poniedziałek, 25 marca 2013

Wspaniała- tap, tap, tap kashing, czyli o pisaniu na maszynie…po mistrzowsku i kinie francuskim


Eh, po takich seansach jak ten, dochodzę do wniosku, że lubię kino francuskie, bardzo lubię, przynajmniej to obyczajowo-komediowe (w kwestii sensacji nie mam specjalnego zdania). Jest ono na swój wyjątkowy sposób urocze, urocze, jak urocza była w Amelia (9/10), napawające optymizmem, kreujące wizję świata prostolinijną taką…francuską.
W zeszłym roku rekordy popularności święcił film Nietykalni (Intouchables 8/10), był bardzo dobry, choć jak dla mnie nie aż tak rewelacyjny, jak twierdziła zgodnie spora cześć widzów. Jakiś czas temu zachwycił mnie Przepis na miłość (Les Émotifs anonymes 8/10) - czego chcieć więcej film o czekoladkach i nieśmiałych ludziach. Najlepszych filmem 2012 okazał się Artysta, film francuski – wyjątkowy na swój sposób (8/10). Przed laty zakończenie filmu Zakochany Moiler (Molière 2007 8/10) doprowadziło mnie do łez (Jeden z nielicznych filmów z listy: „na których się popłakałam”). Nawet filmy o gotowaniu w wersji francuskiej mają swój urok – Faceci od kuchni (Comme un chef  7/10), o zwykłych relacjach w kamienicy - Kobiety z 6. piętra (Les Femmes du 6ème étage, Les 7/10) czy filmy z Audrey Tatou:  Po prosu miłość (Ensemble, c'est tout 7/10), Coco Chanel (Coco avant Chanel 7/10), Miłość. Nie przeszkadzać! (Hors de prix 7/10). Dobre było Z miłości do gwiazd (Mes stars et moi 7/10) czy Żona doskonała Ozona (Potiche 7/10). Tylko ostano bardzo rozczarowali mnie Niewierni (Les Infidèles  4/10) i zdecydowanie akurat tego francuskiego filmu nie polecam, niestety to przykład, w którym zamiast swoistego punktu widzenia i optymizmu Francuzów zaserwowano na ekranie zbytnią wulgarność w stylu (sic!) amerykańskim (zakończenie filmu), ze zdobywcą Oscara Jean Dujardin (eh jego pierwszy film po zdobyciu statuetki w polskich kinach i taka porażka, szkoda). Ostatnio rozczarowała mnie też nieco Delikatność (La Délicatesse 5/10) z Audrey Tatou. 
Jednak, przechodząc do sedna, po obejrzeniu Wspaniałej (Populaire) jak wspomniałam na początku zdecydowanie mogę stwierdzić, że lubię kino francuskie.


