcze oryginalny. Wydaje się być podobny do poprzednich. Już teraz został on poniekąd zaszufladkowany przez swoją stylistykę. Przez to uważam że jest trochę wtórny. Jasne że są reżyserzy od komedii, od horrorów, od thrillerów, on poniekąd stworzył swój gatunek. Ale jak długo można ? :)
OdpowiedzUsuńnie widziałam ale recenzja zachęcająca i to bardzo
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam do mnie
Ja byłem na tym w kinie i bardzo mi się film podobał :) Dla mnie ocena 8/10 ponieważ scenariusz jak dla mnie był genialny, dialogi...
OdpowiedzUsuń