środa, 30 maja 2012

Kobiety z 6 piętra- gdy przekroczysz raz drzwi prowadzące na 6 piętro twój świat się zmienia bezpowrotnie


Urokliwe są francuskie komedie. Ostatnio mam do nich chyba sentyment. Na fali tego sentymentu obejrzałam Kobiety z 6 piętra. Francja lata `60, muzyczka „francuska” Pan Joubert jest maklerem i właścicielem kamienicy. Żyje w swoim pięknym mieszkaniu wraz z panią Joubert. Każdego ranka służąca przynosi mu śniadanie składające się przede wszystkim z jajka na miękko (gotowane dokładnie 3,5 minuty). Pani Joubert każdej środy chodzi do krawcowej i jada śniadanie w łóżku. Nad nimi, na 6 piętrze mieszkają Hiszpanki, służące. Po odejściu wieloletniej służącej państwo Joubert zatrudniają nową dziewczynę Marię. Pan  pewnego dnia wynosząc parawan do graciarni na 6 piętrze widzi pokój Marii, poznaje inne mieszkające tam kobiety. Dowiaduje się o ich codziennych problemach (zatkana wspólna toaleta, listy, które nie docierają). Pan Joubert to dobry człowiek i wzywa hydraulika, robi kolejne rzeczy by pomóc tym kobietom jednocześnie coraz bardziej wkraczając w ich świat. Poznając świat służących jednocześnie sam się zmienia.

Urokliwe są francuskie filmy. Takie proste, o zwyczajnym życiu. Pokazują ludzi ze zwykłymi problemami, jednocześnie akceptującymi życie takim jakie jest. Dziwni są ci Francuzi, zabawni sami z siebie, zabawni swoimi dziwactwami i usposobieniem. Wszyscy ludzie są jednak tacy sami. Film lekki, zabawny, pozytywny 7/10.


SPOILER-ZAKOŃCZENIE
od mniej więcej połowy filmu widać było, że pan  Joubert ma słabość do Marii. Pewnego dnia spotyka w parku hiszpańskie służące, które zapraszają go na parapetówkę. jego zona jednak podejrzewała go, ze był na wernisażu ze swoją klientka. Gdy pan Joubert mówi jej prawdę, gdzie był, żona mu nie wierzy i wyrzuca go z domu. Pan Joubert wprowadza się do jednego z mieszkań na 6 piętrze. Zacieśnia to więzy pomiędzy nim a kobietami. Okazuje się, ze Maria ma syna. Dowiaduje się gdzie on się znajduje i postanawia wyjechać do Hiszpanii. Jednak tuż przed wyjazdem spędza jedna noc z Panem  i opuszcza go bez pożegnania. 3 lata później pan Joubert odnajduje Marię.  

sobota, 26 maja 2012

Faceci w czerni 3 – urok kontynuacji z dawnych lat



Pierwsza część Facetów w czerni ukazała się w roku 1997. Dawne dzieje te lata 90. Wtedy to doświadczony agent K rekrutował młodego policjanta i objawia mu tajemnice wszechświata, czyli obcy są wśród nas! Agenci specjalni (Faceci w czarnych garniturach, czarnych okularach błyskający nam po oczach specjalnym urządzeniem wyjaśniają nam, że nie, nie widzieliśmy statku kosmicznego tylko odbicie Wenus) uratowali świat dwukrotnie (Część druga ukazała się w 2002).  Man In Black byli komedią osadzoną w konwencji filmów o kosmitach i specjalnych agentach, którzy mieli chronić Ziemian. W dwóch pierwszych częściach zapoznaliśmy się ze światem, w którym celebryci okazują się kosmitami, obcy miewają dwie głowy, mogą być ogromnymi robalami a agenci dysponują wysoce zaawansowaną technologią do obrony przed obcymi. Na część trzecią przyszło nam czekać 10 lat. Po latach współpracy agenci J. i K wciąż bronią nas przed nieautoryzowanymi poczynaniami kosmitów.  Pewnego pięknego zwyczajnego dnia (albo nocy, na Księżycu chyba nie ma pór dnia?) niebezpieczny kosmita ucieka z wiezienia i tak się składa, że 40 lat wcześniej został on uwieziony przez agenta K. Borys Bestia chce się zemścić i zabić agenta K. Fabuła MIB nie była nigdy zbyt skomplikowana. To lekka komediowa akcja. W części trzeciej jednak zaserwowano nam motyw podróży w czasie rodem ze świetnej serii Powrót do Przyszłości. Agent J (Will Smith wciąż energiczny i zabawny) musi cofnąć się w czasie by ratować J (Tomy Lee Jones jednak już młody nie jest i przez większość filmu gdy J cofa się do lat `60 na ekranie w tej roli możemy oglądać Josha Brolina). W tym sequelu otrzymujemy wszystko to, co bawiło nas w częściach wcześniejszych. (Wiedziałam, no wiedziałam, że wszystkie modelki to kosmitki!). Obcy są przezabawni (Świetny Griffin, który żyje na raz w kilku rzeczywistoścach), rzucanie głową w kręgle pewnego biedaka podczas przesłuchania. Tajny agent okazał się być artystą. Bardzo lubię motyw podróżowania w czasie i w tym filmie bardzo podobało mi się postrzeganie rzeczywistości przez Griffina rodem z Efektu Motyla. Jeden mały szczegół a właściwie setki małych szczegółów mogą doprowadzić do niesamowitego wydarzenia. Do kilku motywów można by się przyczepić (Kosmita mówi J. żeby unikał K z przeszłości bo to niebezpieczne a przez ¾ akcji potem agenci współpracują. Jeśli J i K. spotkali się w przeszłości, to czy K gdy rekrutował J. o tym pamiętał?). Zabawy z czasem wymagają konsekwencji. Twórcom Facetów w czerni mimo wszystko nieźle się udało z tego wybrnąć. Na tyle dobrze, że z pewnością obejrzę ten film ponownie, by tym razem uważniej przyjrzeć się pewnym szczegółom, które okazały się później istotne. Duet Willa Smitha i Brolina udany. Bardzo dobra kontynuacja serii, którą oglądałam z sentymentem po 10 latach (To już 10 lat temu było? Eh młodości miniona). 8/10 nieco na wyrost, ale robię się sentymentalna na stare lata. To było dokładnie to, czego się spodziewałam, czyli dokładnie to samo, co znałam z części poprzednich.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Oczywiście udaje im się na końcu pokonać Borisa Bestię. Musieli umieścić mini pole ochronne na rakiecie, która startowała na księżyc. Co ciekawe okazało sie, że generał który pomógł J. i K. dostać się do rakiety było Ojcem J.! Niestety zostaje on zabity przez Borisa i chwilę później K zabija tym razem Borisa. k. małemu j mówi, ze jego ojciec był bohaterem. na końcu jedzą szarlotkę w barze i wychodzą dalej ratować świat. W tym barze też siedział Griffin i na szczęście to była ta rzeczywistość, w której K. nie zapomniał zostawić napiwku. [Gdyby zapomniał na ziemię spadłby meteoryt ;-)]

poniedziałek, 21 maja 2012

Czas wojny - film o tym koniu, który był na wojnie


Steven Spielberg reżyser Indiany Jonesa,  Wojny światów, Raportu mniejszości, Szeregowca Rayana, Amistad, Parku Jurajskiego, Listy Shindlera, Hooka, E.T. To właśnie na jego koncie są te „klasyki”. Spielberg wie jak kreci się patetyczne filmy, wie jak kręci się wojnę,  plenery. Wie jak wywołać to przedziwne uczucie gdy dziwnym sposobem zaciska się coś w gardle. On wie  jak pozakazać siłę woli, ducha, wiarę, oddanie, przywiązanie.

Farmer, pijaczyna kupuje konia za 30 Gwinei! 30 Gwinei a poszedł po konia pociągowego. Wrócił do domu z narowistym rumakiem. Dał się wciągnąć w licytację z właścicielem ziemskim, duma go poniosła. Jego syn Albert postanawia ułożyć konia,  dziecko chce odkręcić krzywdę, którą głupi ojciec wyrządził rodzinie.
Chłopak uwierzył w konia, gotów był z nim pracować, pokazał jak orać pole, cierpliwie stonowanym głosem zaprowadził  rumaka na pole. W deszczu na oczach całego miasteczka walczył usiłując orać pole koniem przeznaczonym do jazdy nie do orki.



Wychowałeś prawdziwego Narracotta. Wykapany ojciec. Ani grama zdrowego rozsądku, tylko tępy upór, który każe się rzucać z motyką na słońce.

Chłopak był uparty. Dlatego cię kupił, bo masz odwagę, której mu brak. Dlatego nas ocalisz. Kiedyś wierzyłem, że bóg rozdzielił pecha każdemu po równo, ale zmieniłem zdanie. Dostałem i więcej niż swoja dolę. Przestaniesz mnie kochać i nie będę cię za to winił.
Mogę cię bardziej znienawidzić, ale nie mogę cię mniej kochać.

Podniosła to była chwila, gdy udało się ocalić farmę. Piękne były chwile kiedy problemem było zaoranie pora, a momentem triumfu powodzenie w strugach deszczu. Wybuchła wojna (pierwsza wojna światowa 1914 rok).
Albert kochał konia, ojciec go sprzedał, musieli się pożegnać. Imię tego konia było Joey i jego losy na wojnie możemy śledzić. Trafiał w różne ręce, a to czego nauczył go Albert nie raz uratowało mu życie.
Miedzy innymi w pewnym momencie koń należał do Emilii, która znalazła dwa konie w młynie. Joey zostaje nazwany Francis i z czasem również nowej właścicielce zostaje odebrany.

Twoi rodzice byli odważni. Ja robię dżemy. Może są różne sposoby na to by być odważnym.

Spojrzenie tego konia momentami było tak ujęte, jakby wiedział, że ratuje życie temu drugiemu rumakowi. Cały batalion nawołujący rannego konia. Piękna była scena pomocy zaplątanemu w zasieki konia. Wojna czy nie, każdy człowiek czuje współczucie, a szeregowy wywiesza biała flagę, by móc uwolnić konia. Niesamowity koń, niesamowity koń. Scena gdy myto zabłoconego Joaeya, aż ścisnęła mnie za serce by na końcu w scenie, będącej swoistą klamrą nawiązującą do początku filmu…

Piszę to ja, którą ciężko wstrząsnąć, poruszyć, bo widziałam już jak wszyscy wiedzą, wiele, wiele filmów. Na końcu filmu Stevena Spielberga pod tytułem War Horse (Czas wojny) JA oglądając zakończenie tego film w nocy o 23.10 w końcowej scenie się popłakałam. Za taki końcowy efekt, będący punktem kulminacyjnym budowanym dziwnym uczuciem współczucia, więzi i ścisku w gardle przez cały film, za wywołanie łez płynących mi z oczu, z czystym wyjątkowo w tym przypadku subiektywnym sumieniem 10/10.

Ps. Ostatnio popłakałam się na Zakochanym Molierze jakieś 3 lata temu.


SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Na końcu Albert odnajduje konia, który cudem został uratowany z zasieków. Gdy kończy się wojna konie mają zostać zlicytowane. Wszyscy żołnierze zrzucają się by Albert mógł wykupić konia. Idą na licytację. Tam podobnie jak na początku bogacz zaczyna licytować.  Podbijają: 20, 30, 35 i nagle słychać głos zza tłumu 100! A jeśli chcecie więcej to sprzedam farmę i całą moją ziemię oddam za tego konia. To dziadek Emilii. Kupuje konia (mniej więcej w tym momencie się popłakałam), wyjaśnia Albertowi, że ten koń, to wszystko co mu zostało. Jednak gdy widzi, że Joey naprawdę należał do Alberta pokazuje mu proporczyk, który miał koń przytwierdzony do uzdy. Staruszek oddaje Albertowi konia. Chłopak wraca do domu. Tam czeka na niego matka i ojciec o zachodzie słońca. Chłopak oddaje ojcu jego proporczyk (a ja dalej płaczę).

niedziela, 20 maja 2012

Nietykalni – prosta historia, która okazała się fenomenem.


Les Intouchables  - Nietykalni  to jedna z tych produkcji, na którą ani nie czekałam, nie miała kampanii reklamowej zakrojoną na szeroką skalę, nie było bilbordów rozwieszonych nie mieście, brak reklam w TV. Nawet nie wiem, kiedy ten film ukazał się w polskich kinach. Nic w tym właściwie dziwnego, przecież nie każdy film wchodzący do kin reklamują (na taki luksus stać, a właściwie wymagają tego jedynie wielomilionowe produkcje). Dlaczego więc od kilku tygodni narastało we mnie przemożne poczucie, że muszę w końcu zobaczyć ten film? Wewnętrzna potrzeba z dnia na dzień narastała pod wpływem zmasowanego ataku wypowiedzi z mego otoczenia bym w końcu poddała się dnia dzisiejszego i obejrzałam Nietykalnych. Nie pamiętam, żeby o jakimś filmie ludzie tak spontanicznie i pozytywnie się wypowiadali „Wie Pani, byłam w kinie tan takim super filmie” „Znajoma mi mówiła o filmie o kalece i jego opiekunie, ponoć bardzo dobry, polecała go.”; „Mój dobry przyjaciel był na takim dobrym filmie, że zaciągnął mnie do kina, żebym to obejrzał, a on oglądnął drugi raz”; „Byłam na porannym seansie, niewiele ludzi było, bo kto do kina chodzi rano, ale na takim filmie, że poszłabym jeszcze raz”; „Taki scenariusz, niesamowity film”. Fenomen, największą reklamą tego filmu są niezwykle pozytywne recenzje ludzi.  W czym tkwi wiec urok, czar, tego filmu, że ludzie wciąż o nim mówią?

Historia, która wydarzyła się naprawdę. Sparaliżowany milioner zatrudnia do opieki czarnoskórego dryblasa z przedmieścia, który wyszedł z więzienia i trafia do jego rezydencji właściwie przypadkiem. Driss potrzebował tylko podpisu, żeby otrzymać zasiłek. Dostał pracę opiekuna bez jakichkolwiek kwalifikacji, ale w przeciwieństwie do innych kandydatów podczas krótkiej wizyty w rezydencji jako jedyny potrafił potraktować Philippe „zwyczajnie”. Historia prosta, pokazująca rutynę dnia codziennego (kąpiel, ćwiczenie mięśni, ubieranie, posiłek, segregacja listów), potrzeby, pragnienia, lęki człowieka całkowicie zdanego na innych. Urok tej historii prawdopodobnie polega na pogodzie ducha Drissa, który przyjmował wszystko takim jakim jest, potrafił żartować ze stanu Philippe. Kilka prześmiesznych scen, wszystko to jakoś tak dziwnie pozytywne pomimo jednak żywciowo trudnej sytuacji obu bohaterów. Scenka wysłuchiwania muzyki klasycznej i kojarzenia tych utworów z reklam czy też Tomem i Jerrym (w tym punkcie jako dziecko współczesnych multimediów w 100 % utożsamiam się z pojęciem o muzyce klasycznej Drissa), wewnętrzny talent malarski, który okazał się wart sporo euro, żartowanie z fryzury. Film bardzo dobry, z pewnością jeden z tych, które pamięta się długo. Czy był rewelacyjny, jak to słyszałam od ludzi? Dla mnie nie, jednak rozumiem fenomen tego filmu, zwyczajnie bardzo dobry 8/10.,