Film to prosta, ckliwa historia o wiejskiej dziewczynie imieniem Rose, która pragnie zostać sekretarką (Bycie sekretarką to bycie nowoczesną. Sekretarka powinna nosić okulary, być ubrana skromnie, mieć stonowany makijaż). Wyjeżdża do miasta w poszukiwaniu pracy, którą ostatecznie dostaje u Luisa, agenta ubezpieczeniowego. Rose nie jest najlepszą sekretarką, jednak posiada niezwykła umiejętność: bardzo, bardzo szybko pisze na maszynie Co jest niezwykłe, zważywszy na fakt iż używa do tego jedynie palców wskazujących niczym typowy laik. Cóż, jednak jeśli ma się talent i dobrego trenera każdą umiejętność można rozwinąć do perfekcji. Rose startuje w zawodach w pisaniu na maszynie…
Jak piszę te słowa można usłyszeć tup tup tup - odgłosy klawiatury, ale to nie to samo co kiedyś. Dawniej maszyny do pisania to były głośne stuk, stuk, stuk, a na koniec szlust, by przejść do kolejnego wiersza (Eh dzisiejsze edytory tekstowe robią to za nas i spektakularnie enter można wcisnąć jedynie zaczynając nowy akapit). Znacie pewnie to uczucie po kupnie nowej klawiatury, kiedy sprawdzacie te kliknięcia klawiszy eh… We Wspaniałej mamy właśnie dużo tych stuk, stuk, stuk. Szybkie pisanie na maszynie można traktować bardzo, bardzo serio. To jest jak sport. Wymaga treningu, wytrwałości, samodoskonalenia, i osiągania wciąż więcej i więcej (bicie rekordów znaków na minutę).
Film o pisaniu na maszynie musiał okazać się bardzo dobry, zwłaszcza francuski. Wspaniała jest historią zawierająca dokładnie wszystkie te elementy, które niezwykle cenię i lubię. Akcja rozgrywa się w roku 1959, którego to urok strojów i fryzur oraz muzyki tamtych lat oczarował mnie już na samym początku. Po drugie to komedia romantyczna, ale romantyczna na ten właśnie wyjątkowy uroczy, prostolinijny sposób, który tak bardzo różny jest od typowego „rom-coma” (czytaj amerykańskiej komedii romantycznej). Ta nieśmiałość, ukradkowe spojrzenia, dążenie do perfekcji, ukrywanie uczuć oraz niewinność bohaterki mnie urzekły. Humor zarówno ten słowny jak i sytuacyjny (Przezabawne sceny mistrzostw w pisaniu na maszynie: mdlejące stenotypistki, groźne spojrzenia rywalek) sprawiły, że nie raz nie dwa się zaśmiałam a i chwilami byłam pełna napięcia czekając na rozwój wypadków. Film może i banalny, może i historia absurdalnie słodka, ale to właśnie jej urok. Obejrzałabym jeszcze raz, a potem jeszcze raz. Polecam! 9/10. Doskonały film na poprawę humoru.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Rose wygrywa kolejne eliminacje i zawody. Po wygranej w mistrzostwach Francji Rose wyznaje Louisowi miłość, a ten ja odrzuca, radząc jej by zaczęła współpracować z producentami maszyn, że z nimi ma szanse zajść jeszcze dalej (uważał, ze on już nie jest dla niej dość dobry). Rose i Luis się rozstaja. Ona staje się gwiazda (wytrzepuje w telewizji, rozdaje autografy), Louis cierpi. Rose berze udział w mistrzostwach świata w pisaniu na maszynie w USA. Rose ćwiczy pod okiem nowych trenerów, nie jest szczęśliwa. Louis w końcu zdaje sobie sprawę, że kocha Rose. Jedzie z przyjacielem na mistrzostwa. Wpadają do sali tuż przed finałową rundą (pierwszą wygrała Rose, druga jej rywalka Amerykanka) Louiis mówi Rose, ze ją kocha. Rose w finałowej rundzie używa maszyny do pisania, którą przysłał jej ojciec (w końcu docenił córkę). Rose wygrywa zawody (choć maszyna jej się na chwilę zaciela). Przyjaciel Louisa pokazuje amerykanom jego pomysł na kulkę zawierającą wszystkie litery, tak by maszyna się nie zacinała - pomysł na maszynę z głowica kulkową  (IW 1961 roku  zaprezentowana przez IBM- wygooglowane)

piątek, 22 marca 2013

Dopóki piłka w grze – czyli Baseball po Moanyball


Baseball -  narodowy sport amerykanów. Wiele, wiele filmów już nakręcono o tej grze. Był film  o lidze kobiet (Ich własna liga z Geeną Davis), o lidze nieudaczników  (Pierwsza Liga z Charlie Sheenem), familijny o aniołach i baseballu (Anioły na boisku), była nawet animacja (I ty możesz zostać super bohaterem) i wiele, wiele innych. W zeszłym roku został dostrzeżony przez Akademię film Mneyball (5 nominacji do Oscara, w tym dla najlepszego aktora Brada Pitta) i szczerze pisząc tylko dlatego obejrzałam ten film rok temu. Monneball traktowało o nowym sposobie prowadzenia drużyny w lidze Baseball`a. Bohater postanowił wykorzystać statystyki, analizy komputerowe do stworzenia drużyny. W Moneyball liczyły się dane, liczenie punktów, odbić, wykresy, tabele i prognozy. Nieważny był zawodnik, ważna była analiza. Za to w Dopóki piłka w grze mamy ukazane losy selekcjonera w erze post Maneyballowej. Stary wyjadacz, z wieloletnim doświadczeniem, zbliżający się do emerytury ma za zadanie sprawdzić nowego zawodnika. Szefowie twierdzą, że jego metody są przestarzałe, nie korzysta z komputera, ma „zwyczajne notatki”, zastanawiają się nad zakończeniem z nim współpracy. Jednak Gus Lobel woli obserwować gracza niż zdawać się jedynie na dane. Przyjaciel selekcjonera informuje jego córkę o niepewnej sytuacji w pracy. Zaniepokojona Mick, która jest na co dzień prawniczką, przyjeżdża by pomóc ojcu (którego niekoniecznie cieszy ten fakt, jest przekonany, że sam sobie poradzi). Czy cenniejsze okaże się indywidualne podejście do zawodników, obserwowanie ich gry, rozumienie problemów? Czy dzięki wspólnemu obserwowaniu meczy ojciec i córka wyjaśnią sobie nieporozumienia z przeszłości?
Dopóki piłka w grze jest reżyserskim debiutem Roberta Lorenza, który jest producentem wielu filmów Clinta Eastwooda: J. Edgar, Medium, Oszukana, Invictus, Gran Torino, Sztandar Chwały, Listy z Ivo Jimy, Za wszelką cenę. (Nie wiem czy to tylko moje wrażenie, ale ostatnio wielu producentów, aktorów bierze się za reżyserowanie. Angelina Jolie wyreżyserowała Krainę miodu i krwi, Ralph Fiennes debiutował filmem Koriolan. Czyżby zmienianie „profesji filmowej” było modne?). Za to w roli głównej możemy zobaczyć samego Clinta Eeastwooda. Jakoś jak widzę go na ekranie zawsze przychodzi mi na myśl postawa bezwzględnego rewolwerowca i Brudnego Harry`ego. Twardy, doświadczony facet, który zna się na swojej pracy (Paradoksalnie jeśli porównać ilość nominacji Eastwooda do Oscara w kategoriach najlepszy film/reżyser do najlepszy aktor, bardziej jest doceniany za pracę za, niż przed kamerą. Choć zaczynał przecież w starych, dobrych westernach). Pomyśleć, że Eastwood ma 82 lata a wciąż gra, reżyseruje. W roli drugoplanowej Justin Tiberlake (To ten piosenkarz, który świetnie też tańczy i tak, również potrafi nawet nieźle grać (Patrz z jego udziałem The Social Network, Wyścig z czasem, Na drodze do szczęścia, To tylko sex) i Amy Adams (niespecjalnie kojarzyłam aktorkę, choć obejrzałam 14 filmów z jej udziałem. Min. Główna rola w Zaczarowanej i Zaręczynach po Irlandzku i o dziwo czterokrotnie była nominowana do Oscara za rolę drugoplanową: Mistrz, Fighter, Wątpliwość, Świetlik).
Film dla obsady można obejrzeć, zagrany ok., fabuła niezła (tyle, że zakończenia się domyśliłam mniej więcej po 20 minutach…), taki typowy dramat sportowy. 6/10.

Ciekawostką jest, że w filmie pokazana jest krótka scena wspomnień głównego bohatera, gdy bije się w stodole, najprawdopodobniej wycięto to z wcześniejszego filmu z Eastwoodem Każdy sposób jest dobry.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Gus zauważa, a właściwie usłyszał, jak wyjaśnia córce, że zawodnik, którego miał sprawdzić „nie trzyma rak” (chodziło chyba o to, że nie umie odbijać podkręconych). Odradza swoim szefom zakup tego zawodnika. Dzieli się również tym spostrzeżeniem z Johnnym. Szefowie Johnnego posłuchali, szefowie Gusa zawierzyli statystykom i jednak wybrali niepolecanego gracza. Johny jest zły na Gusa i odjeżdża. Gus kłóci się z córka. Gus zostawia córkę i wraca autobusem sam do centrali. Mick przed hotelem widzi jak młody chłopak rzuca niezwykle szybkie piłki (chłopak, który podawał wodę wcześniej na boisku – jak rzucił workiem, od razu wiedziałam, że to on będzie nowym odkryciem, a miotacz, którego mieli obserwować okaże się niewypałem). Na zgrupowaniu wszyscy się spotykają. Mick przyjechała z uzdolnionym miotaczem. Każe mu rzucać by sprawdzić nowego pałkarza. Szefowie rozumieja, że powinni byli słuchać Gusa. Córka Gusa zostaje managera uzdolnianego miotacza. Okazało się, że doświadczenie selekcjonera jest ważniejsze niż statystyka…

poniedziałek, 18 marca 2013

Oz wielki i potężny – Toto, tak tutaj było wcześniej nim my trafiliśmy z Kansas do Oz


Oz wielki i potężny ujmijmy to wprost nie jest niczym innym jak pequelem do znanego chyba wszystkim Czarnoksiężnika z Krainy OZ z 1939 roku (później pokolorowanego jak wiele innych klasyków), który to zresztą film jest adaptacją powieści L. Franka Bauma o tym samym tytule. Film nakręcony z rozmachem, produkcji Disney`a. Za kamerą stanął nie kto inny jak Sam Raimi, reżyser Spider-Mana części trzech – tego jedynego słusznego filmu o pajęczaku w wersji z Tobey`m Mguire`m. Chyba dobrze się Samowi na planie tej trylogii pracowało z Jamesem Franko (grał rolę Harry`ego Osborna, przyjaciela Petera Parkera) ponieważ w Oz Wielki i potężny Franko gra rolę główną – czarnoksiężnika Oza. Mało tego, na ekranie pojawiają się trzy piękne czarownice: Mila Kunis w roli Theodory (Jej kariera nabrała tempa od roli w Czarnym łabędziu, potem zagrała u boku Justina Timberlake`a w To tylko sex, a ostatnio można było ją zobaczyć w filmie Ted); Rechel Weisz jako Evanora -  do jej „najważniejszych” roli należy zaliczyć występ w Mumii (częściach dwóch jedynie słusznych, bo trzecią należy przemilczeć), w kolejnym „klasyku” jakim jest Constantine, potem miała udany występ w nieco mniej kasowej Agorze, a ostatnio niezła rolę w Niewygodnej prawdzie), Michel Williams jako Glinda, która w zeszłym roku była nominowana do Oscara za Mój tydzień z Marylin, wcześniej wystąpiła w Wyspie tajemnic (z Dicaprio) i Tajemnicy Brokeback Mountain.

Podświadomie chyba większość z nas pamięta oryginalną historię o Oz, w której do mała Dorotka wraz ze swoim pieskiem Toto porwana przez ogromne tornado wraz z całym jej domem wylądowała w Oz przypadkiem zabijając złą czarownicę. Zabrała magiczne trzewiki Czarownicy i wyruszyła w podróż by odnaleźć wielkiego czarnoksiężnika, który pomoże jej wrócić do domu a po drodze spotkała tchórzliwego lwa i stracha na wróble bez serca. W Ozie wielkim i potężnym poznajemy losy Oza, który to pojawia się dopiero na końcu drogi Dorotki. Największy urok chyba tego filmu polega na tej nici, podobieństwach, do klasyka istniejącego w świadomości widzów.  Oglądałam ten film czekając na kolejne elementy odwzorowujące na swój sposób przygody Dorotki. Kuglarz, szuler, oszust OZ oszukuje ludzi na scenie magicznymi sztuczkami, zwodzi również kolejne kobiety ofiarowując każdej tę samą pozytywkę kłamiąc, że to pamiątka po babce. Nie był to przykład człowieka cnotliwego. Podobnie prawe nie były okoliczności jego wyruszenia w daleką podróż (chłopak jednej z uwiedzionych kobiet ścigał Oza, a te by uciec wskoczył do balonu, po czym trafił w środek cyklonu, który przeniósł go do krainy OZ). Do momentu trafienia do Oz ekran jest czarno-biały w proporcjach 3x4. Dopiero gdy trafiamy do magicznej krainy ekran „zyskuje” kolory, które są niezwykle „soczyste” intensywne. (jakby ktoś w kinie miał wątpliwości, czy przypadkiem obsługa czegoś nie przeoczyła, a zdarzało mi się że np. nie rozciągnęli ekranu).  Oz w ekranizacji XXI wieku jest równie barwne jak to z początków XX-ego (pokolorowane). Kolorowe kwiaty, plująca wróżka, stroje mieszkańców OZ kolorowe (i równie kiczowate jak niegdyś), intensywnie żółta droga z kostki prowadząca do szmaragdowego grodu, o tak Dorotka po niej po latach (kiedyś już) też będzie stąpała. Oz w przeciwieństwie do Dorotki uratował Skrzydlatą małpkę w stroju boja hotelowego Franka (przed lwem! Tak lwem, którego odstraszył czerwonym dymem, czy to był tchórzliwy lew?) i laleczkę z porcelany (skleił jej nóżki). Mieszkańcy OZ szyją też strachy na wróble, małe Manczkiny bardzo chcą pokazać Ozowi jak tańczą. Oz spotyka trzy czarownice, które nie są w istocie takimi jakimi się wydają (A może są? Jedna to blondynka i dwie  czarnowłose, kto obstawi, która jest dobra?) Wszystko ładnie, niezłe żarty (dobra rola małpy) cukierkowe to i bardzo naiwne, nieco przydługie.
Moim zdaniem zbyt długi był czarno-biały wstęp, potem „wprowadzenie” do Oz i wyznaczenie sobie misji/celu (w tym punkcie mamy już za sobą ponad 40 minut seansu). Naiwna była a priori akceptacja Oza zastanego świata i beztroskie przystawanie na wszelkie propozycje kolejno spotykanych czarownic, nie wspominając już o ekspresowym uwodzeniu. (Dorotka mogła być naiwna, ale Oz szuler, podrywacz oszust?) Film dla dzieci, ok. zawierający kilka dobrych nawiązań , o paradoksie, do swojej właściwie kontynuacji. Ładnie to wszystko przedstawiono i o ile pamięć mnie nie myli (Może mylić, nie odświeżałam sobie Czarnoksiężnika z Kariny Oz, choć teraz chętnie bym obejrzała „oryginał”) wszystko się powinno zgadzać. Disney zamówił już sequel tej opowieści, co może być również remake`m wersji z 1939. Do obejrzenia, ale z ostatnich „filmowych baśni” bardziej podobał mi się Jack pogromca olbrzymów. Takie przyzwoite 7/10 głównie za piękne, kolorowe Oz i sentyment do klasyka, do którego nawiązuje.

SPOILER- ZAKOŃCZENIE
Theodora, która poczuła się zdradzona przez Oza (gdy ten wyrusza w podróż z Glindą) ulega wpływowi Evanowry i zjada zielone jabłko i zmienia się w szkaradną zieloną czarownice. Oz wraz z Glindą szykują atak na dwie złe czarownice. Podstępem i technikom. Strachy na wróble przesuwane za pomocą wózków wjeżdżają na pole makowe, małpy, które atakują strachy zasypiają na polu. Glinda zostaje porwana. porcelanowa laleczka znajduje jej różdżkę  Oz dostaje się do zamku i złoto ze skarbca wrzuca do balonu, który skonstruowali mu ślusarze. Theodora myśląc, że Oz ucieka rzuca kulą ognia w balon, który upada na dziedziniec. Oz wykorzystuje "kamerę", która przekazuje jego obraz na wielkiej chmurze dymu i oznajmia, że teraz jest niezwyciężony, wystraszył czarownicę, Theodora zielona ucieka na miotle, Evanora zostaje pokonana przez Glinde, gdy jej zielony naszyjnik zostaje zerwany z jej szyi staje się szkaradna i również ucieka. oz zostaje w krainie Oz, montuję specjalną kamerę za tronie, by za jej pomocą oz mógł przyjmować audiencję. oz całuje Glinde, koniec. Jeśli się nie mylę to Dorotka swoim domem zabiła Evanorę, a na końcu filmu walczyła z Theodora...

niedziela, 17 marca 2013

Poradnik pozytywnego myślenia - postoscarowo i rolach za które można dostać Oscara


Miesiąc po Oscarach, post fatcum obejrzałam w końcu Poradnik pozytywnego myślenia. Osiem nominacji do Oscara, w tym za najlepszy film, najlepszy aktor pierwszoplanowy (Bradley Cooper), najlepsza aktorka pierwszoplanowa (Jennifer Lavrence) najlepszy aktor drugoplanowy (Robert De Niro), najlepsza aktorka drugoplanowa (Jacki Beaver), najlepszy reżyser (David O. Russel, który na swoim reżyserskim koncie ma film Fighter sprzed dwóch lat - za rolę drugoplanową Christian Bale dostał Oskara), najlepszy scenariusz adoptowany i najlepszy montaż. Ostatecznie statuetkę otrzymała jedynie Jennifer Lavrence (która na rozdaniu Oscarów wszystkich oczarowała błyskotliwymi wypowiedziami i zaliczyła upadek w drodze na podium).

Przy takiej ilości nawet samych nominacji można się było spodziewać wyjątkowego filmu. Dlatego zupełnie nie rozumiem, co takiego w tej produkcji urzekło Akademię. To zwyczajna historia dwojga ludzi, nieco niezrównoważonych psychicznie (dosadniej ujmując świrów), którzy się poznają spędzają razem czas. Zwyczajna w tej tematycznej inności, dłużąca się i niestety bardzo z przewidywalną fabułą. Zupełnie nie rozumiem nominacji dla aktorów drugoplanowych. De Niro i Beaver mieli kilka udanych scen rodziców zmagających się nieokrzesanym nieco synem i całkiem udanie De Niro zagrał człowieka z „natręctwami”, ale bez przesady. W kategorii aktor drugoplanowy to już na pewno lepiej w tym roku wypadł Tommy Lee Jones w Lincolnie niż De Niro w Poradniku (Cieszę się, że nagrodę dostał Waltz, choć wyjątkowy wydaje się być tylko w filmach Tarantino).  Przyznać mogę, że scenariusz napisany całkiem zgrabnie (odpowiednio dawkowane są informacje dotyczące tego, co sprawiło, że bohaterowie przeszli „załamanie psychiczne”, dobre dialogi, choć zakończenia ociera się o banał. Finałowa scena tańca – serio?). W kwestii odtwórców głównych ról, śmiem twierdzić, że najłatwiej „wybić się” grając wariatów. To obiegowa opinia i nie odkrywam tu niczego nowego. Jest chyba coś takiego, że aktorzy chętnie wybierają role wyrazistych czarnych charakterów, czy właśnie psychopatów, wariatów, bo takie role dają im możliwość pokazania wachlarza skrajnych emocji. Nie jeden, nie dwóch czy nawet trzech aktorów dało się poznać rolą niezrównoważonego psychicznie bohatera. Tak pierwsi lepsi z brzegu: Jack Nicolson w Locie nad kukułczym gniazdem, Anthony Hopkins w Milczeniu owiec, Penelope Criuz w Vicky Christinę Barcelonie, Kevin Spacey w American Beauty [tak na marginesie zupełnie, to polecam nowy serial z jego udziałem House of cards – tu też Spacey pokazuje jak grać dobrze potrafi),  F. Murray Abraham w Amadeuszu,  Dustin Hoffman w Rain Manie, Katy Bates w Misery.  O wiele trudniej chyba stworzyć kreację spokojnego bohatera, która to jednocześnie zapada w pamięć widzom (Mówi się, że w zeszłym roku Mertyl Streep w końcu dostała Oscara właściwie za całokształt. Ciągle była nominowana właściwie od lat `80 nie zdobywając statuetki. Ja uważam, że właśnie za Żelazną damę dostała statuetkę zasłużenie, ponieważ wciąż w pamięci mam scenę z tego filmu, gdy u lekarza z niezwykłym spokojem na twarzy, stonowana dama wypowiada słowa: Jeśli wypowiem to co myślę, słowa mogą przerodzić się w czyny. Czyny mogą stać się nawykami….choć sam w sobie film nie był wybitny.

