poniedziałek, 28 stycznia 2013

Les Miserables Nędznicy – czyli powieść Wiktora Hugo w wersji śpiewanej.


8 nominacji do Oscara (w tym za najlepszy film), 3 zdobyte złote Globy - Les Miserables Nędznicy. Powieść Wiktora Hugo w wersji musicalowej przeniesiona na wielki ekran. Produkcja zorganizowana z ogromnym rozmachem na niezwykle wysokim poziomie realizacyjnym, z obsadą, która aż krzyczy: "to jest ważny film". Hugh Jackman (nominacja najlepszy aktor pierwszoplanowy), Russell Crowe, Anne Hathaway (nominacja najlepsza rola drugoplanowa), Helena Bonham Carter (Żona, muza Tima Burtona), Sasha Baron Cohen (znany jako Borat i kolejne jego wcielenia: Bruno, oraz Dyktator), Amanda Syfried (zaczynała karierę właśnie od musicalu Mammy Mii!) i Eddie Redmayne (kojarzę go z filmu Błękity Deszcz, w zeszłym roku również zagrał w filmie dostrzeżonym przez akademię: Mój tydzień z Marylin, ale to  Marylin była tam najważniejsza). Musical wyreżyserowany przez Toma Hoopera i o ile nie kojarzyłam wcześniej tego nazwiska, to najwyższa pora, ponieważ jest to zdobywca Oscara za Jak zostać królem z 2011 roku. Raz na dwa lata zdobyć choćby nominację za zrealizowany film, to już wyczyn godny zauważenia i zapamiętania tego nazwiska.
Nie będę tu specjalnie przytaczać fabuły, z pewnością jest wiele innych ekranizacji lepiej oddających treść powieści Hugo (Powieści nie czytałam, kojarzyłam, że w Nędznikach na lata bohatera skazano na wiezienie za kradzież chleba, niewiele więcej. Z  twórczości Hugo czytałam tylko dramat Hernani, czyli honor kastylijski.  Dlatego też wszelkie moje wrażenia opierają się tylko i wyłącznie o to, co zobaczyłam na ekranie). Jean Valjean został skazany na 20 lat więzienia. Zostaje zwolniony warunkowo. Dokumenty, będące jego wybawieniem, ale jednocześnie przekleństwem (nikt nie chce zatrudnić złodzieja) wręcza mu inspektor policji Javert. Jean łamie postanowienie warunkowego zwolnienia i znika by zacząć wszystko od nowa (zainspirowany miłosierdziem księdza, który wybaczył mu kradzież i dał kolejną szansę). Javert jednak poprzysiągł, że nie spocznie póki  nie schwyta Valjeana. Jean wiele razy przez lata będzie musiał płacić za to, że zbiegł i ponownie uciekać.



Dlaczego Nędzników trzeba obejrzeć w kinie? Jest to musical i tylko na dużym ekranie można docenić „magię” tego filmu.  To długa produkcja (2 godziny 37 minut) w której, jak to na musical przystało bohaterowie cały czas śpiewają! Tylko w tej wersji po pierwsze ważne jest kto i jak śpiewa!
Anne Hathaway zasłużyła na nominację do Oscara, czy na wygraną to się okaże (Na razie nie mam żadnego porównania, ponieważ nie widziałam pozostałych filmów z aktorkami, które zostały wyróżnione). Postać odgrywana przez Anne jest tragiczna i w scenie, w której śpiewa piosenkę I dreamd a dream, widać całą rozpacz i cierpienie Fatimy widoczne w wyrazie twarzy aktorki.
Niewątpliwie  piosenki w tym filmie są najlepsze (nominacja do Oscara również w kategorii najlepsza piosenka Suddenly w wykonaniu Hugh Jackmana). Do teraz w głowie rozbrzmiewa mi Look Down, Look Down z początku filmu, które potem przewijało się w kolejnych scenach. Świetna piosenka Hugh Jackmana, w której ma wątpliwości, czy się przyznać, że to on jest Valjean by uratować niewinnie oskarżanego człowieka. Momentami te załamania głosu, modulacja. Wspominanie w kolejnych piosenkach numeru więźnia: 24601, co nie tak łatwo jest chyba zaśpiewać (Obdarli Jeana z imienia, został mu numer). Nie jestem ekspertem muzycznym, ale na mnie robiło to wrażenie. Wspólne sceny Hugh i Russela ich naprzemienne kwestie, znakomicie budowały relacje tych dwóch antagonistów. Amanda Seyferd nie miała za wiele miejsca by coś więcej pokazać. Właściwie w roli młodej zakochanej dziewczyny o wiele lepiej wypadła postać Éponine i jej piosenki (piosenka w strugach deszczu). Podobnie postać Mariusa młodego wojownika o wolność w wydaniu Redmaynego nie była tak dobra jak postać Enjorlasa. Bardzo dobra była rola małego chłopca (scena w której demaskuje Javerta!). Postaci Heleny Bonham Carter i Sachy Barona Cohena nadawały temu filmowi nieco lekkości, gdyby nie oni film byłby niebezpiecznie długo poważny, przez co może i pod koniec nudny, gdyby nie oni. (Udane sceny okradania klientów, mylenie imienia Cosette), choć Sasha śpiewać wybitnie raczej nie umie.
Śpiew był nagrywany na planie, a nie jak zazwyczaj robi się w musicalach kiedy to piosenki są nagrywane w studiu i może dlatego momentami aktorzy tak wspaniale mogli załamywać głos, przechodzić do szeptu. Nie ma właściwie w tym musicalu kwestii mówionych, w sumie razem może kilka zdań wypowiedzianych jako dokończenie piosenki. Nie będę ukrywać: przechodziły mnie ciarki gdy oglądałam ten film, a pod koniec nawet się wzruszyłam. Po wyjściu z kina byłam gotowa biec do sklepu, by zakupić sobie Sundtrack. Po seansie chce się ponownie wysychać tych piosenek! Powtórzę się: znakomita realizacja, i film na pewno zdobędzie Oscara za muzykę, bo jaki film miałby go dostać, jeśli nie musical? Nędznicy są również nominowani do Oscara za kostiumy, jednak akurat w tej kategorii statuetkę przyznałabym Annie Kareninie.
Les Miserables – Nędznicy jest to na pewno pozycja, którą koniecznie trzeba obejrzeć w kinie na wielkim ekranie, przy odpowiedniej jakości dźwięku, by docenić jak doskonale to zrealizowano. Przypuszczam, że w domowym zaciszu na DVD film nie zrobiłby na mnie takiego wrażenia. Polecam wizytę w kinie 8/10.