Ps. Film ten przypomniał mi Choć goni nas czas (Bucket List z Jackiem Nicholsonem i Morganem Freemanem). Kino w stylu: pozytywne nastawienie do życia naprzeciw losowi.

sobota, 19 maja 2012

Mroczne cienie – Depp, Burton, Bonham Carter i rozczarowanie


 

Film, który znalazł się u mnie na liście: „muszę obejrzeć” (w kinie), na który czekałam długo (miał niezłą kampanie reklamową, sporo się o nim pisało) reżysera, którego filmy lubię za swoistą właśnie jemu estetykę (Sok z żuka, Edward nożycoręki, Sweeney Todd, stary dobry Batman), z aktorem którego uwielbiam ostatnio (Johnny Depp za Piratach z Karaibów zdobył moje uznanie, ale nadrabiam jego wcześniejsze filmy) z  Heleną Bonham Carter (dobra rola w Harrym Potterze i Jak zostać królem). Połączenie obiecujące wiele. Lubię „magiczne filmy”, niestety w tym przypadku wspaniała obsada (poza Johnnym i Heleną grają w tym jeszcze Michelle Pfeiffer i Eva Green) to było za mało. Najlepsze sceny zostały pokazane w trailerze.  Scenariusz był niespójny. Nie wiadomo o czym to miała być historia. Ni to film o upadku pewnej rodziny i powrocie dawnego krewnego, który chce im pomóc (bez mrugnięcia oka wszyscy akceptują dziwnego krewnego, a kobieta zajmująca się całym domem i firmą zwęszywszy kasę nie ma oporów przed przyjmowaniem pod swym dachem wampira, pazerny braciszek opuszcza syna) ni historia klątwy. Czarownica mści się na arystokracie, doprowadza do upadku jego rodziny, jednak wciąż chce jego miłości? Pozwala im odbudować cały interes i dopiero wtedy przystępuje do działania? Wspominają wszyscy o klątwie, jednak nie zostaje wyjaśnione co stało się z mężem i żoną rodzeństwa mieszkającego w posiadłości. Tajemnicza guwernantka, która ukrywa pewną tajemnicę również akceptuje dziwną rodzinkę (dlaczego akurat jej ukazał się ten duch?). Wątek pragnącej utrzymać swą młodość pani psycholog rozwiązany szybko, bez sentymentów w jednej scenie. Za dużo poruszonych wątków, potraktowanych pobieżnie, banalny prolog (który niewiele wnosił poza wprowadzeniem podstawowych informacji, które były powtarzane przez postaci potem w dialogach). Dobra była gra, dobra była muzyka, klimatyczne zdjęcia ala lata `70. Dziwaczni ludzie jak to u Burtona bywa. Wszystko jednak było mało i mnie tak bardzo rozczarowało. Widać, że Mroczne cienie powstały na podstawie telewizyjnego serialu z lat 60.  Za dużo chcieli umieścić motywów w tym filmie. Szkoda, wielka szkoda. Za Johnego (który wyglądał „klimatycznie” w tych kostiumach i uroczy był jego problem z szukaniem miejsca do spania i to w jaki sposób on potrafi zagrać całą sytuację jednym spojrzeniem, plus dobra scena z McDonaldsem aka Mefistofeles), za klimat, za Helenę (nieźle grała nieco niedołężną zgorzkniałą psycholog) i świetną rolę wiedźmy aż 6/10.


SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Na końcu Barnabass zabija Angelique, Victoria pod wpływem czaru rzuca się z urwiska, ale Barnabass zamienia ją w wampira...i żyli wiecznie i szczęśliwie.

sobota, 12 maja 2012

Avengers – superbohater razy sześć, akcja do dziesiątej potęgi i humor do kwadratu


O tym filmie się mówi, pisze od kilku miesięcy. W weekend otwarcia pobił box office`owe rekordy, już planują kolejną część, Czarna Wdowa pewnie dorobi się własnego filmu. Kampania reklamowa była rozdmuchana na ogromną skalę. W jednym filmie mamy jedne z bardziej znanych postaci Universum Marvela: Iron Man, Thor, Capitan America, Hulk. Ziemi grozi zagłada. Zły loki (brat Thora) chce otworzyć wrota i wpuścić na ziemie wrogie siły. Powstrzymać może go tylko specjalna drużyna złożona z jednostek nieprzeciętnych. The Avengers!
Film to niewątpliwa uczta dla oka fana filmów o superbohaterach (którym osobiście jestem). Można było się obawiać, że którąś z postaci zdominuje film. Wszyscy są przecież indywidualistami. Jednak znakomicie moim zdaniem udało się twórcom rozbudować każdą z postaci i oddać jej należne „5 minut”. Robert Downey Jr. Jako Iron Man jest niesamowicie charyzmatyczny, zarozumiały i genialny (w wersji komiksowo-animowanej nigdy nie przepadałam specjalnie za tym bohaterem, jednak w wersji filmowej jestem jego zagorzałą fanką). Banner był skromny, zastraszony z początku, jednak gdy do akcji wkroczył Hulk zrobiło się gorąco. Thor miał swój młot i nawinie chciał nawracać Lokiego. Capitan America był należycie patriotyczny i oddany sprawie. Czarna wdowa była przebiegła. Wszystkie te postaci wspaniale ze sobą nie współgrały. Interakcje pomiędzy nimi to były jedne z lepszych momentów w tym filmie. Kłótnia Capitana i Iron Mana, „małe poszturchiwanie" się Hulka i Thora. Niesamowite teksty, autoironia i humor.



Loki: Jam mam armię.
Iron Man: My mamy Hulka.

Capitan America: Hulk- Smash!

Czarna Wdowa: Na jakie on imprezy chodzi?!

Capitan America.: Kim jesteś bez swojej zbroi?
Iron Man: Miliarderem, geniuszem, filantropem i playboyem.

Thor: Uważajcie, mówicie o moim bracie!
Wdowa: W ciągu 2 dni zamordował 80 osób.
Thor: Jest adoptowany.....

Loki przykłada kij do Starka.
Puk.
Loki: Hm.
Puk.
Loki: Nie działa.
Stark: Nie przejmuj się, każdemu się zdarza. Co piąty mężczyzna...

‎"Powiedzcie, że nie robił mi usta usta" - Iron Man o Hulku 

Loki do Hulka: Nikt nie będzie mną pomiatał!
[Hulk bierze Lokiego i bam, bam, bam na wszystkie strony]

Poza tym świetna końcowa akcja, walki, strzały, efekty specjalne. Wprowadzenie dosyć rozbudowane. Każdej z postaci poświecono nieco uwagi. Nie mam zarzutów (ok, no może poza tym 3D, którego ja specjalnie nie dostrzegam).
Polecam, dla mnie rewelacja i obejrzę jeszcze pewnie ze 2 razy 9/10. Dokładnie tego się spodziewałam po tych wszystkich zapowiedziach!


SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Avengersom oczywiście udaje się uratować świat. Thor zabiera Lokiego, reszta rozjeżdża po świecie (Iron man wraz z Hulkiem jadą do mega laboratorium Starka) do czasu aż świat znowu będzie ich potrzebował...



piątek, 11 maja 2012

Alvin i wiewiórki 3 – tańce, śpiewy i odludna wyspa


Śpiewające wiewiórki objawiły się w kolejnej odsłonie. Nakręcono trzecią cześć filmu o przygodach niesfornych dzieciaków. Tym razem nie jest to historia zdobywania sławy w show biznesie. Wiewiórki trafiają na bezludną wyspę gdzie optymistycznie nastawione śpiewając słodkimi głosikami przeboje Lady Gagi i Rihany muszą sobie jakoś poradzić. Ich opiekun Dave próbuje je odnaleźć. Alvin uczy się odpowiedzialności. Szymon dziabnięty przez owada staje się nieokiełznanym donżuanem. Historia jest niezwykle prosta, ale wiewiórki śmiesznie śpiewają a film przepełniony jest zabawnymi gagami i nawiązaniami (Piłki z narysowanymi twarzami jako przyjaciele rodem z Cast Away. Skoki z wodospadu i mapa niczym z Niebiańskiej Plaży). Bardzo dobry film (dla najmłodszych oczywiście) zawierający oczywiste moralizatorskie przesłanie, ale te słodkie głosiki…7/10.

SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Wiewiórki uciekają z wyspy w ostatniej chwili tuż przed wybuchem wulkanu i zdążają na rozdanie nagród muzycznych.

poniedziałek, 7 maja 2012

Motel - czyli słów kilka o horrorach, w których ludzie trafiają w nieodpowiednie miejsce


Horrory niosą ze sobą bardzo ważne przesłanie. Niebezpieczne są domki na odludziu, motele na odludziu, szpitale na odludziu, nieuczęszczane drogi i niebezpieczne są kraje na wschodzie (obcy ludzie). Niebezpiecznie jest tam, gdzie jeśli ktoś postanowi nas zamordować nie będziemy mieli nikogo blisko, kto mógłby udzielić nam pomocy (samochód nie będzie chciał odpalić, linie telefoniczne będą odłączone). Tego typu filmem jest Motel. Małżeństwo się kłóci w podróży nocą. Trafiają do motelu (na odludziu), gdzie okazuje się, że mordowani są pensjonariusze i do tego nagrywane jest to na video. W trakcie walki o przeżycie uda im się wyjaśnić kilka spraw pomiędzy nimi. Tylko czy to istotne? Inna para wynajęła sobie domek (na odludziu) i tam bez powodu grupka obcych postanawia ich zabić [Nieznajomi]. Pewien mężczyzna postanawia wybrać drogę na skróty, gdy zamykają mu drogę główną z powodu wypadku. Trafia do lasu, spotyka tam bandę głupich nastolatków i musi uciekać przed zdeformowanymi prymitywami, którzy zabijają turystów dla sportu [Droga bez powrotu]. Inna grupa nastolatków po świetniej imprezie w nocy potrąca człowieka. Przyjeżdża karetka i wszystko byłoby pięknie gdyby nie trafili do szpitala (na odludziu), gdzie są kolejno mordowani przez personel[Autopsy]. Niebezpieczne są też domki letnie poza sezonem, gdzie sympatyczny sąsiad może nas poprosić o pożyczenie jajek a skończy się to jatką [Funny games – to akurat nieco ambitniejsza realizacja schematu. Film Michaela Hanekego]. Nie wolno też słuchać obcych, którzy w pociągu polecają nam zwiedzanie Słowacji bo trafimy do upiornego miasteczka, gdzie za pieniądze milionerzy będą mogli nas zabić [Hostel]. Trzeba walczyć o przeżycie. Jeśli już trafimy na takie odludzie lepiej być kobietą, najlepiej cnotliwą (te niecnotliwe giną jako pierwsze). Statystycznie stosunkowo długo udaje się jej przeżyć. Nasi oprawcy dosyć często są zamaskowani (np. torby papierowe). Są dwa możliwe scenariusze rozwoju sytuacji. Jednej osobie może udać się przeżyć (nie więcej!) lub giną wszyscy. Kilku z psychopatycznych morderców też zazwyczaj udaje się ofierze (w obronie własnej oczywiście) zabić. Jak było w Motelu? Nieistotne. Film wzorowo realizuje schemat. W sumie niezły 6/10 . Za dużo horrorów chyba ostatnio oglądam.



SPOILER-ZAKOŃCZENIE
Bohaterce na końcu udaje się zabić oprawców i samotnie odjeżdża samochodem.