Nowy film Tarantino o którym się mówi,
słyszy, wielce wyczekiwany z gwiazdorską obsadą: Jamie Foxx, Christoph Waltz,
Leonardo DiCaprio, Samuel L. Jackson, Dohn Johnson i nawet Jonah Hill. Nominowany
do Oscara w pięciu kategoriach (W tym za najlepszy film, scenariusz oryginalny
dla Quentina Tarantino, rolę drugoplanową: Christoph Waltz). Już nagrodzony
dwoma Globami (Jeden dla Tarantino za scenariusz, drugi dla Waltza za rolę
drugoplanową). Nagradzany czy nie, nowy film Tarantino obejrzeć trzeba było. Do
dziś pamiętam w jakim szoku byłam po zobaczeniu pierwszej części Killa Billa (Wstawka anime, Uma Turman, długie
miecze, żółty strój Bruce`a Lee i masakra pod koniec), Bękarty wojny mnie powaliły (Pamiętna początkowa scena rozmowy z
nazistą, gdy Żydzi ukrywali się pod podłogą i świetna scena w piwnicy, odkrycie
Christopha Waltza i Brat Pitt z ciekawym akcentem). Nie lubię generalnie
westernów, jednak Tarantino to Tarantino i „przymknęłam na to oko”, a że bilet znowu
wygrałam do kina, to Django zobaczyłam
na dużym ekranie.
Doktor Shultz (Christoph Waltz)
wyłania się z ciemnego lasu jadąc swym oryginalnym powozem z charakterystycznym
zębem na dachu. Szukał niewolnika, który rozpoznałby 3 poszukiwanych listem
gończym braci. Doktor od dawna doktorem nie jest. Zajmuje się dostarczeniem zwłok
władzom. Padają dwa pierwsze trupy (handlarz niewolników i jego koń) Shultz
kupuje Django (wystawia odpowiedni kwit zakupu) i zaczyna się współpraca tych
dwojga bohaterów.
Po Tarantino można było się spodziewać
ścielącego się bezpardonowo trupa, ale z ręką na sercu przyznaję, że nie raz,
nie dwa, ale więcej razy byłam zaskoczona rozwojem akcji w tym filmie. Świetny
scenariusz, począwszy od pierwszej sceny, poprzez akcję z zabiciem szeryfa,
oryginalny strój Django jako Valeta, grupę zamaskowanych ludzi plantatora, niby
nieistotną scenę z zabiciem poszukiwanego listem gończym złoczyńcy, absurdalne
imię żony Django i misterny plan jej odzyskania (Jeśli chcesz kupić konia nie możesz
pójść do jego właściciela powiedzieć, ze chcesz go nabyć, ponieważ ci go nie
sprzeda, lepiej pójść i powiedzieć, że chcesz kupić całą plantację). Kiedy myślałam,
że to już praktycznie koniec, ktoś wyciąga broń, strzela i rozpoczyna się masakra,
kiedy znowu myślę, że to koniec, na ekranie pojawia się Tarantino we własnej
osobie w małej rólce i no wiadomo ginie…(Tarantiono ginie w większości swoich
filmów, w których występuje). Zakończenie wybuchowe.
Waltz ponownie zagrał świetnie i
na Oscara zasługuje (Widziałam go jeszcze w kilku innych filmach: Rzeź, Trzej muszkieterowie, ale jakoś
tak tylko powala grą aktorską jak występuje u Tarantino, może to specyfika
postaci? Rolę Shultza jak dla mnie trudno nazwać postacią drugoplanową, skoro
towarzyszymy temu bohaterowi przez cały prawie film?).
Leonardo DiCaprio zagrał ciekawą
rolę (bardzo dobre końcowe sceny w domu z jego udziałem), ale dużo lepszy wydał
mi się Samuel L. Jackson w roli niewolnika. Główny bohater w wydaniu Jamie Foxa
zagrany bardzo dobrze, czasami jednym spojrzeniem, bezwzględną miną i niezwykłym
„urokiem osobistym” (No na jego widok kobiety mdleją) ale nie miał takiego pola do popisu jak Waltz.