SPOILER ZAKOŃCZENIE
Powstanie kończy się klęską. Ginie Eponine, i wszyscy inni prócz Mariusa, którego ratuje Jean. Javert popełnia samobójstwo, nie mógł powstrzymać Valjeana, nie mótegł zrozumieć dlaczego darował mu życie. Javert rzuca się z budynku w wielką toń wody. Cosette i Marius biorą ślub. Jean odchodzi, nie mógł wyznać prawdy córce, że był złodziejem. Na ślubie zjawiają się złodziejaszki (Coen i Bonham Carter) i przez przypadek zdradzają Mariusowi, że to Jean uratował mu życie. Marius i Cosette jadą odszukać Jeana. Żegnaja sie z nim, on umiera, widzi Fatimę. Końcowa scena: wszyscy polegli powstańcy Fatim i Jean na barykadach śpiewają o wolności, która przyjdzie o świcie.

piątek, 25 stycznia 2013

Życie PI – chłopiec i tygrys na łodzi


Życie Pi to pozycja nominowana do Oscara w 11 kategoriach, film Anga Lee (dostał Ocara za Tajemnice Brokeback Mountain i był nominowany za Przyczajonego tygrysa ukrytego smoka. Z jego nieco świeższej filmografii warto też obejrzeć Ostrożnie, pożądanie). Film na podstawie bardzo głośnej powieści Yan`a Martela (Książki nie czytałam, ale nie raz nie dwa natknęłam się na tę pozycje na półce w bibliotece).

Podchodziłam nieco z rezerwą do tego filmu i właściwie nie sądziłam, że będzie to coś wyjątkowego. Film o chłopcu na morzu, który podróżuje z tygrysem? Jednak nie jest to film tylko o rozbitku, który przeżył katastrofę statku, na którym była cała jego rodzina i zwierzęta z Zoo. Film to życie Pi, w którym ukazano nam dzieciństwo chłopca o niefortunnym imieniu Piscine Molitor Patel. Imię nietypowe, nadane dziecku, ponieważ jego wujek uznał, że najpiękniejszy, z najczystszą wodą na świecie jest basen we Francji.  Chłopiec dostał imię po basenie. Niestety niefortunnie imię się to kojarzyło (Piss – z ang. „Sikać”). Jak wybrnąć z niefortunnego imienia? Skrócić je do PI greckiej litery alfabetu, stałej matematycznej: 3,14 i wiele, wiele liczb po przecinku, które to nauczył się PI. Przestał być przezywany, gdy na tablicy wypisał kilkaset liczb po przecinku liczby PI. Chłopiec ten interesował się religią. Był hindusem, poznał Chrystusa i Allaha znał też Kabałę.

Nie można wyznawać na raz trzech religii. Jeśli wierzysz we wszystko, to tak jakbyś nie wierzył w nic. 
Jak ma znaleźć drogę, jeśli nie umie wybrać ścieżki?
Może jednak nauka, wyjaśniła więcej przez setki lat niż religia przez tysiące? Nie poznasz siły swej wiary, póki nie zostanie wystawiona na próbę.

Ten chłopiec po zatonięciu statku handlowego na morzu podróżował z Tygrysem o imieniu Richard Parker. Tygrys miał nietypowe imię, ponieważ gdy przewożono go do Indii pomieszano coś w papierach i uznano, że imię tygrysa do dane jego ówczesnego właściciela. Imię tygrysowi zostało….

Ponieważ wszystkie wydarzenia są opowiadane dziennikarzowi przez już dorosłego PI, wiemy, że chłopiec przeżyje. Jednak śledząc jego opowieść chce się poznać odpowiedź na pytanie: Czy przeżyje tygrys?

To historia o przetrwaniu, zrealizowana przepięknie (Nie dziwią mnie nominacje w kategoriach technicznych i za muzykę). Magiczne obrazy  malują się na ekranie, wspaniałe ujęcia zwierząt: zebry, małpy, surykatek, choć najlepszy był tygrys. Narracja prowadzona przez Pi sprawia, że jego kolejne poczynania na morzu są interesujące: Jak dostać się na łódź jeśli jest na niej jest tygrys? Jak oswoić tygrysa? Dać tygrysowi umrzeć? Jak wykarmić tygrysa?
Historia, która momentami ociera się o metafizykę, zwłaszcza w aspekcie zakończenia. Jedynie ociera, ponieważ jest to głównie moim zdaniem historia o przetrwaniu, współczuciu jakim darzył Pi zwierzęta i woli przeżycia. Polecam 8/10! Warto!

Którą wersję wybierasz?
Ja tę z tygrysem.


SPOILER ZAKOŃCZENIE
Wiadomo było, że PI przeżyje. Tygrys również przeżył. Wylądowali u brzegu Meksyku. Tygrys wyskoczył na brzeg, poszedł w stronę dżungli i nie obejrzał się nawet za siebie. Nie pożegnał się z PI po tym wszystkim co przeżyli. Gdy ludzie przepytywali PI w szpitalu nie mogli uwierzyć w opowiedzianą przez niego historię. Opowiedział im Pi więc inna wersję wydarzeń. To nie zwierzęta były na łodzi (hiena, zebra i małpa oraz tygrys). Przeżyły 4 osoby: kucharz, chłopak, który jadł ryż z sosem, matka PI i PI. Chłopak miał złamaną nogę, gdy umarł kucharz wykorzystał jego ciało jako przynętę na ryby. Matka nie mogła się z tym pogodzić. Kucharz zabił matkę. PI zabił kucharza. Pi był tygrysem… Na końcu Pi pyta pisarza którą wersję wybiera. Dziennikarz mu odpowiada: Tę z tygrysem. Na to mu Pi odpowiada: podobnie wybiera Bóg. Koniec.  


czwartek, 24 stycznia 2013

Pamięć absolutna, czyli słów kilka o ekranizacjach powieści Philipa K. Dick`a i nieznośnej tendencji współczesnego kina do kręcenia wciąż tego samego


Tajemnicą chyba nie jest, że obecnie ¾ produkcji filmowych, które trafiają na ekrany polskich kin rodem z USA są adaptacją/ekranizacją/inspirowane powieścią/komiksem/prawdziwą historią. Daleko szukać nie trzeba, ot tak na chybił trafił głośne tytuły minionego roku: Avengers – komiksy Marvela, Uwodziciel z Pattinsonem – powieść Guy`a De Maupassanta, Hobbit - powieść Tolkiena, Anna Karenina - powieść Tołstoja, nominowani w tym roku do Oscara Nędznicy – powieść Viktora Hugo, Życie PI - powieść Yann Martel, Operacja Argo – inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, Połów szczęścia w Jemenie (trzy tegoroczne Globy) na podstawie książki, inspirowanej prawdziwymi wydarzeniami, Battleship: Bitwa o ziemię - wariacja na temat gry w statki. Kiedy film odnosi sukces kręci się jego kontynuacje do znudzenia: 4 części  Bourne`a, 4 części Underworld, w tym roku kolejna odsłona Szklanej pułapki i nawet całkiem świeżej serii, ale już jednak serii Kac Vegas 3 nas wkrótce czeka. Mało tego, mamy jeszcze inny trend. Kręci się ponowne ekranizacje tj. rebooty. restarty serii: nowy Batman (Nolan to nakręcił, warto było, patrz tutaj), Nowy Spider-Man (film ok, ale wolę wciąż Tobey`iego jak pisałam tutaj) w pewnym sensie Prometeusz i ...nowa Pamięć Absolutna
Tak dla porównania w latach 80` dominowały scenariusze oryginalne a już w roku 2011 to właściwie tylko kontynuacje i ekranizacje...

Nie pamiętam Pamięci Absolutnej z Arnoldem Schwarzenegerem i jakoś w tym wypadku nawet nie chciałam sobie odświeżać wersji pierwszej tej ekranizacji. Dokładnie: ekranizacji, ponieważ Pamięć absolutna jest ekranizacją powieści pisarza i to całkiem znanego: Philippa K.Dicka. Nie będę twierdzić, że jestem wielką fanką jego twórczości, ponieważ z całego jego dorobku przeczytałam tylko jedną powieść Czy androidy marzą o elektrycznych owcach, (może bardziej znajomo brzmi tytuł Łowca Androidów/Blade Runner? – ekranizacja tegoż dzieła nie kogo innego jak samego Ridley`a Scotta z Charisonem Fordem w roli głównej z 1982 roku!) Filmowcy sięgnęli jeszcze po kilka innych opowiadań/powieści Dicka: Władcy umysłów – bardzo dobry film, Raport mniejszości – film z Tomem Cruisem, Next z Nicolasem Cagem był luźno inspirowany opowiadaniem Złotoskóry, film Tajemnica Syriusza (Tego nie widziałam). Dlatego nie wiem czemu zabrano się ponownie za już zekranizowaną powieść? Nie można było nakręcić czegoś innego? Dick pozostawił po sobie kilkadziesiąt utworów. Wymienione przeze mnie ekranizacje to bardzo dobre film. „Nowa” Pamięć absolutna bardziej przez widzów jest chyba traktowana jako remake Pamięci Absolutnej z Arnim niż nową wersją powieści. Denerwuje mnie ten fakt zwłaszcza w kontekście tego, że nie dość, że filmowcy nam ostatnio serwują głównie ekranizacje opowieści z innych mediów (gry, książki) to jeszcze poprawiają sami siebie, zwłaszcza, że źródła inspiracji się jeszcze nie skończyły (Jakiś czas temu też skłonna byłam do narzekań na to, że zekranizowali Rzecz o mych smutnych dziwkach Marqueza zamiast w końcu się zabrać za Sto lat samotności, eh...). Muszę chyba przełknąć ten fakt, że ostatnio oglądamy głównie to samo, nieco poprawione (Bywa, że mi się to bardzo podoba), urozmaicone (Les Miserables – kilka „typowych ekranizacji filmowych” pewnie kilkanaście musicali, ale można było nakręcić to jeszcze raz i to tak, że film zdobył 8 nominacji do Oscara)

Odcinając się jednak absolutnie od tego całego kontekstu poświęcając uwagę jedynie samemu filmowi Pamieć Absolutna z Colinem Farrellem i Jescicą Biel muszę przyznać, że film się broni, dobry scenariusz. Gdzieś tam spod grubej warstwy obrazu przepełnionego masą efektów specjalnych przebija nieco głębszy sens jak się domyślam, który to źródło ma w pierwowzorze tj . powieści Dicka.

Główny bohater jest przeciętnym robotnikiem w zmechanizowanej przyszłości po wielkiej wojnie. Każdego dnia rano wstaje, idzie do pracy, w środku komunikacji codziennie siada na tym samym miejscu, wraca z pracy idzie do baru i codziennie tak samo. Douglas Quaid zadaje przyjacielowi pytanie: jaki to ma sens? Ten właśnie człowiek chciał czegoś więcej. Powodowany rządzą przeżycia, a właściwie posiadania wspomnień z ciekawszego życia idzie do Recal-miejsca, gdzie mogą mu dać nowe wspomnienia. Ze wszystkich możliwości bycia królem, gwiazdą wybiera wspomnienia agenta specjalnego…Tylko, że Douglas nie wiedział , że on już miał takie wspomnienia…

Douglas staje przed pytaniami: który „on” jest tym prawdziwym, czy można być sobą nie pamiętając kim się jest? Nasze wspomnienia decydują o naszej tożsamości? A może wspomnienie, życie jest tylko chemicznym obrazem w naszym mózgu? Jakie ma znaczenie to, czy naprawdę się coś wydarzyło, jeśli mamy te wspomnienia? Jak odróżnić przyjaciół od wrogów, fikcję od rzeczywistości? Jeśli nawet najbardziej przekonywująca iluzja jest tylko iluzją
patrząc obiektywnie, to patrząc subiektywnie nie był to jednak obraz realny?

Niestety na pogłębienie tych refleksji bohater nie ma zbyt wiele czasu pomiędzy serią ucieczek, pościgów futurystycznych pojazdów, strzelanin, prób odbicia partnerki z niewoli, kolejnej ucieczki i powstrzymaniu zagłady koloni. Pewne rzeczy okazują się nie być takimi jakimi wydawały się na początku. Colin Farrel nie miał zbyt wiele do zagrania tym filmie, więcej musiał się nabiegać i nastrzelać, Podobnie zresztą Jessica Biel, nie wiem też jakim sposobem włosy Kate Backinsale ścigającej uciekinierów przez cały czas tak dobrze się układają.

Wszystko to zrealizowane jest na przyzwoitym poziomie z wykorzystaniem możliwości współczesnych efektów specjalnych, momentami nawet urozmaicone ciekawymi ujęciami kamery.  

Roboty, które strzegą porządku na ulicach futurystycznego miasta przypominają te z Gwiezdnych wojen (Białe człekopodobne maszyny). Miasto nocą jakoś przywołało mi miasto z Łowcy Androidów (stroje ludzi, kobieta z trzema piersiami). Momentami również skojarzyła mi się fabuła tego filmu z Tożsamością Bourne`a gdzie pozbawiony tożsamości agent szuka wskazówek do poznania samego siebie (Scena w banku, gdzie ma skrytkę, do której znał numer, w której były paszporty) i kobieta, która mu pomaga, a ich celem jest zniszczenie organizacji. Nawet Matrix przyszedł mi do głowy, kiedy należało sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to co przeżywa bohater nie jest tylko wspomnieniem? Nie mogłam się niestety oprzeć wrażeniu, że to przecież wszystko już było. Filmowi nie można jednak zarzucić nic poza tym, że jest wtórny, ale jak zaznaczyłam na wstępie, można to wypominać większej części nowych produkcji. Przyzwoite SF, dla fanów gatunku, bez większych oczekiwań, ok  7/10.


SPOILER ZAKOŃCZENIE
Okazało się, ze Douglas miał doprowadzić Federacje do Matthiasa. Sam nie wiedział, że jest podwójnym agentem. Nie było żadnego kodu mogącego wyłączyć wszystkie roboty. Matthias zostaje zabity, rebelianci zlikwidowani i federacja może uderzyć na Kolonię. Jednak Douglasowi udaje się uciec, uwolnić Melinę i zniszczyć cały ośrodek operacyjny federacji. Gdy już po wszystkim Douglas budzi się w karetce jest przy nim Melina. Rozpoznaje jednak, że to nie ona, ponieważ nie miała blizny na ręce. To Lori (jego żona), którą zabija. Wychodzi z Karetki tam czeka prawdziwa Melina. Koniec.


niedziela, 20 stycznia 2013

Django – murzyn zabijający białych dla nagrody i doktor, który nie jest doktorem.


Nowy film Tarantino o którym się mówi, słyszy, wielce wyczekiwany z gwiazdorską obsadą: Jamie Foxx, Christoph Waltz, Leonardo DiCaprio, Samuel L. Jackson, Dohn Johnson i nawet Jonah Hill. Nominowany do Oscara w pięciu kategoriach (W tym za najlepszy film, scenariusz oryginalny dla Quentina Tarantino, rolę drugoplanową: Christoph Waltz). Już nagrodzony dwoma Globami (Jeden dla Tarantino za scenariusz, drugi dla Waltza za rolę drugoplanową). Nagradzany czy nie, nowy film Tarantino obejrzeć trzeba było. Do dziś pamiętam w jakim szoku byłam po zobaczeniu pierwszej części Killa Billa (Wstawka anime, Uma Turman, długie miecze, żółty strój Bruce`a Lee i masakra pod koniec), Bękarty wojny mnie powaliły (Pamiętna początkowa scena rozmowy z nazistą, gdy Żydzi ukrywali się pod podłogą i świetna scena w piwnicy, odkrycie Christopha Waltza i Brat Pitt z ciekawym akcentem). Nie lubię generalnie westernów, jednak Tarantino to Tarantino i „przymknęłam na to oko”, a że bilet znowu wygrałam do kina, to Django zobaczyłam na dużym ekranie.



Doktor Shultz (Christoph Waltz) wyłania się z ciemnego lasu jadąc swym oryginalnym powozem z charakterystycznym zębem na dachu. Szukał niewolnika, który rozpoznałby 3 poszukiwanych listem gończym braci. Doktor od dawna doktorem nie jest. Zajmuje się dostarczeniem zwłok władzom. Padają dwa pierwsze trupy (handlarz niewolników i jego koń) Shultz kupuje Django (wystawia odpowiedni kwit zakupu) i zaczyna się współpraca tych dwojga bohaterów.

Po Tarantino można było się spodziewać ścielącego się bezpardonowo trupa, ale z ręką na sercu przyznaję, że nie raz, nie dwa, ale więcej razy byłam zaskoczona rozwojem akcji w tym filmie. Świetny scenariusz, począwszy od pierwszej sceny, poprzez akcję z zabiciem szeryfa, oryginalny strój Django jako Valeta, grupę zamaskowanych ludzi plantatora, niby nieistotną scenę z zabiciem poszukiwanego listem gończym złoczyńcy, absurdalne imię żony Django i misterny plan jej odzyskania (Jeśli chcesz kupić konia nie możesz pójść do jego właściciela powiedzieć, ze chcesz go nabyć, ponieważ ci go nie sprzeda, lepiej pójść i powiedzieć, że chcesz kupić całą plantację). Kiedy myślałam, że to już praktycznie koniec, ktoś wyciąga broń, strzela i rozpoczyna się masakra, kiedy znowu myślę, że to koniec, na ekranie pojawia się Tarantino we własnej osobie w małej rólce i no wiadomo ginie…(Tarantiono ginie w większości swoich filmów, w których występuje). Zakończenie wybuchowe.

Waltz ponownie zagrał świetnie i na Oscara zasługuje (Widziałam go jeszcze w kilku innych filmach: Rzeź, Trzej muszkieterowie, ale jakoś tak tylko powala grą aktorską jak występuje u Tarantino, może to specyfika postaci? Rolę Shultza jak dla mnie trudno nazwać postacią drugoplanową, skoro towarzyszymy temu bohaterowi przez cały prawie film?).
Leonardo DiCaprio zagrał ciekawą rolę (bardzo dobre końcowe sceny w domu z jego udziałem), ale dużo lepszy wydał mi się Samuel L. Jackson w roli niewolnika. Główny bohater w wydaniu Jamie Foxa zagrany bardzo dobrze, czasami jednym spojrzeniem, bezwzględną miną i niezwykłym „urokiem osobistym” (No na jego widok kobiety mdleją) ale nie miał takiego pola do popisu jak Waltz.

Django jest określany jako dramat, akcja, western. Portale filmowe nie wspominają nic o komedii, a na tym filmie sala kinowa wybuchała salwą śmiechu prawdopodobnie więcej razy niż na niejednym filmie, który miał teoretycznie bawić. Film jest pełen absurdalnych sytuacji, takich jak scena rozmowy grupy zamaskowanych ludzi plantatora, którzy narzekają na to, że w maskach zrobionych przez żonę jednego z nich nic nie widzą. Nie jest łatwo zrobić odpowiednie dziurki na oczy, nie jest istotne by dobrze widzieć, ważne, żeby koń widział. To trzeba zobaczyć, by zrozumieć jak zabawne to było. Pierwsze zlecenie, w którym bierze udział Django. (No już biegnij po szeryfa, ale nie federalnego!...No, to teraz biegnij po federalnego!)

Muzyka nie ustępuje reszcie a już długo po wyjściu z kina w głowie rozbrzmiewało mi Django! Djanooo!

Film oczywiście dla znawców tematu zawiera mnóstwo nawiązań, tzw. smaczków. Franko Nero pojawia się na ekranie jako gość w domu Candie, a grał on rolę Django w oryginalnym filmie z 1966 roku, ale takie rzeczy to wyłapują znawcy westernów, a jak zaznaczyłam nie przepadam za tym gatunkiem.

Generalnie film bardzo dobry, za scenariusz Tarantino należy się kolejna nagroda. Kilka świetnych scen. Jednak widać podobieństwa do wcześniejszych filmów – patrz scena w willi Candiego, kiedy wydał się podstęp Shultza rozegrana jest podobnie do tej w piwnicy z Bękartów. Dlatego ponieważ aż tak bardzo zaskoczona nie byłam „tylko” 8/10, koniecznie zobaczyć trzeba!


SPOILER ZAKOŃCZENIE
W domu Candiego służący mu zdradza, że Shultz wcale nie przybył kupić Mandingo tylko Brunhildę, i całe to zamieszanie z absurdalna kwotą za niewolnika to był podstęp. Bardzo, bardzo zły Candy zmusza by Shultz zapłacił mu 12 000 za Brunhildę, co z lufa przy głowie Shultz robi. Potem kulturalnie wypisują papierki, pokwitowania sprzedaży i już, już wychodzili z tym po co przybyli, gdy Candie chce by mu Shultz na pożegnanie uścisnął rękę. Shultz nie wytrzymuje i zabija Candiego, najemnik Candiego zabija Shultza i rozpoczyna się masakra. Django po kolei wszystkich zabija, niestety łapią Brunhildę i Django musi się poddać. Ląduje nagi powieszony za nogi w stodole, gdy pogrążona w żałobie siostra Candiego i zbiry decydują o z nim zrobić. Ostatecznie wysyłają go na roboty w kopalni.  Django jedzie w klatce z trzema innymi murzynami eskortowany przez handlarzy (jednego z nich gra Tarantino). Podstępem posługując się zachowanym pierwszym listem gończym, który zachował w kieszeni  wmawia eskortującym go ludziom, że jest łowcą głów (co potwierdzają inni niewolnicy) i że w willi Candiego są poszukiwani ludzie. Naiwni handlarze uwalniają Django, ten gdy dostaje do reki broń ich zabija, konkretnie to Tarantino wybucha, ponieważ niósł dynamit gdy Django do niego strzelił. Django wraca po żonę. W willi zabija wszystkich białych i czarnego sługę, który ich wydał. Wysadza willę i odjeżdża wraz żoną. Koniec. 

piątek, 18 stycznia 2013

Abraham Lincoln: Pogromca wampirów – czyli powrót do koncepcji złego wampira i łowcy?


Wampiry już od lat podbijają kinowe i telewizyjny ekrany. Pokutował ostatnio wizerunek wampira-dobrego, cierpiącego, dającego się ponieść uczuciom do niewinnego dziewczęcia (Tak, piję tu do Sagi Zmierzch, Czystej krwi i Pamiętników wampirów). Właściwie teraz odmianą jest powrót do koncepcji złego wampira i opowieści o bezwzględnym łowcy typu Blade (Dobra w serialach też są złe wampiry- patrz Supernatural, ale czego to w serialach nie ma?). Jednak przyznać muszę, że uczynienie z ojca Narodu Amerykańskiego Abrahama Lincolna łowcy wampirów wydało mi się absurdalne. Co jeszcze? Krasnoludy w Śródziemiu też walczyły z wampirami? Tytuł ten też pojawił się w niefortunnym momencie, ponieważ film o Lincolnie w reżyserii Spilberga jest aktualnie jednym z głównych pretendentów do tegorocznych Oscarów. Przypuszczam, że pomyłkę odnośnie tych dwóch filmów jest łatwo.


Początkowo myślałam, że uczynienie z Lincolna pogromcy wampirów miało na celu jedynie umieszczenie w tytule znanego nazwiska i ma się nijak do historycznej postaci (Jak zrobiono w serialu Elementary, nazywając Sharlockiem konsultanta policyjnego obdarzonego ponadprzeciętnymi zdolnościami dedukcyjnymi, ale równie dobrze postać ta mogła się nazywać Jones i nic by to nie zmieniło) i ze równie dobrze tym pogromcą mógł być każdy inny przeciętny chłopiec, którego matka zostaje zabita przez wampira w tamtych czasach.
Początkowo tak było. Mały Lincoln traci matkę. Poprzysięga zemstę na mordercy-wampirze. Chłopak dorasta. Próbuje zabić wampira, ale jest zbyt słaby. Poznaje profesjonalnego łowcę Henry`ego, który staje się jego mentorem i wprowadza go do „zawodu” i uczy jak zabijać wampiry (Chłopak pije tyle, wtedy gdy chce pocałować dziewczynę, albo zabić faceta. Wampir to mit? Mit nie katuje cie do nieprzytomności po tym jak wpakujesz mu kulkę w łeb) Lincoln miał wyrzec się przyjaciół i rodziny dla sprawy. Mentor wysyła mu listę z nazwiskami wampirów, które ma zabić…i to wszystko w pierwszych 10 minutach filmu. Mało tego, twórcy Abrahama w tym 100 minutowym filmie zdążyli jeszcze umieścić początki studiów Lincolna nad prawem, pracę w sklepie, poznanie jednego przyjaciela, powrót czarnego byłego niewolnika z lat dzieciństwa, pierwsze publiczne wystąpienia Lincolna, początek kariery politycznej, poznanie Mary Tood. Zabicie 5 wampirów, zaręczyny z Mary, ślub, poznanie tajemnicy i smutnej historii swego nauczyciela, zemszczenie się na mordercy matki, wypowiedzenie wojny wszystkim wampirom, historia pierwszego wampira, zostanie prezydentem (Przy okazji walczy z niewolnictwem. Każdy będzie niewolnikiem póki wszyscy nie będziemy wolni), posiadanie syna i jego utratę, ostateczny rozrachunek ze wszystkimi wampirami.

Scenarzysta tego filmu miał kilka bardzo dobrych moim zdaniem pomysłów. Niestety wszystko to zawarto w jednym filmie, a spokojnie tej historii starczyłoby na 3 filmy lub dwa sezony serialu telewizyjnego! Lincoln przechodzi przeszkolenie w kilka minut (Młody Lincoln ścina jednym ciosem drzewo. Moc nie rodzi się z nienawiści lecz z prawdy), bohaterowie nadzwyczaj spokojnie przyjmują do wiadomości istnienie potworów. Nikt nie zadaje zbędnych pytań. Lincoln w tym filmie ma dwóch wielkich wrogów (tego pierwszego zabił zbyt szybko i starczyło czasu na kolejnego, pierwotnego wampira Adama - Obserwował ludzkość prze 5000 lat! Wszyscy oddajemy się czemuś w niewolę, on wieczności Lincoln przekonaniom.). Było tu kilka dobrych pomysłów, które można było o wiele lepiej rozwinąć:
-wampir nie może zabić wampira, tylko żywi mogą je zabić. Co wiec robi wampir, który che zabić innego wampira?
-wampira można uśmiercić srebrem (Srebro jest klątwa przeklętych. Judasz zdradził Chrystusa za srebrniki)
-wampiry używają maści chroniącej przeciw oparzeniom słonecznym (Tu mały absurd, że bohater od razu nie domyślił się kim jest jego mentor, od początku było to oczywiste), nauczyły się znikać w ciemności.

Klika świetnych tekstów, które tak bardzo lubię wyłapywać z filmów

Historia woli legendy niż ludzi. Przedkłada szlachetność nad brutalność. Płomienne mowy ponad ciche czyny. Historia pamięta bitwy zapominając o krwi. I to co zapamięta na mój temat, jeśli w ogóle raczy o mnie pamiętać, będzie tylko ułamkiem prawy. Bo choć jestem mężem, prawnikiem, prezydentem, zawsze będę myślał sobie jako o człowieku,  który zmagał się z ciemnością.

Dobre otwarcie filmu, będące jednocześnie udaną klamra zamykającą.


Misją łowców  jest utrzymanie równowagi, zadbanie by był to dalej naród ludzi a nie potworów, robią to nie dla jednostki, ale dla dobra ludzkości
  
Pamiętaj zawsze miej plan awaryjny

Ludzie przeciętnej urody są najlepsi. Dlatego Bóg ich tylu stworzył
Zabić swego pana, być wolnym
  
Kiedy stałem się mężem wyzbyłem się tego co dziecięce. Nie chciałem walczyć siekierą lecz słowami i ideami.

Kwestie niewolnictwa lepiej rozwiązywać piórem niż mieczem

Nie tylko wampiry żyją wiecznie

Historia woli legendy niż ludzi

, które są całkiem zręcznie wplecione w fabułę. Jednak za dużo tego wszystkiego i to podstawowy problem tego filmu. Główny bohater nie dał się zbytnio polubić, o wiele lepiej wypada historia Henry`ego. Kilka udanych wątków, ale za bardzo uproszczonych przez pędzącą akcję, klisza goni kliszę (sierota-mentor-nauki-własna walka-poświecenie dla sprawy-zagrożenie życia ukochanej osoby – odkrycie tajemnicy mentora- porzucenie walki). Za pomysł i właściwie przyzwoitą realizację wizualną, mimo tego rozczarowania w związku z niewykorzystanym potencjałem daję mocne 6/10.


SPOILER ZAKOŃCZENIE
Synek Lincolna zostaje zabity. Lincoln zbiera srebro by ostatecznie pokonać wampiry. Podstępem (rzekoma zdrada przyjaciela) zwabia wampiry do pociągu, gdzie rozgrywa się seria walk. Wampiry zostają zabite. Lincoln zasiada w swym gabinecie, towarzyszy mu jego mentor, przyjaciel Henry, który proponuje mu nieśmiertelność, ale Lincoln mu odmawia, bo nie tylko wampiry żyją wiecznie, ale pamięć o czynach ludzi.. Po latach w świecie współczesnym Henry w barze do kolejnego młodzieńca wypowiada zdanie: Chłopak pije tyle, wtedy gdy chce pocałować dziewczynę, albo zabić faceta. KONIEC.

środa, 9 stycznia 2013

Ralph Demolka – jestem negatywny i mam już tego dość


Świat gier na automatach. Łezka się w oku kręci na wspomnienie lat ’90. Oh grało się i biegało z zapasem monet do salonu gier. Dziś już takich salonów nie ma (chyba?). W nowej produkcji Disney`a podobnie jak w Toy Story, gdy wychodzą dzieci, zamykają się drzwi i światło zostaje zgaszone, bohaterowie gier na automatach ożywają. Mogą się dzięki kablom podłączonym do automatów przemieszczać i odwiedzać inne gry, ale nad ranem ponownie muszą wrócić do swojego automatu i odgrywać wyznaczone im role.
Naszym głównym bohaterem jest Ralph Demolka, Ralph jest negatywny…Jego głównym zadaniem w grze jest niszczenie budynku, który potem Felix Zaradzisz naprawia i na końcu rozgrywki Felix i mieszkańcy budynku zrzucają biednego Ralpha z budynku w błoto. W 30 rocznicę gry Ralph odrzucony, niedoceniany postanawia „ruszyć w Turbo” i opuszcza swoją grę by zdobyć medal, dzięki któremu byłby w końcu doceniony…

Jedną z rzeczy, które bardzo lubię w filmach są nawiązania do innych produkcji, mrugnięcia okiem do widza. W Ralph`ie Demolce mamy mrugnięcia okiem do graczy. Nie twierdzę, że jestem wytrawnym graczem (kino maniakiem owszem), ale moim nie tak wytrawnym okiem nawiązania i postaci z wręcz „kultowych” gier wyłapać mi się udało. Ralph w klubie anonimowych negatywnych (- Część, jestem Ralph, jestem negatywny. – Cześć Ralph!) rozmawia z innymi negatywnymi. Zanglif (Street Fighter), tłumaczy Ralphowi, że przecież jakby on nie rozgniatał czaszek, to kto by to robił? Król Kupa z Mario Bros był niestety milczący, M. Bison`a (Street Fighter) również był członkiem tej grupy,  potworek z Pac Mana był chyba przewodniczącym a i swoimi odczuciami dzielił się Zombie. Kano z Mortal Kombat wyrwał serce Zombiakowi (Fatality!) a i Noob Saibot (Mortal Kombat)pod koniec przy wymawianiu mantry bierze swoich towarzyszy za ręce. Bardzo fajna grupa wsparcia! Gdy Ralph żali się barmanowi można dostrzec pijącego Ryu i Kena (Street Fighter), w wielkiej hali gdzie postacie z gier się spotykają w oddali widać przechadzającą się Chun-Li! (Street Fighter)[Zawsze ją wybierałam], a Sonic na stojącym wideo-bilbordzie ostrzega, że jeśli zginie się w nie swojej grze to już na dobre. Ralph grzebiąc w pudle rzeczy znalezionych znajduje wykrzyknik znany z Metal Gear Solid.  Na odprawie między grami zrzędliwy urzędnik pyta Ralpha: -Imię? -Lara Croft. No wiesz, że jestem Ralph, Ralph Demolka. Pewnie dało by się wyłapać i wiele innych (kilku negatywnych wyglądało bardzo znajomo, ale nie pamiętałam z jakiej są gry). Z innych smaczków intergrowych: Król Karmel korzysta z kartki kodów by otworzyć drzwiczki do oprogramowania swojej gry (Tak, tak, te ciągi: strzałka w prawo, w lewo, dwa razy do góry i czerwony – jest odpowiedni cios). Samochodzik Vandelupy  jest tworzony w  typowy sposób gry w grze: upiecz swój samochód – wybierz elementy – typowe dla wielu gier. Sierżant Calhoun ma zaprogramowany dramat (Robal pożarł jej narzeczonego). Mają też wulkan do którego gdy wpadają Mentosy do Coca-coli  to wybucha (No chyba każdy to kiedyś przetestował?). Jeśli wspinając się na drzewo staniesz na gałęzi z podwójnym paskiem to ona znika (typowe dla platformówek). Te nawiązania moim zdaniem są najmocniejszym punktem tego filmu. Początek Ralpha pod tym względem był najlepszy, w późniejszej jego części niestety Ralph znajduje się głównie w grze „Mistrz cukiernicy” – wyścigi, gdzie poznaje Vandelupę Von Cuks, „usterkę” – momentami robi się pikselowata i inne postaci z jej gry nie chcą dopuścić do jej udziału w wyścigu, ponieważ, gdyby dziecko zgłosiło usterkę, gra zostałaby wyłączona.  Jest to głównie przygoda w cukierkowym świecie wyścigów i na tym etapie rozbrajające są teksty postaci (W kinie nie da się robić niestety notatek). Pod tym względem polski dubbing jest bardzo dobry, teksty śmieszne.
Morał końcowy do przywidzenia. Animacja dobra dla dzieci, ze smaczkami dla graczy. Generalnie 7/10.



SPOILER ZAKOŃCZENIE

Okazuje się, że Król Karmel to "Turbo", który uciekł ze swojej gry i majstrował w cukierkowych wyścigach by wykluczyć Vandelupe - dlatego jest usterką. Jeśli Vandelupa ukończy wyścig gra się zrestartuje i przestanie być usterką. Gdy robale opanowują grę i wszyscy ociekają Ralph niszczy warstwę mentosów i doprowadza do wielkiego wybuchu, który przyciąga i niszczy Robale. Vandelupa przekracza linię mety i  staje się ponownie częścią gry. Ralph wraca do swojej gry, ale wszystko sie zmieniło, jest doceniany, bo Gdyby nie było Ralpha nie byłoby gry. Ktoś musi być negatywny i  Ralph dzieli się z tym na swojej grupie wparcia. Najbardziej lubi moment, gdy zrzucają go z budynku, ponieważ wtedy przez krótką chwilę widzi jak Vandelupa wygrywa w wyścigu. Koniec.