Podsumowując: Poradnik Pozytywnego myślenia był dla mnie filmem zwyczajnym, z owszem, udanymi kreacjami aktorskimi, ale gdyby nie te liczne nominacje, nie wiem czy w ogóle zwróciłby moja uwagę. W ramach przyzwoitości 7/10. Czy jest to film z serii „musisz obejrzeć”, „zapamiętam na długo” (Typu tegoroczne Django, czy Życie Pi), nie, na pewno nie.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Pat jedzie na mecz, wdaje się w bójkę. Drużyna, na którą jego ojciec postawił wszystkie pieniądze przegrała. Wszyscy spotykają się w domu. Przychodzi Tiffany wściekła, ze Pat nie zjawił się na treningu. Ojciec pata obwinia ją o pecha. Dziewczyna wyjaśnia mu, że to właśnie spotkania z nią przynosiły szczęście drużynie Orłów. Dochodzi do skumulowanego zakładu. Jeśli drużyna wygra następny mecz a pat i Tiffany uzyskają 5/10 w konkursie tanecznym, w którym maja wystąpić ojciec odzyska swoje pieniądze. Pat nie chce brać w tym udziału, wychodzi z domu, przypomina sobie słowa Tiffany o odczytywaniu znaków i zdaje sobie sprawę, ze to ona napisała list od Nikky. Tiffany i rodzice Pata ustalają, że powiedzą Patowi, ze Nikki będzie na konkursie tańca żeby tam poszedł. Dzień meczu i konkursu. Tiffany widzi, że Nikki przyszła z jej siostrą na konkurs. Jest zła, upija się przy barze. Pat widzi Nikky, ale szuka Tiffany. Biorą udział w konkursie. Ich taniec jest dziwy, eklektyczny. Dostraja dokładnie 5/10. Wszyscy się cieszą, zakład wygrany, ponieważ drużyna również wygrała mecz. Pat rozmawia z Nikky, Tiffany wybiega zazdrosna z budynku. Pat ja dogania i mówi, że ma dla niej list. Napisał, ze wiedział, że to ona napisała list od Nikky i że to ona okazała się bardziej szalona od niego, że mu pomogła i że ją kocha. Wszyscy w domu wspólnie oglądają kolejne mecze. Happy end.

sobota, 9 marca 2013

Jack pogromca olbrzymów – Fy, Fee, Foe, Po łodydze w górę Jack się piął, a na jej końcu gigantów sto…


Fy, Fee, Foe nie pytajcie skąd ten grzmot,
Kryje się wysoko gdzieś miejsce nad wyraz złe
Dom to olbrzymów groźnych jest
Co marząc, że ludzki pokonają szczep,
Czekają aż ziarno zemsty puszczą pęd

Był sobie Jaś, który miał sprzedać konia na targu, ale zamienił go na kilka ziaren fasoli. Niezadowolony jego opiekun wyrzucił fasolą, a z niej w nocy wyrosła długa łodyga pod samo niebo. Jaś się na łodygę wspiął i na jej końcu spotkał Olbrzyma.

Dzięki ci Hollywood za przeniesienie na ekran kolejnej wszystkim znanej opowieści we własnej nieco urozmaiconej wersji, dzięki! Niech mówią co chcą, że klapa, że Jack podzieli los Johna Cartera (Czego zupełnie nie rozumiem, ponieważ John Carter mi się bardzo podobał i widziałam ten film ze trzy razy) ale Jack pogromca olbrzymów to świetny film przygodowy.  Rozbudowano historię Jasia i jego fasoli w reżyserii Bryana Singera (Reżyser X-Men 2, X-Man: pierwsza klasa) z Nicholasem Houltem w roli głównej [Grał Hanka-Bestię w X-Man: pierwsza klasa (musieli się z reżyserem polubić na planie). Gra też główną rolę zombie w Wiecznie żywych, (który to film zbiera pozytywne recenzje i na pewno go obejrzeć muszę). Chyba warto zapamiętać to nazwisko], Ewanem McGregorem w jak na niego nietypowej roli (ale mu fryzurkę zrobili!), Billem Nighy`m (Hotel Marigold, Underwold) i Stanleyem Tucci (Diabeł ubiera się u Prady).
Słaby ten plakat, Jack praktycznie niewidoczny, ale lepszego nie ma

Za górami za lasami było sobie królestwo, w którym krążyła legenda, iż niegdyś mnisi chcąc zobaczyć Boga wyhodowali fasolę, która rosła aż do nieba. Niestety po drodze ku niebiosom napotkali krainę Olbrzymów. Jeśli można wejść do góry, można zejść też na dół. Ludzie musieli walczyć z Olbrzymami. Król z serca zabitego władcy Olbrzymów kazał ukuć koronę. Ten, kto nosi koronę ma władzę nad Olbrzymami. Po zwycięstwie i śmierci króla pochowano go wraz z tą koroną i ostatnimi ziarnami fasoli…
(Bardzo ładnie „animowane” wprowadzenie do historii)

Najbardziej w filmowych wersjach baśni lubię sposób w jaki znane nam wszystkim wątki baśniowe potrafią rozbudować i przekształcić (Patrz serial Once upon time – polecam). Myśleliście, że  Jack tak naiwnie zamienił konia na fasolę? O nie! Znalazł się we właściwym miejscu we właściwym momencie i mnich właściwie ukradł mu konia pozostawiając fasolę. Chłopak wcale nie wspiął się z na łodygę z ciekawości. Niestety kiedy fasola zaczęła rosnąc przypadkiem w jego domu znajdowała się księżniczka, która wraz z chatką zostawała wyniesiona na szczyt pędu i Jack wraz z kilkoma rycerzami musiał wyruszyć w górę by ją ratować. Był też król (który nosi złotą zbroję), księżniczka (niepokorna), zły lord (knujący by przejąć władzę), głupawy sługa (zadający głupie pytania), dzielny dowódca straży (Ewan McGregor) i głupie Olbrzymy. Tylko nie było złotej gęsi, co pozytywnie mnie zaskoczyło. (Akcent w tej historii przeniesiono nie na chęć zdobycia złota Olbrzymów, ale nikczemny plan lorda). Wszystko zgodne ze stereotypami i najbardziej podstawowymi wyobrażeniami tego, jak królestwo, rycerze i Olbrzymy wyglądać powinny. O to właśnie chodzi! Nie wiem, czego oczekiwali krytycy, ale ten film to świetne kino przygodowe dla małych i dużych! Fabuła poprowadzona jest po linii prostej począwszy od przedstawienia bohaterów, z wyrazistym Schwartz charakterem,(Stanley Tucci) i motywem z serii od zera do bohatera. Nikt chyba nie oczekiwał niezwykle skarb likowanej i poważnej historii? Przygoda goniła przygodę, ze sporą dawką humoru. Wizualnie wszystko pokazane ze sporym rozmachem (kraina Olbrzymów, same Olbrzymy), niestety jak to ostatnio ciągle narzekam w kinie na filmie 3D efektów, gdy coś leci na nas z ekranu niewiele. Polecam jako lekkie kino przygodowe.Można ten film obejrzeć z dziećmi  ale i mnie niemłodej już osobie, jak napisałam, się podobało.

Oglądając Jacka przypomniały mi się takie filmy jak Długo i szczęśliwie, czy Narzeczonej dla księcia. Jack na tle zeszłorocznej Królewny Śnieżki z Julią Roberts, czy Królewny śnieżki i łowcy, wypada na razie najlepiej. Nie widziałam jeszcze Hansel i Gretel: łowcy czarownic, ale recenzje maja średnie. Równie dobrze jak Jack zapowiada się OZ: wielki i potężny, jak będę miała okazję to też obejrzę). W W swoim gatunku Jack Pogromca Olbrzymów w pełni zasłużył na 8/10, chętnie obejrzałbym jeszcze raz.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Olbrzym, który pilnował zejścia spada ze skały w dół, po tym jak Jack wrzucił bu do buzi gniazdo os. Król, gdy zobaczył martwego Olbrzyma na ziemi, kazał ściąć łodygę. Jack i Isabelle schodzą po łodydze. Gdy zbierają się Olbrzymy wraz z Lordem, by zejść na dół dowódca straży,  atakuje Lorda.  Lord ginie, ale niestety Olbrzymowi udaje się zabrać jego ciało i zakłada sobie koronę na palec. Łodyga zostaje ścięta. Jack i Isabelle oraz dowódca straży szczęśliwie lądują na dole. Olbrzymy zostały odcięte. Jednak znajdują ziarna, które miał Lord. Olbrzymy schodzą w dół po nowych łodygach fasoli. Dochodzi do oblężenia zamku. Władca Olbrzymów, który wpadł do fosy dostaje się do środka. W Sali królewskiej atakuje Jacka i Isabelle, którzy biegli na wieżę, by rozpalić ogień i dać znak sąsiadom królestwa o inwazji. Gdy olbrzym łapie Jacka i Isabelle Jack wrzuca mu do gęby ostatnie ziarnko fasoli, które sobie zachował. Fasola wyrasta z jego wnętrza i akurat kawałek jego łapy ląduje na ziemi. Jack zakłada koronę, każe Olbrzymom wrócić do góry. Król zmienił prawo i pozwolił księżniczce poślubić człowieka z ludu. Jack opowiada historię już swoim dzieciom. A korona., która dawała władze nad Olbrzymami została przekuta na koronę królewską i można ja do dziś oglądać w Tower! Happy End!