Django jest określany jako
dramat, akcja, western. Portale filmowe nie wspominają nic o komedii, a na tym
filmie sala kinowa wybuchała salwą śmiechu prawdopodobnie więcej razy niż na niejednym
filmie, który miał teoretycznie bawić. Film jest pełen absurdalnych sytuacji, takich jak
scena rozmowy grupy zamaskowanych ludzi plantatora, którzy narzekają na to, że
w maskach zrobionych przez żonę jednego z nich nic nie widzą. Nie jest łatwo
zrobić odpowiednie dziurki na oczy, nie jest istotne by dobrze widzieć, ważne, żeby
koń widział. To trzeba zobaczyć, by zrozumieć jak zabawne to było. Pierwsze
zlecenie, w którym bierze udział Django. (No
już biegnij po szeryfa, ale nie federalnego!...No, to teraz biegnij po
federalnego!)
Muzyka nie ustępuje reszcie a już długo po wyjściu z kina w głowie rozbrzmiewało mi Django! Djanooo!
Film oczywiście dla znawców tematu zawiera mnóstwo nawiązań, tzw. smaczków. Franko Nero pojawia się na ekranie jako gość w domu Candie, a grał on rolę Django w oryginalnym filmie z 1966 roku, ale takie rzeczy to wyłapują znawcy westernów, a jak zaznaczyłam nie przepadam za tym gatunkiem.
Generalnie film bardzo dobry, za
scenariusz Tarantino należy się kolejna nagroda. Kilka świetnych scen. Jednak widać
podobieństwa do wcześniejszych filmów – patrz scena w willi Candiego, kiedy
wydał się podstęp Shultza rozegrana jest podobnie do tej w piwnicy z Bękartów.
Dlatego ponieważ aż tak bardzo zaskoczona nie byłam „tylko” 8/10, koniecznie zobaczyć trzeba!
SPOILER ZAKOŃCZENIE
W domu Candiego służący mu
zdradza, że Shultz wcale nie przybył kupić Mandingo tylko Brunhildę, i całe to
zamieszanie z absurdalna kwotą za niewolnika to był podstęp. Bardzo, bardzo zły
Candy zmusza by Shultz zapłacił mu 12 000 za Brunhildę, co z lufa przy
głowie Shultz robi. Potem kulturalnie wypisują papierki, pokwitowania sprzedaży
i już, już wychodzili z tym po co przybyli, gdy Candie chce by mu Shultz na pożegnanie
uścisnął rękę. Shultz nie wytrzymuje i zabija Candiego, najemnik Candiego
zabija Shultza i rozpoczyna się masakra. Django po kolei wszystkich zabija,
niestety łapią Brunhildę i Django musi się poddać. Ląduje nagi powieszony za
nogi w stodole, gdy pogrążona w żałobie siostra Candiego i zbiry decydują o z
nim zrobić. Ostatecznie wysyłają go na roboty w kopalni. Django jedzie w klatce z trzema innymi
murzynami eskortowany przez handlarzy (jednego z nich gra Tarantino). Podstępem
posługując się zachowanym pierwszym listem gończym, który zachował w kieszeni wmawia eskortującym go ludziom, że jest łowcą głów
(co potwierdzają inni niewolnicy) i że w willi Candiego są poszukiwani ludzie. Naiwni
handlarze uwalniają Django, ten gdy dostaje do reki broń ich zabija, konkretnie
to Tarantino wybucha, ponieważ niósł dynamit gdy Django do niego strzelił. Django
wraca po żonę. W willi zabija wszystkich białych i czarnego sługę, który ich
wydał. Wysadza willę i odjeżdża wraz żoną. Koniec.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz